znak drogowy z napisem "Niebo"

Jak trafić do ,,Nieba”, czyli historia najbardziej znanej sekty w Polsce – część 2.

znak drogowy z napisem "Niebo"

Jeszcze na początku lat 90. przed należącym do sekty wielkim domem z bielonymi ścianami ustawiały się kolejki ludzi oraz samochodów. Z czasem jednak niepokojące wieści dotyczące tego, co dzieje się wewnątrz sekty zaczęły odstraszać potencjalnych pacjentów Kacmajora. Sytuacja finansowa sekty pogarszała się z dnia na dzień, podobnie jak i relacje jej członków z mieszkańcami Majdanu Kozłowieckiego. Miejscowi, którzy byli im początkowo przychylni, zwłaszcza po tym, jak członkowie ,,Nieba” oddawali im za bezcen (np. za kilka worków ziemniaków) swoje telewizory, pralki czy nawet samochody, stawali się coraz bardziej nieufni wobec wyznawców nauk Kacmajora.  

Upadek sekty

Jedna z mieszkanek Majdanu Kozłowickiego wspomina po latach to jak załamały się jej stosunki z członkami sekty: 
,,Brali ode mnie mleko i nagle przestali. Powiedzieli, że kłócę się z mężem, więc mleko od moich krów jest zatrute.” 

Oliwy do ognia, który ostatecznie zniszczył relacje pomiędzy mieszkańcami Majdanu Kozłowieckiego, dolał osobiście sam guru, który rozpoczął przyuczać swoich najwierniejszych wyznawców do roli uzdrowicieli, w tym m.in. byłego milicjanta z Lubartowa. Nie była to jednak jedyna postać o wątpliwym życiorysie i moralności, która znalazła schronienie na terenie należącym do sekty. Schronienie w sekcie znalazł Janusz Ochnik – morderca czterech żołnierzy z jednostki wojskowej znajdującej się w Zegrzu. Kacmajora poznał, gdy trafił na obserwację do szpitala psychiatrycznego w Abramowicach pod Lublinem, skąd uciekł a następnie ukrywał się na terenie należącym do sekty w specjalnie wybudowanym dla niego schowku. Ochnika szukały jednak wówczas organy ścigania w całej Polsce, dlatego też zimą 1994 roku Kacmajor zdecydował się pozbyć problematycznego zbiega i wygnał go z domu należącego do sekty. Chroniczny niedobór pieniędzy sprawił, że dom, w którym żyli członkowie sekty zaczął podupadać, odcięto do niego dopływ prądu, przez co członkowie sekty zmuszeni byli oświetlać dom za pomocą lamp naftowych. Na te wszystkie przeciwności losu guru znalazł jednak proste wytłumaczenie – miała to być próba, którą ich – członków ,,Nieba” – poddaje sam Bóg, pragnący, aby zaznali życia w biedzie i upokorzeniu, dzięki czemu dostąpią oni zbawienia. Kacmajor nakazał również wyznawcom swoim nauk, aby zaczęli kraść dla sekty potrzebne produkty i surowce oraz wartościowe przedmioty. Sam określał dokonywane przez członków sekty kradzież mianem ,,kradzieży religijnych”. Kacmajor tłumaczył również, że celem kradzieży jest nie tylko zapewnienie wspólnocie godnych warunków bytu, ale również głoszenie ,,słowa bożego” w przesiąkniętych złym duchem kapitalizmu sklepach, zaś w przypadku ewentualnego przyłapania członka sekty na kradzieży również w pełnych zdegenerowanych ludzi więzieniach i komisariatach policji. Osobiście uczył członków sekty tego, jakie produkty najbardziej opłaca się kraść oraz w jaki sposób to robić, żeby nie dać się złapać. Niektórzy wyznawcy nauk Kacmajora wzięli sobie wypowiedziane przez niego słowa naprawdę głęboko do serca, zdarzały się nawet sytuacje takie jak taka: 
,,Wziąłem w sklepie w Puławach kawę i wychodziłem tak, żeby sprzedawczyni widziała. Wziąłem specjalnie. Na policji powiedziałem, że chciałem zobaczyć, jak się czuje złodziej. Chciałem to przeżyć. I było to z mojej woli. Dużo rzeczy w sobie załatwiłem. Lęk przed czymś powoduje, że nie potrafiłbym zabrać innemu człowiekowi lęku”. 

Wraz z nadejściem jesieni pozostałym mieszkańcom Majdanu Kozłowieckiego z ogródków i pól zaczynały ginąć zwierzęta, ziemniaki oraz inne rośliny uprawne, siano, narzędzia rolnicze, a nawet ubrania wywieszone na płotach. Członkowie sekty nie zawężali jednak terenu, na którym dokonywali kradzieży wyłącznie do najbliższej okolicy – kradzieży dokonywali również w innych miejscowościach znajdujących się w powiecie, a nawet w Lublinie czy Warszawie. W efekcie członkowie sekty często odbywali kilkumiesięczne pobyty w areszcie. Najbardziej znana sprawa kradzieży, w którą zamieszani byli członkowie sekty dotyczyła kradzieży drewna z lasu należącego do jednego z mieszkańców Majdanu Kozłowickiego. Zakończyła się ona w ten sposób, że wszyscy mężczyźni należący do wspólnoty – łącznie 16 osób -w tym sam Bogdan Kacmajor przez najbliższych kilka miesięcy zmuszeni byli patrzeć na świat zza krat. Gdy policjanci próbowali wówczas przeszukać posesję członkowie sekty, aby ich nastraszyć, członkowie sekty wzięli siekiery do rąk, aby ich przegonić. Wydarzenie to nie spowodowało jednak, że sekta zakończyła swoją działalność. Po ponownym wyjściu na wolność Kacmajora większość osób wróciła do sekty. 

Do ,,Nieba” wstępowali nie tylko w pełni dorośli ludzie, ale również osoby niepełnoletnie, jak i te które stosunkowo niedawno stały się pełnoletnie. Rodzice większości z nich, o ile sami nie należeli do sekty, nie byli zbytnio zachwyceni tym, że ich dzieci porzuciły rodzinę, szkołę lub pracę dla wspólnoty, o której praktycznie nikt nie miał dobrego zdania. Pierwsze zgłoszenie o porwaniu dziecka zgłosili rodzice 17-letniej Anny z Białegostoku, jednak interwencja matki niewiele dała, ponieważ dziewczyna uzyskała pełnoletność, zanim sprawa zaczęła nabierać tempa i postanowiła zostać w sekcie razem ze swoim chłopakiem. Tragicznie zakończyła się historia trójki rodzeństwa pochodzącego z rodziny H. które do sekty sprowadził ich starszy brat Darek. Rodzice próbowali odzyskać dzieci wszelkimi możliwymi metodami. Gdy tylko zjawiali się pod wielkim domem Kacmajor odgrażał się im mówiąc: ,,Jak nie zostawicie ich w spokoju, to spotka was wielka tragedia”. Zimą 1993 roku samochód, którym jechał Darek, jego siostra, jej chłopak oraz jeszcze jeden mężczyzna należący do sekty zginęli w wypadku samochodowym. Od tej pory wyznawcy nauk Kacmajora byli przekonani, że ich guru potrafi nie tylko uzdrawiać ludzi, ale też rzucać na nich klątwy. 

Członkowie sekty
Członkowie sekty, fot. Wojciech Jargiło/Agencja wyborcza.pl

Członkowie ,,Nieba” stopniowo coraz bardziej narażają się nie tylko organom ścigania, ale również mieszkańcom Majdanu Kozłowieckiego. W niedzielę zaczęli straszyć idących do kościoła mieszkańców wsi, wyskakując zza drzew i krzycząc na nich, że dosięgnie ich kara boska. Natomiast w dni powszednie potrafili zatrzymać kogoś i powiedzieć do niego: „O! Ty jesteś zły człowiek, umrzesz”. Członkowie sekty mieli mieszkańcom Majdanu Kozłowieckiego za złe, że nie chcieli się oni leczyć Duchem Świętym, oczywiście w wydaniu sekty. Kandydatowi na senatora, który w niedzielę zorganizował spotkanie przedwyborcze w Lubartowie, przepowiadali rychłą śmierć na raka, zaś miejscowemu policjantowi postanowili wymierzyć karę… trzydniowej biegunki. W święto Wniebowstąpienia Najświętszej Maryi Panny (to znaczy na Matki Boskiej Zielnej), gdy mieszkańcy szli przez wieś z procesją, członkowie sekty zaczęli ich wygwizdywać. Zrobili wtedy barykady z worków, pooblewali siebie farbą i zaczęli udawać, że rzucają w idących w procesji mieszkańców granatami oraz do nich strzelają. Brzmi niezbyt przyjemnie? Cóż… zawsze mogło być jeszcze bardziej niekomfortowo, bo gdy we wsi umarł człowiek, który nie należał do sekty, jej członkowie wystawiali na drodze zrobioną na jego podobieństwo kukłę z napisem: ,,On nie chciał się z nami bawić”. 

Atmosfera panująca w sekcie doprowadzała jej członków do granic ludzkiej wytrzymałości. Niestety nie każdy był w stanie znieść życie w nędzy, upokorzenia oraz bezwzględną kontrolę, której wyznawcy nauk Kacmajora byli poddawani ze strony innych członków sekty. W końcu doszło do tragedii, a nawet dwóch. Pierwsza miała miejsce w 1998 roku. Młoda kobieta, pochodząca z Jeleniej Góry, z niemalże ukończonym doktoratem, która do sekty wstąpiła, aby być razem ze swoim mężem, nagle napisała do niego list pożegnalny, spakowała swój plecak i opuściła sektę. Pojechała następnie do Lublina, gdzie odebrała sobie życie, skacząc z dziewiątego lub dwunastego piętra wieżowca przy KUL-u, będącego wówczas jednym z najwyższych wieżowców w mieście. Przez wiele tygodni jej ciała nie można było zidentyfikować, tym bardziej że jej mąż namówiony przez Kacmajora przez długi czas nie zgłaszał jej zaginięcia. Po latach jej mąż tak opisuje tamte wydarzenia: 

,,Odszedłem z Majdanu po siedmiu latach. Moja żona wyskoczyła z okna. Zabiła się. Nie wytrzymała. Weszła na dziewiąte piętro i skoczyła. Policja i dziennikarze ocenili, że zrobiłem jej pranie mózgu, omotałem. Obwinili mnie za jej śmierć. Kiedy skoczyła, nie mogli zidentyfikować zwłok. Twarz miała zmasakrowaną. Jej matka powiedziała, że to nie może być ona. Ja wiedziałem, że to ona. Powiedziałem, że ma ciemnoniebieski stanik, ale okazało się, że jasnoniebieski. Wtedy mieliśmy w Majdanie tylko lampy naftowe i tyle. Wszystko się zgadzało. Jak jej powiedziałem, że się rozstajemy, to groziła, że pójdzie na wieżowiec i zabije się. Kiedyś miała widzenie. Powiedziała, że zostawię ją za dwa lata. Okłamałem ją wtedy, że źle odczytała i oznacza to niezałatwioną sprawę. Kiedy odszedłem z Majdanu, nie namawiali mnie do powrotu. Nigdy nie czułem się przez nich nękany. Przyjeżdżali do mnie, ale do niczego nie zmuszali. To nie był czas, żebym do nich wrócił. Kiedyś pojechałem jednak z nimi do Majdanu. Byłem na głodzie. Ukradłem sto dolarów i naćpałem się”. 

Kacmajor był wobec swoich wyznawców bezwzględny i nieubłagany, dlatego zdarzało się, że wyrzucał najsłabsze jednostki w grupie ze wspólnoty. Od jego decyzji zazwyczaj nie było odwrotu. Wyrzucone z sekty osoby zazwyczaj nie potrafiły sobie poradzić poza sektą, co doprowadziło do kolejnej tragedii. Miała ona miejsce w maju 2000 roku, a została ona opisana na łamach ,,Dziennika Wschodniego”: 

,,Zakrwawione zwłoki mężczyzny znaleziono wczoraj w pobliżu sekty ”Niebo” w Majdanie Kozłowickim. Policja przypuszcza, że to były członek sekty, który popełnił samobójstwo, po tym, jak nie został z powrotem przyjęty do grona swych dawnych współwyznawców. 

Wczoraj rano robotnicy, którzy kopali staw na skraju lasu, natknęli się na zwłoki około 35-letniego mężczyzny. – To wyglądało makabrycznie. Leżał na brzuchu, całe ręce i ubranie miał we krwi – opowiada jeden z pracowników. 

Obok znaleziono nóż. Denat miał podcięte żyły lewej ręki. Prokurator, który był na miejscu, powiedział ”Dziennikowi”, że prawdopodobnie było to samobójstwo. Zwłoki znajdowały się już w stanie rozkładu. Mężczyzna nie żył co najmniej od soboty. Nie znaleziono przy nim dokumentów. 

– Ten człowiek był bardzo podobny do mężczyzny, którego widziałem właśnie w ”Niebie”, jeszcze kilka miesięcy temu. Jeździł po wsi rowerem, robił zakupy. Potem jakoś przepadł – przypomina sobie mieszkaniec Majdanu, który był w pobliżu i widział ciało. 

Od miejsca znalezienia zwłok do siedziby ”Nieba” jest około 200 metrów. Wczoraj po południu przed białym budynkiem stał radiowóz. Policjanci przesłuchiwali domowników. Na podwórku bawiła się gromadka kilkuletnich dzieci. Na widok obcych szybko uciekły do domu. Bogdan Kacmajor mówi, że nic nie wie w tej sprawie. – Teraz mieszkam tylko z rodziną – stwierdza krótko. 

Ze wstępnych ustaleń lubartowskiej policji wynika, że znaleziony mężczyzna pasuje do rysopisu jednego z wieloletnich członków sekty, który opuścił ją kilka miesięcy temu. Według jednej z hipotez teraz chciał do niej wrócić, ale nie został przyjęty. – Załamany odebrał sobie życie – snują przypuszczenia policjanci”. 

Zwłoki leżały w krzakach przeszło tydzień, kilkadziesiąt metrów od najbliższej drogi oraz domu należącego do sekty. Leżały tam tak długo, ponieważ operator koparki pogłębiającej znajdujący się niedaleko staw uznał niebieski kształt znajdujący się w krzakach za worek ze śmieciami wyrzuconymi do lasu. Kilka dni później kierownik zmiany podszedł do niebieskiego kształtu i z przerażeniem odkrył, że w rzeczywistości nie jest to worek na śmieci, tylko rozkładające się ludzkie zwłoki. Miały podcięte przeguby dłoni oraz gardło, obok zaś leżał nóż. Na miejsce zbiegli się wówczas pozostali robotnicy oraz mieszkańcy Majdanu Kozłowickiego, wkrótce przyjechała również policja. 

Wobec poszczególnych członków sekty, jak i samego Kacmajora zaczęto gromadzić materiał dowodowy. Wspólnotę oskarżano m.in. o kradzieże, doprowadzanie do samobójstwa osób związanych z sektą, oszustwa podatkowe, wyłudzenia majątkowe, stosowanie aktów przemocy, gwałty, praktykowanie kazirodztwa, pedofilię, zakopywanie zmarłych noworodków na terenie należącym do sekty, a także (czego jak do tej pory nie udowodniono) o ich uśmiercanie, sprzedawanie dzieci za granicę i… praktykowanie czarnej magii. W 1997 roku Sąd Rejonowy w Lubartowie skazał nawet Kacmajora na kilka miesięcy pozbawienia wolności w areszcie za bezprawne przetrzymywanie jego 14-letniego syna. Nieuchronnie zbliżał się koniec, lecz nie zapowiedziany przez Kacmajora koniec świata, lecz koniec założonej przez niego wspólnoty. 

Na Lubelszczyźnie ,,Niebo” było już spalone, dlatego Kacmajor przeniósł się razem z najwierniejszymi spośród swoich wyznawców do Starego Bystrego, znajdującego się w gminie Czarny Dunajec, położonej w Małopolsce. Kacmajor opuszczając Majdan Kozłowiecki powiedzieć miał: ,,Czas zająć się ludźmi. Trzeba wziąć, co dobre, to co kiepskie wypierdolić. Oni mieli w siebie uwierzyć, a nie w zakompleksionych kretynów”. W Starym Bystrym członkowie sekty wynajęli pusty dom, za którego płacili jego właścicielowi 400 zł miesięcznie – średnie wynagrodzenie wynosiło wówczas około 1061 zł. Członkowie sekty niedługo zaznali niebiańskiego spokoju, gdyż dosyć szybko odwiedzili ich policjanci. Badali oni wówczas sprawę kradzieży konsoli do gry, której dopuścił się pochodzący z Ukrainy członek sekty. W tym samym czasie na policję zgłosiła się młoda Ukrainka w ciąży, z trojką dzieci, z prośbą o pomoc w powrocie na Ukrainę. Okazało się, że była ona żoną aresztowanego członka sekty. Ani ona, ani jej dzieci nie posiadali dokumentów potwierdzających ich tożsamość, ponieważ wstępując do sekty zmuszone były spalić swoje dowody tożsamości. Policjantów w całej tej sytuacji najbardziej dziwiły imiona, które nosiły dzieci kobiety, a były to: ,,Jaskółka”, ,,Skowronek” i ,,Śpiewak”. Najmłodsza dziewczynka o imieniu ,,Śpiewak”, która urodziła się na terenie należącym do sekty nie figurowała w żadnych dokumentach urzędowych, toteż policjanci sprowadzili z aresztu jej ojca, żeby potwierdził ojcostwo, dzięki czemu możliwe stało się wyrobienie dziewczynce tymczasowych dokumentów potwierdzających jej tożsamość. Co interesujące policjanci zostali nawet jej rodzicami chrzestnymi, a ,,Śpiewak” otrzymała nowe, już urzędowe imię – Natalka. Kilka tygodni później obywatelka Ukrainy wyjechała do kraju razem ze swoimi dziećmi. 

Bogdan Kacmajor z dziećmi
Bogdan Kacmajor z dziećmi, fot. Wojciech Jargiło/Agencja wyborcza.pl

W kolejnych miesiącach sektę zaczęli opuszczać kolejni jej członkowie, aż w końcu jesienią 2002 roku na ucieczkę zdecydowała się sama żona Kacmajora oraz jej 14-letni syn – ,,Do” – który później zmienił imię na Medard. Były członek sekty tak wspomina Medarda: 
,,Bracia chwalili ojca, gdy ten głosił swoją nową naukę, siadali i słuchali. A Do szedł spać. Duchów też nie widział. Tłumaczył rodzeństwu: jak ktoś długo patrzy w żarówkę, to mu ciemne plamy na pewno będą migać przed oczami. Snów prorockich nie miał. I nie chciał ich wyjaśniać, co w ,,Niebie” poniekąd było rytuałem – prawo przecież stanowi wyraźnie, że na końcu czasów ludzie widzenia mieć będą”. 

Matka Medarda w trakcie ucieczki oddaliła się od syna, od tego czasu wszelkich słuch o niej zaginął. Chłopiec dotarł natomiast zziębnięty i wygłodzony dotarł na komisariat policji w Krakowie, gdzie przedstawił się jako syn Bogdana Kacmajora, który uciekł od ojca i pragnie trafić do domu dziecka. Powody swojej ucieczki tłumaczył policjantom następująco: 
“Przerażały mnie […] słowa ojca o możliwości popełnienia zbiorowego samobójstwa przez moją rodzinę, gdyby spotkała nas ciężka sytuacja życiowa. Ze względu na ojca nie mam możliwości chodzenia do szkoły i kontynuowania nauki. Chciałbym przebywać w domu dziecka” – cytował go “Dziennik Polski”. 

O całym zdarzeniu dowiedział się sąd, który orzekł o odebraniu Kacmajorowi praw do opieki nad pozostałymi dziećmi. Dzieci trafiły do Domu Dziecka w Kraśniku, dopiero wtedy pierwszy raz w swoim życiu poszły do szkoły. Jak wspomina dyrektorka ich placówki Elżbieta Kowalczyk: 
,,Nie było z tym problemu. Dzieciaki chętnie nadrabiały zaległości. Pokazały, że są fajne, że współpracują, że znają normy społeczne. Nie było tak, jak plotkowano. Dzieciom naprawdę nic nie można było zarzucić, były dobrze wychowane, umiały się zachować, były świetnie rozwinięte intelektualnie – mówi. Przyznaje, że ani ojciec, ani inni członkowie sekty nie kontaktowali się z placówką”. 

Dwie dziewczynki szybko zostały adoptowane, zaś do chłopców, którzy nadal pozostawali w domu dziecka w oczekiwaniu na adopcję Bogdan Kacmajor wysłał list o następującej treści… uwaga pisownia oryginalny, uczucia osób wrażliwych na poprawność językową mogą zostać nawet bardziej niż urażone: 
“USTALILIŚMY ŻE (…) TO CZTERY POSTACE Z TRONU I NAOKOKO NIEGO. MUWIŁEM TES, ALE NIE DO KOŃCA, KIM JESTEŚMY. ZE BENDZIEMY TFOZYLI PAŃSTWO TYSONCLETNIE HRYSTUSA. NIEBAWEM POZNAM, WY TAKŻE, SFOJO JUŻ DOBRO ŻONĘ, KTURA URODZI DWANASCORO DZIECI, SIEDMIU HŁOPCUF I PJENC DZIEFCONT. BĘDZIE NISSA ODE MNIE, BENDZIE MJAŁA JASNE WŁOSY, BENDZIE TYLKO ŻONO. NIE BENDZIE PRACOWAŁA DUCHEM. BENDZIE MIAŁA OKOŁO 21 ROKUF”. 
Tym samym kresu dobiegło istnienie ,,Nieba”. 

Dziedzictwo 

To, że w ogóle taka wspólnota jak ,,Niebo”, razem ze swoimi pokręconymi zasadami i hierarchią wartości obowiązującymi członków sekty, miała prawo zaistnieć może nam się wydawać niezwykłe bądź też dziwaczne, ale w żadnym wypadku zabawne. Należy mieć na uwadze to, że sekta przyczyniła się zarówno pośrednio, jak i bezpośrednio do cierpienia, które dotknęło wielu ludzi, w tym nie tylko tych, którzy dołączyli do sekty, ale również członków ich rodzin. To tak naprawdę suma wielu ludzkich dramatów. Dawni wyznawcy nauk Kacmajora przez lata, a być może nawet i po dziś dzień, zmagają się z zaburzeniami psychicznymi, nerwicami, fobiami oraz lękami. Po latach były członek sekty tak wspomina czas, który spędzony w ,,Niebie”: 
„To dla Niebo porzuciłem szkołę teatralną, opuściłem dom rodzinny, poświęciłem własne plany i marzenia. Chciałem się w tej grupie realizować, być apostołem Jezusa Chrystusa, a kończę jak żebrak z reklamówką w ręku, wygnany i poniżony”. 

No dobrze, ale co też się stało z guru ,,Nieba” – Bogdanem Kacmajorem? Po zakończeniu działalności sekty na przełomie 2002 i 2003 roku media na długi czas przestały interesować się jego osobą. W 2016 roku pewnemu dziennikarzowi udało się dotrzeć do Kacmajora i przeprowadzić z nim krótki wywiad. Kacmajor miał w 2010 roku wyjechać z Polski do Wielkiej Brytanii, gdzie powrócił do swoich korzeni – ponownie związał się ze sztuką. Raczej nie narzeka na brak wolnego czasu, ponieważ przygotowuje prace m.in. obrazy, kolaże asemblerze itp. na wystawy w lokalnej galerii. Od tego czasu słuch po nim zaginął. Dyskusja dotycząca Kacmajora od czasu do czasu odżywa gdzieś w czeluściach Internetu. Chodzą plotki, że w rzeczywistości nie wyjechał on do Wielkiej Brytanii, tylko na Ukrainę, gdzie ponownie zajął się uzdrawianiem ludzi, oczywiście za drobną opłatą. Niektórzy zaś twierdzą, że guru ,,Nieba” tak naprawdę w ogóle nie wyjechał z Polski, lecz przeprowadził się do Nysy, gdzie nie niepokojony przez nikogo wiedzie życie podobne do milionów ludzi na całym świecie. 

Wielki dom z bielonymi ścianami, w którym mieściła się siedziba sekty w Majdanie Kozłowieckim nie jest trudno odnaleźć, co innego dostać się na teren tejże posiadłości, czego nie polecam robić. Nowi właściciele domu, którzy podobno prowadzą działalność prawniczą podźwignęli go z ruiny w jakiej go zastali. Historia związana z tym domem sprawia, że odwiedzają go często nieproszeni goście, dlatego też działka została szczelnie ogrodzona, a przy wjeździe na posesję ustawiono wielką tablicę z ostrzeżeniem, następującej treści: ,,Teren prywatny. Wstęp wzbroniony”. Niestety pomimo tego pod dom ściągają nadal swoiste pielgrzymki ludzi, którzy na własne oczy pragną zobaczyć dom, w którym swoją siedzibę miała najbardziej znana polska sekta. Mam tylko nadzieję, że Ty nie jesteś jedną lub jednym z nich. 

Ciąg dalszy nie nastąpi (oby)