Jedno, wielkie, zbiorowe… przyzwolenie na niewolnictwo XXI wieku – jak zarabiają młodzi i czemu nielegalnie lub niedopuszczalnie mało?

Przejdź się przez Bramę Krakowską i wejdź na lubelskie Stare Miasto. W czasie spokojnego spaceru rozejrzyj się po kamienicach. Do jednej z nich pewnie zawitasz na spokojną kawę, mniej spokojne piwo lub obiad z rodziną. Ale zanim dotrzesz do Bramy Grodzkiej, spróbuj chociaż zgadnąć, ilu miniesz nieuczciwych pracodawców. 

2022. Od tego roku płaca minimalna za godzinę to 19,70 zł za godzinę. Sytuacja poprawiała się w ostatnich latach systematycznie. W 2017 osoba z najniższym wynagrodzeniem zarabiała zaledwie 13 złotych, ale ostatnio tradycyjnie w pierwszy dzień roku budziliśmy się nie tylko z po-sylwestrowym-bólem-głowy, ale też z wyższym wynagrodzeniem. Najszczęśliwsi z obdarowanych mogli być studenci i uczniowie do 26. roku życia, dla których od roku 2019 kwota brutto równa się netto. Tym sposobem na rękę dostają dokładnie tyle, ile pracodawca na nich wydaje. Państwo nie zabiera ani złotówki. 

Jeśli popatrzy się na przepisy prawa, to pod wieloma względami praca przed 26. rokiem życia byłaby niemal bajką. Ale w wielu wypadkach nie jest to prawo obowiązujące. Ogromna jest skala pracodawców działających na zasadach… prawa silniejszego. Młodzi ludzie poza wieloma zaletami i atutami zapisanymi na kartach zazwyczaj krótkiego CV mają też jedną, znaczącą wadę. Dają się łatwo wykorzystać. 

Potulny pracownik poszukiwany od zaraz. 

“Zatrudnię ucznia i studenta” – czytam w ogłoszeniach na co drugiej witrynie sklepów, restauracji i kawiarnii, które szukają pracowników. Ten jeden prosty warunek klucz nie jest dla nikogo zaskakujący – kusi pracodawców zwolnienie z odprowadzania podatków i ZUSu na pracownika. Taki młody człowiek chętnie wypełni w grafiku luki w postaci zmian popołudniowych i nocnych, jeśli tylko potrzebuje pieniędzy i wie, że musi pracować po zajęciach. Przyjdzie bez narzekania do pracy w weekend, zajmie stanowisko, którego przeciętny trzydziesto- czy czterdziestoparolatek najchętniej już by nie zajmował. Co więcej, gdy otrzyma propozycję pracy za 10 złotych na pierwszej, drugiej i trzeciej rozmowie rekrutacyjnej, uzna, że tak ten świat wygląda. I nawet się nie zająknie, że to niedopuszczalne, że w ustawie przewidziane jest jedno, a w realnym świecie funkcjonuje drugie. 

“Przecież nie może być tak źle” – usłyszałam od jednego z bliskich mi przedstawicieli starszego pokolenia, gdy szukałam pracy i na którejś z kolei rozmowie zaproponowano mi stawkę między 10 a 13 złotych. Niestety, jest. Dość jasno pokazuje to badanie, które udało mi się przeprowadzić wśród najmłodszej grupy pracowniczej.* Niemal 73% ankietowanych pracowało już za mniej niż przewiduje najmniejsza krajowa, a ponad ¼ z nich nigdy nie była w innej sytuacji jako pracownik. 

Są dwa sposoby, aby oszukać system, a dokładnie żeby oszukać pracownika. O pierwszym z nich opowiedziała mi 20-letnia pracownica lubelskiej gastronomii

“Podawano inną stawkę w oficjalnych dokumentach niż wynosiło faktyczne wynagrodzenie. Pracodawca podawał, że pracowałam mniej godzin, żeby kwoty się zgadzały”. 

Co istotne, to na pracodawcy spoczywa obowiązek prowadzenia ewidencji przepracowanej liczby godzin na umowę zlecenie. Ma być to przez niego zapisane, oczywiście w oparciu o stan faktyczny. W praktyce nie zawsze jest to zgodne z prawdą. Wtedy pracownik musiałby mieć zapłacone tyle, ile mu przysługuje, a nie zawsze jest to intencją pracodawcy w obecnym systemie. 

Innym sposobem jest sporządzanie rachunku do umowy na odpowiednią kwotę – według najniższej krajowej, ale pracownik realnie otrzymuje wtedy mniej niż widnieje na rachunku. Jeśli pracodawca rozlicza się z pracownikiem gotówką, to nie zostaje po oszustwie żaden ślad. Pracownik oczywiście musi się podpisać i pod ewidencją godzin, i pod rachunkiem rozliczającym zlecenie. Ma to być dla niego ochrona. Pytanie tylko ile osób w pierwszej pracy będzie umiało oskarżyć szefa lub managera o wyzyskiwanie pracowników i odmówi podpisania sporządzonych przez nich dokumentów? A za rogiem przecież czekają inni chętni na pracę… Niepokorny pracownik to zbędny pracownik.

Taki stan rzeczy to dla młodych ludzi duże zagrożenie. Jedni, dość dobrze zdają sobie sprawę, że to zwyczajny wyzysk. Jeśli nie muszą, nie podejmują się pracy na nierównych warunkach. “Nie wiąże się z pracodawcami łamiącymi prawo, ponieważ to psuje rynek i oznacza przyzwolenie na takie działania” – mówi mi 21-letni lubelski student.

Pan każe, sługa musi.

Ale młodym przecież „jak na tacy” podaje się “logiczne” wytłumaczenia na chore – i  przede wszystkim nielegalne – zwyczaje pracodawców. Kelnerka pracująca dla jednej z dziesięciu najlepszych restauracji w Lublinie (według TripAdvisora) usłyszała, że zarabia 10 złotych od godziny, ponieważ dostaje od gości napiwki. W innej lubelskiej restauracji na Starym Mieście stosuje się kary pieniężne za “niewystarczająco szybkie wywiązywanie się ze swoich obowiązków” – przykładowo potrąca się z pensji 10 złotych za zbyt późne zmycie stolika. “Działo się to przy stawce 13 złotych za godzinę” – informuje mnie jeden z rozmówców.

Oczywiście kwestia posiadania jakiejkolwiek umowy to również pewnego rodzaju uprzywilejowanie na rynku pracy młodych. Niemal 71% ankietowanych przyznało mi, że zdarzyło im się pracować bez podpisanej umowy, a prawie 22% nigdy w ogóle nie pracowało na podstawie umowy z pracodawcą. To znaczy, że pracodawcy nie tylko ignorują zapisy w umowach, ale nawet nie zapewniają ich pracownikom. Sytuacja idealna – żadne ustalenia nie są wiążące, a więc silniejszy wiedzie prym.

Góra lodowa problemów młodych pracowników nie znika, a topnieje i w końcu zatopi kolejne pokolenia. Obecne zwyczaje pracodawców i cichy smutek tych, którzy powinni dostawać więcej, zlewa się w jedno wielkie zbiorowe przyzwolenie na niewolnictwo XXI wieku. Ci, którzy zrozumieją, że to nie tak powinno działać, może jeszcze przed 25. rokiem życia znajdą “pracę marzeń za najniższą krajową” i ucałują łaskawego pracodawcę po nogach. Bo to niespotykane! Inni nie wyrwą się z nieuczciwego układu, bo nawet jak zechcą znaleźć nową pracę, to znajdą kolejnego i kolejnego pracodawcę, który wie, że da się pracownikowi płacić mniej. Tak przecież działa to zbiorowe przyzwolenie, prawda? 

Co więc zostaje nam, młodym i niewinnym wchodzącym na rynek pracy? Poza wyjazdem z kraju ku lepszej przyszłości, można na przykład… zacząć coś z tym zrobić?

Znajdź nieuczciwego pracodawcę.

Droga jest prosta, przedstawię ją też w prosty sposób. Oczywiście należy liczyć się z tym, że jest jakaś szansa, że nie pociągnie to za sobą efektu natychmiastowej przemiany świata na lepsze, ale próbować zawsze warto. 

Jeżeli zdarzyła Ci się sytuacja, w której pracodawca nie stosował się do obowiązku wypłacenia wynagrodzenia według obowiązującej wtedy najniższej krajowej stawki lub złamał inny zapis prawny dotyczący pracowników (np. pracowałeś bez umowy), skontaktuj się z nami TUTAJ.

Poprosimy o kontrolę u tego konkretnego pracodawcy odpowiednie urzędy. Jeśli to nie zadziała, no cóż. Upublicznimy po prostu listę nieuczciwych pracodawców, przestrzegając przed nimi kolejnych pracowników. Krótka nie będzie. 

*W ankiecie wzięło udział 100 osób między 17 a 29 rokiem życia. Każda z tych osób miała już za sobą minimum jedno doświadczenie na rynku pracy. Oto jej wyniki.