Pchli targ w Oliwie, czyli ostoja Less Waste

W Gdańsku, z racji studiów, jestem na co dzień. Przy okazji zdarza mi się odkrywać inicjatywy, których w małym mieście brakowało albo były trudno dostępne. Miejskie targi dobrze znałam z przeszłości: labirynt zadaszonych uliczek, przymierzanie spodni na kartonie, niemieckie słodycze. Punktem orientacyjnym były wtedy stoiska z płytami CD (z piracką zawartością, warto dodać), głośnik na jednym z trzech stolików bez przerwy sycił konsumentów disco polo.  Opisuję jednak tę reprezentacyjną część targowisk miejskich; gdzieś dalej, na obrzeżach toczyły się zaciekłe boje o obniżenie ceny o chociaż trzy złote („bo więcej to nie jest warte!”). Gdzieniegdzie dzieciaki rozkładały koce z zabawkami, starsze panie handlowały słoikami i pęczkami kurek. Niestety, w niedziele po kościele panowała rewia mody; na targ staroci i zakątek ludzi z całym dobytkiem na jednym kocu mało kto zaglądał – może tylko entuzjaści. 

Moją uwagę przyciągnął kiedyś plakat z kolorowym guzikiem i literą „O” w Parku Oliwskim. Takich kartek było jeszcze kilka, potem zauważyłam spore zainteresowanie moich znajomych pewnym wydarzeniem na portalu Facebook. Pchli Targ w Oliwie odwiedziłam trzy dni później, a potem była  tam już prawie w każdą niedzielę wakacji. 

Mimo że handel uliczny może wydawać się widmem transformacji ustrojowej, to tradycja oliwskiego raju dla miłośników staroci trwa niewiele ponad sześć lat. Pchli targ „przywiózł” do Gdańska pan Michał Bojanowski (prezes Stowarzyszenia Młoda Oliwa) prosto z Hamburga – tam podobne wydarzenia są wręcz tradycją. Adaptacja koncepcji do gdańskich realiów nie była dużym wyzwaniem; jak się okazało Pchli Targ w Oliwie to „samograj” wśród bazarów. Co niedzielę na rynek przychodzą entuzjaści tanich zakupów, poszukiwacze skarbów. Taki układ jest korzystny dla wielu osób – sprzedawcy mogą pozbyć się staroci, zarobić, a nabywca daje przedmiotowi nowe życie. 

W całym Gdańsku (liczącym w tym momencie około 600 tys. mieszkańców) pchli targ jest tylko jeden. Działa on w każdą niedzielę od 9:00 do 15:00, w sezonie trwającym od maja do końca września. Co tydzień pojawia się przynajmniej kilkudziesięciu sprzedawców oraz setki kupców. Nie da się określić „kto” sprzedaje na targu. Można spotkać doświadczonych zbieraczy antyków, rzemieślników; młodzież i dorosłych wietrzących szafy oraz dzieci ze stosami zabawek i książeczek na kocach. 

Duch less waste najlepiej promować już od najmłodszych lat, o czym doskonale wiedział mój rozmówca, który pomagał synowi w jego pierwszym biznesie. 

Będąc w wieku moich dzieci, robiłem to samo, rozkładało się koc gdzieś przy chodniku i zachęcało do kupna. Synowi podsunąłem pomysł jeszcze z innego powodu: zabawek jest tak dużo, że przynajmniej części należałoby się pozbyć. Tak jak moja mama mówiła: „Chcesz nowe zabawki? Pozbądź się starych”. Dzieciakom się nawet to podoba, od początku sezonu byliśmy prawie co niedzielę. Słyszę tylko: „Tata, idziemy na targ sprzedawać” i ruszamy. Cieszą mnie też reakcje ludzi, często podchodzą do nas inni rodzice z dziećmi, chwalą inicjatywę, później sami pojawiają się ze swoim stoiskiem. Odkrywają sposób na pozbycie się zalegających zabawek, bardzo korzystny dla nich i dla najmłodszych. Przy okazji mogą nabyć coś dla swoich pociech w atrakcyjnej cenie. Mnie osobiście przeraża konsumpcjonizm, nowe zabawki potrafią kosztować kilkaset złotych, a jak wiadomo, dzieci szybko tracą nimi zainteresowanie. Ktoś ma ten sam produkt z drugiej ręki, a mój syn ma kieszonkowe i więcej miejsca na półce. 

Nieopodal stoi kilka namiotów „gastronomicznych”, można w nich kupić ciasta, przetwory, dania w słoiku albo napić się niebieskiej lemoniady z kwitnącego wiosną bzu.  Jeden ze stolików ugina się od słoików, w nich pływają ogórki, kapusta, sałatki. Obok leżą jeszcze ciasta i bochenki cheba, a nieco niżej, na kocu, elementy starej zastawy. 

P. Katarzyna: – Mój pomysł to „rolniczy handel detaliczny”. Mieszkam na wsi i wykorzystuję swoje plony, aby dać innym to, czego sami nie robią albo nie mają czasu robić. Przetwory, ciasta i chleb są „autorskie”. Dlaczego pchli targ? To miejsce ma klimat, który ciężko podrobić. Przyciąga wielu różnych klientów; dzięki temu mogę przedstawiać swoje produkty „na żywo”, lubię bezpośredni kontakt. 

Czyli to takie najprawdziwsze „bio” i „eko”?

– Tak, to jest coś, co robię w stu procentach sama, sprzedaję zdrowe i świeże produkty. Dodam jeszcze, że zaczynałam jako sprzedawczyni staroci, te obok na kocu to resztki z zeszłego roku. 

Przechodzę obok zakątka „ciuch ciuch”, dedykowanego specjalnie dla tych, którzy pozbywają się starych ubrań (sama goszczę tam co jakiś czas jako sprzedawczyni). Między winylami i aparatami analogowymi dostrzegam kilku młodych mężczyzn, ci próbują spieniężyć między innymi kierownicę od traktora, lampę z lat 70-tych, porcelanową zastawę i samowar. Czasem ciężko odróżnić oferowanie ciężko zdobytych skarbów od wietrzenia pawlacza. 

Odkurzacie strych? Jak długo tu przychodzicie?

P. Piotr: – Przede wszystkim to dla nas czas relaksu. Przyjemne z pożytecznym. Sprzątaliśmy rupiecie po mojej cioci. Szkoda nam było je wyrzucać, a że mamy blisko na rynek, to przychodzimy tu co jakiś czas sprzedawać to, co zostało. 

Zaraz za panami widzę stół starannie przykryty obrusem, tam błyszczą się stare monety w małej gablotce i pozłacane pamiątki z Egiptu. Gdzieniegdzie leżą też prawdziwe, drewniane fajki. To oni, prawdziwi weterani polowania na antyki. 

Państwa kolekcja jest imponująca, to zasoby własne?

P. Mania:To nie są wyłącznie nasze rzeczy, było dużo wymieniania się, odkupowania.  Mój mąż robi to od zawsze, ja od niedawna. Przy wyszukiwaniu tych przedmiotów zawsze czuć taki dreszczyk emocji. Lubię klimat na targu, z chęcią tu przyjeżdżam. Niestety nie wiem, czy da się z tego żyć, my jesteśmy już na emeryturze, sprzedaż to nasze wspólne hobby. Jakieś pieniądze wpadną. Każda nowa-stara rzecz jest imponująca. 

Po targu kręcę się jeszcze około godziny. Widzę, że określenie „less waste” nie tyczy się wyłącznie rzeczy z drugiej ręki. Stoiska z rękodziełem oferują plecionki, makramy i łapacze snów z włóczek z odzysku. Z kolei kawałki drewna, zamiast w ognisku, lądują na rzemyku, a potem szyi szczęśliwego nabywcy. Takie naszyjniki powstają dzięki kreatywności i niedużej ilości żywicy epoksydowej. W tle grają uliczni muzycy, w końcu oni też tu zarabiają. 

Pchli Targ w Oliwie odbywa się co niedzielę. Czasem, przy okazji święta dzielnicy lub końca sezonu organizowane są tak zwane „nocne targi”, te odbywają się w soboty w godzinach wieczornych. Towarzyszy im najczęściej oprawa muzyczna oraz food trucki. Warto poświęcić przynajmniej jeden poranek chociażby po to, aby zaspokoić głód zakupów w niedziele niehandlowe. Przy okazji wspieramy pierwsze biznesy, wieloletnie pasje i wietrzenie szafy. 

___

Natalia Ławska – Jeżeli akurat nie traci słuchu na koncertach albo nie zużywa kolejnej zbyt drogiej kliszy 35 mm to oddaje się pisaniu, studiowaniu i udawaniu mądrzejszej niż jest. Członkini redakcji portalu muzycznego Soundrive, absolwentka filologii polskiej, studentka fotografii na gdańskiej ASP. Czasem podąża za nieoczywistymi pomysłami na teksty które znajduje gdzieś między blokami i kamienicami.