Łotrzynie, czyli kobiety, które zbójowaniem się pałały – część druga

krajobraz górski

Postaci Janosika, jak i jego konfratrów grasujących w Tatrach, Karpatach oraz Beskidach poświęcone zostały liczne legendy ludowe, a także przedstawiające ich w sposób hagiograficzny dzieła kultury – od książek, poprzez pochodzące z bazaru kiczowate ciupagi i pamiątkowe kubki, po wyprodukowany w 1973 roku serial o wielce wymownej nazwie ,,Janosik”. Niewątpliwie przyczyniły się one do ugruntowania w zbiorowej świadomości wizerunku zbójców jako poczciwych następców Robin Hooda. Nie trzeba chyba mówić, że rzeczywistość rysowała się w nieco odmiennych barwach. Nie każdy jednak wie, że zbójnictwem (przynajmniej tymi grasującymi na terenach dawnej, jak i obecnej Rzeczpospolitej) pałali się nie tylko mężczyźni, ale również kobiety. Ba! Mało tego, wśród nich zdarzały się nawet damy, a mówiąc ściślej exdamy, wywodzące się ze stanu szlacheckiego!

Katarzyna Skrzyńska, czyli Bonnie i Clyde 

    Życie kolejnej bohaterki, chociaż właściwie to antybohaterki (tak, antybohaterowie są teraz w modzie) również przypadło na burzliwy dla Rzeczpospolitej okres II połowy XV wieku. Na świat przyszła ona jako Katarzyna Słupska herbu Drużyna, jednak na kartach kronik pojawia się już jako dojrzała i zamężna kobieta – Katarzyna Skrzyńska, żona Władysława Skrzyńskiego herbu (cóż za fascynujący zbieg okoliczności) Łabędź, stad też nazywana była ona od imienia męża Włodkową. Rodzinie Skrzyńskich w tamtym okresie historycznym trzeba przyznać jedno – powodziło się im jak mało komu. Posiadali oni wówczas dobra ziemskie w okolicy Radomia, zamki Bytcza i Lietawa, położone na terytorium Królestwa Węgier (obecnie Słowacja). Krewnym Władysława i Katarzyny był sam Mszczuj ze Skrzyna, któremu przypisuje się pokonanie w bitwie pod Grunwaldem wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego Ulricha von Jungingena. To właśnie od niego Władysław i Katarzyna nabyli zamek w Barwałdzie wraz z 8 okolicznymi wsiami oraz lasem w Ochodzy. Posiadłości stanowiły część dóbr królewskich, które zostały podarowane Mszczujowi ze Skrzyna za jego zasługi dla Królestwa Polskiego, według obdarowanego ich utrzymywanie byłoby jednak dla niego zbyt kosztowne, toteż odstąpił je krewnym w zamian za 3000 czerwonych złotych węgierskich. Nie minęły nawet 3 lata, a Władysław Skrzyński przekazał większość swojego majątku żonie za tę samą cenę. Już wkrótce miało okazać się, że inwestycja w zamek w Barwałdzie nie należała do najkorzystniejszych z finansowego punktu widzenia. Z powodu niewielkich dochodów wpływających do kasy Skrzyńskich, zdecydowali się oni podnieść cło nałożone na przejeżdżających przez ich włości kupców. Przyniosło to efekty odmienne od zamierzonych – kupcy próbowali niezauważenie przejść przez ziemie należące do Skrzyńskich, wybierali inne szlaki handlowe albo po prostu odmawiali zapłaty. Władysław oraz Katarzyna postanowili więc wziąć sprawiedliwość w swoje ręce i wraz z utrzymywanymi przez siebie rycerzami zatrzymywali kupców, którzy przemierzając ich ziemie, nie uiścili za to opłaty, następnie zaś przeprowadzali rewizję, która zwykle kończyła się konfiskatą posiadanych jeszcze do niedawna przez kupców pieniędzy oraz innych cennych przedmiotów. O działalności Skrzyńskich wspomina nawet sam Jan Długosz w swoich kronikach, w następujących słowach: 

 
,,Dopominano się, aby Włodka ze Skrzynna i żonę jego, dopuszczających się wydzierstwa i rozboju, a nie chcących ulegać ani prawu, ani rozkazom królewskim, w zamku Berwałtu [Barwałdzie] kazał otoczyć. Wszystko to nie wielkich wymagało trudów, a wielką obiecywało sławę u postronnych, gdyby takich zbirów i jakby wrogów rodzaju ludzkiego ukrócono i cierpianych dotąd krzywd i gwałtów niesławę zatarto. Ale król Kazimierz innemi sprawami się zajmował, a cierpienia i krzywdy poddanych bynajmniej go nie poruszały.” 

        Z czasem Skrzyńscy doszli do wniosku, że napady to dużo lepsze źródło zarobku niż zależny od kaprysów pogody handel zbożem, dlatego też postanowili rozszerzyć swoją działalność o napady na podróżnych, wsie, a nawet miasta, kościoły i zamki. Mieli wręcz idealne warunki do praktykowania swojego zbójeckiego fachu – Barwałd leżał bowiem na granicy Królestwa Polskiego, Księstwa Oświęcimskiego i Królestwa Węgierskiego. Oprócz tego mieli oni olbrzymie wpływy w całym rejonie i poważanie u kolejnych królów polskich ze względu na przynależność do wsławionego w wojnach polsko-krzyżackich rodu. Hulaj dusza, piekła nie ma – ich pozycja była praktycznie niczym niezagrożona, toteż praktykowali swój zbójnicki proceder nadal. Nie było to jednak w smak ich ofiarom, a zwłaszcza kupcom krakowskim, którym przestępczą działalność Skrzyńskich przynosiła znaczne straty. Rządzący wówczas Rzeczpospolitą król Kazimierz Jagiellończyk zainteresował się wybrykami Skrzyńskich dopiero po tym, gdy napadli oni karawanę kupiecką należącą do Mikołaja Wierzynka (wnuka właśnie tego Mikołaja Wierzynka, który urządził za czasów Kazimierza Wielkiego tzw. ucztę u Wierzynka, czyli najsłynniejsza prywatkę w dziejach Rzeczpospolitej) – zagrażali więc oni żywotnym interesom skarbu państwa, uszczuplając jego dochody oraz podważając bezpieczeństwo handlu z Królestwem Polskim. Król zlecił zadanie sprowadzenia Skrzyńskich do parteru podkomorzemu krakowskiemu Piotrowi Szafrańcowi. Cóż… nie był to najlepszy wybór… w zasadzie był to wybór pomiędzy dżumą a cholerą, ponieważ ów podchorąży sam zajmował się zbójectwem. Jan Długosz tak opisał go w swoich kronikach: 

Strony: 1 2