“(…) człek ladaco, jakich mało, złodziejów i ich wspólników spólnik, obroną szczwany matacz i podstępca, kłamstwy barwionemi umiejący własnych, najzaufańszych przyjaciół podchodzić, a otumanionych łotrowsko zaprzedawać.”
Piotr Szafraniec nie tylko nie zdobył zamku Barwałd, ale znudzony ciągnącym się tygodniami oblężeniem zaczął napadać na okoliczne wsie i miasta (również te nienależące do Skrzyńskich). Zaniepokojony działaniami Szafrańca książę oświęcimski Janusz III zapłacił mu 2000 czerwonych złotych węgierskich, aby stamtąd wyjechał. W odwecie za wyrządzone księstwu oświęcimskiemu przez Szafrańca krzywdy książę Janusz III zaczął napadać na polskich i litewskich kupców oraz pograniczne wsie należące do Królestwa Polskiego, co nie pozostało bez reakcji ze strony króla polskiego, który wysłał przeciwko księciu oświęcimskiemu armię, a następnie zmusił go do oddania w zastaw wszystkich jego włości do czasu wypłaty odszkodowania za poniesione przez Królestwo Polskie straty. Tymczasem nie niepokojeni przez nikogo Skrzyńscy, bezpośredni sprawcy całego tego zamieszania (nomen omen musieli mieć z tego niezły ubaw) dalej zbojowalii się niczym nie przejmowali. Z czasem sam król Kazimierz Jagiellończyk zapomniał o tym, że małżeństwo napadło karawanę należącą do Mikołaja Wierzynka oraz morduje innych kupców i mieszkańców okolicznych wsi i miast, a jego stosunki ze Skrzyńskimi zaczęły ulegać poprawie – do tego stopnia, że Skrzyńscy wielokrotnie wzywani przed oblicze sądu nie musieli obawiać się o niekorzystne dla siebie wyroki, zaś w roku 1458 Katarzyna Włodkowa została imiennie zwolniona przez króla z obowiązku stacji wojskowych i wypraw wojennych.
No właśnie, ale dlaczego król zwolnił wówczas z tego obowiązku wyłącznie Katarzynę? Niestety, ale podobnie jak w pewnym amerykańskim filmie z 1967 roku to właśnie nasz średniowieczny Clyde zginął jako pierwszy, co zaś się tyczy jego Bonnie, to w przeciwieństwie do jej filmowej odpowiedniczki pożyła nie kilka sekund dłużej niż jej Clyde, a kilka lat. Niewiele wiadomo o tym, w jaki sposób zmarł Władysław Skrzyński. Wydarzyło się to prawdopodobnie w 1455 roku, być może podczas jednego z napadów, czy też (co jest bardziej prawdopodobne) złożony chorobą w łożu na zamku w Barwałdzie. W ostatnich latach swojego życia Władek stopniowo wycofywał się ze swojego zbójeckiego fachu, kontrolę nad bandą powierzył swojej żonie, której bezwzględnie się podporządkował. Innymi słowami spantoflał.
Respekt przed Włodkową czuł nie tylko jej mąż, ale także członkowie jej bandy. Legendy opisują Katarzynę Skrzyńską jako nieustraszoną i groźną kobietę o niezwykłej sile fizycznej, posługującą się z wielką wprawą mieczem i kuszą, świetniej jeżdżącej konno, prowadzącą się po męsku w zbroi oraz z bronią. Podobno nie było łuku ani kuszy, której nie potrafiłaby napiąć sama rękami bez przyrządów do tego przeznaczonych, czego nie potrafił dokonać niejeden mężczyzna. Włodkowa miał a przerwać wiecznie trwający w jej życiu sezon na zbójowanie tylko dwa razy – na czas poprzedzający poród jej dwóch synów – Jana i Włodka. Z czasem przydomek Katarzyny – Włodkowa – zaczął budzić grozę wśród mieszkańców terenów, na których działała jej banda. Każdy, kto tylko usłyszał słowa ,,Die Wlokyne Kompt” (,,Włodkowa nadciąga!”) uciekał, gdzie pieprz rośnie. Jeden z najlepiej udokumentowanych napadów dokonanych przez bandę Katarzyny miał miejsce w 1457 roku. Wówczas to grupie ośmiu więźniów (póki co nie mają w tej historii żadnego związku z Katarzyna Skrzyńską, ale poczekajcie), uwięzionych na zamku w Oświęcimiu, udało się uwolnić, a następnie zająć część zamku i wziąć kilku zakładników. Rozpoczęły się pertraktacje pomiędzy exwięźniami a podstarościm oświęcimskim Janem Synowcem, w wyniku których buntownicy zobowiązali się pozostawić zamek i co ważniejsze zakładników w stanie nienaruszonym, a w zamian będą mogli opuścić Oświęcim, wpierw otrzymawszy do rady miasta kilka drobnych podarunków, w tym m.in. konie, broń, prowiant oraz 200 czerwonych złotych węgierskich. Zarówno byli więźniowie, jak i mieszkańcy Oświęcimia dotrzymali zawartej pomiędzy sobą umowy. Stroną tej umowy nie była jednak Katarzyna Skrzyńska, która dowiedziawszy się o ucieczce więźniów z oświęcimskiego więzienia, napadła na nich ze swoją bandą, a następnie brutalnie skatowała ich na śmierć oraz zagarnęła ich dobytek. Tak to czasem w życiu bywa, że złodziej złodziejowi złodziejem.
Jednak nic co dobre nie trwa wiecznie, zresztą tyczy się to również w takim samy stopniu tego, co niedobre, toteż historia Katarzyny powoli zmierza do niezbyt przyjemnego, aczkolwiek nader spodziewanego końca. Przez całe swoje życie Włodkowa narobiła sobie licznych wrogów, aż w końcu przeciwko niej wystąpił ostatecznie i nieodwracalnie sam król Kazimierz Jagiellończyk. Czarę goryczy przelało odkrycie przez zaufanych ludzi króla faktu, że Katarzyna Skrzyńska oprócz napadaniem i mordowaniem Bogu ducha winnych ludzi (na to jeszcze można było przymknąć oka, czasami się zdarza, nawet najlepszym), zajmuje się również fałszowaniem królewskich monet – proceder ten Skrzyńska miał praktykować jeszcze za życia swojego męża Władysława. Król wydał rozkaz burgrabiemu Piotrowi Komorowskiemu, aby ten aresztował Katarzynę i przyprowadził ją przed oblicze sądu. Informacja ta dotarła jednak do osoby będącej głównym tematem rozmowy obydwu możnowładców – do Katarzyny Skrzyńskiej – która w żadnym wypadku nie zamierzała dać się schwytać. Kiedy Komorowski przybył na zamek w Barwałdzie, Katarzyna zaprosiła go na ucztę. Na wszelki wypadek nakazała ukryć się członkom swojej bandy w podziemiach zamku, sama zaś podjęła się prób przekonania swojego gościa do odstąpienia od jakichkolwiek prób jej zatrzymania. Ani oferowane przez zbójczynię kosztowności, ani też obficie dolewane burgrabiemu wino nie zdołały go przekonać, aby zaniechał aresztowania Katarzyny, ani też nie stępiły jego czujności. Katarzyna świadoma tego, że wykorzystała już prawdopodobnie wszystkie polubowne środki, aby przekonać burgrabiego, dobyła spod stołu sztyletu i uderzyła nim w pierś swojego gościa. Na szczęście burgrabia na wszelki wypadek założył zbroję, którą skrywały noszone przez niego szaty. Sztylet odbił się od zbroi i upadł na podłogę, zaś burgrabia obezwładnił Katarzynę. Po chwili dał on znak swoim ludziom, aby przystąpili do szturmu na zamek. Udało się im wówczas schwytać żywcem praktycznie wszystkich zbójców, w tym ich herszta. Nie wiadomo nic pewnego o tym, w jaki sposób zginęła Katarzyna Skrzyńska, jedno, a może i dwa fakty są pewne:
1. Na pewno umarła (jakoś dawno nikt nie widział jej chodzącej po ulicy).
2. Z całą pewnością nie była to śmierć łagodna, gdyż jako zbójniczka musiała zostać stracona.
Legendy różnią się znacząco co do sposobu, w jaki Katarzyna Skrzyńska dokonała swojego żywota. Za najbardziej prawdopodobne miejsca egzekucji zbójniczki uznaje się rynki krakowski, żywiecki i oświęcimski. Istnieją wersje legendy, według których Katarzyna Skrzyńska za swoje zbrodnie:
a) została rozerwana końmi (bolesne, a nawet bardzo bolesne, ale mogło być jeszcze gorzej np. tak jak w podpunkcie c)
b) spłonęła na stosie (nie żeby uważano ją wówczas za czarownicę czy coś, po prostu była to kara przysługująca w średniowieczu również fałszerzom monet królewskich, podpalaczom i świętokradcom, na którą osoby pałające się czarami nie miały monopolu)
c) została zrzucona z zamku Wołek w beczce nabijanej gwoździami od środka (polska wersja żelaznej dziewicy, taka bardziej ekonomiczna)
d) została ścięta mieczem (była to najbardziej honorowa kara śmierci w średniowieczu, zarezerwowana wyłącznie dla osób pochodzenia szlacheckiego)
e) została powieszona (była to najmniej honorowa kara śmierci w średniowieczu, zarezerwowana przede wszystkim dla osób pochodzenia chłopskiego oraz tych ludzi, na których wykonując tę karę chciano dodatkowo upokorzyć)
Wybierzcie sobie sposób, który najbardziej wam pasuje.
Według legend wraz ze śmiercą Włodkowej zapadły się lochy zamku w Barwałdzie, a wraz z nimi zniknęły w tumanach pyłu i kurzu, w stosach kamieni i cegieł, niezliczone skarby zgromadzone przez Skrzyńskich. Synowie Katarzyny – Jan i Włodek – wkrótce po śmierci matki woleli pozbyć się zamku z tak problematyczną przeszłością, dlatego też odstąpili go królowi Kazimierzowi Jagiellończykowi za równowartość 3000 czerwonych złotych węgierskich (historia kołem się toczy, co nie). Zamek nie posłużył jednak zbyt długo królowi, gdyż został zniszczony już w 1477 roku. Ruiny barwałdzkiego zamku do dziś przypominają o nieco już zapomnianej historii zbójniczki Katarzyny. Ach… warto również wspomnieć, że Katarzyna podobnie jak Barbara doczekała się swojego spektaklu teatralnego – ,, Mijając się z…” – co prawda nie jest to dramat, a i sama Katarzyna gra w nim rolę raczej drugoplanową, ale to i tak zawsze coś!