Po wyjściu z ostatniego egzaminu maturalnego pomyślałam: ,,W końcu koniec stresu, odpocznę sobie”. To samo zdanie powtórzyłam po dwóch miesiącach niepewności, kiedy odebrałam wyniki matur; następnie dwa tygodnie później, gdy dowiedziałam się, że dostałam się na studia oraz gdy po dwugodzinnej walce z serwisem, udało mi się zapisać na zajęcia. Myślałam, że ukończenie liceum przyniesie mi długo wyczekiwany spokój. Nie ukrywam, że szkoła była dla mnie bardzo męczącym etapem. I jestem pewna, że nie tylko dla mnie. Codzienne lekcje wymagają od nas wiele energii, zaangażowania i bardzo często również stresu.
Jeśli jest to stres pozytywny, na przykład normalna niepewność przed przedstawieniem prezentacji, to wpływa on motywująco. Wiemy, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty, spędzając kilka godzin nad slajdami, ale nie wiemy, jak zareaguje klasa oraz nauczyciel/nauczycielka. Każdy z nas ma inne poczucie estetyki, inny sposób przedstawiania informacji, zapamiętywania oraz nauki. To, co dla nas wydaje się czytelne i klarowne, dla innych może być nieprzystępną formą, a dla edukatora, który zna już temat na pamięć – po prostu nudne. Ta niepewność każe nam mocniej się skupić, znaleźć coś ciekawego, zaskakującego, zaprezentować się z jak najlepszej strony.
Jednak w szkole dużo częściej spotykamy się ze stresem negatywnym. Bezlitosne terminy oddania projektu, przeczytania lektury czy nauczenia się na sprawdzian. Każdy nauczyciel czegoś od nas wymaga. Musimy pracować coraz szybciej, a jednocześnie efektywniej, przez co tracimy radość z nauki, a ciekawość na wiedzę zamienia się w stres i poczucie przykrego obowiązku.
Przez całą podstawówkę i gimnazjum czytałam każdą zadaną lekturę. Uwielbiałam czytać, więc nie było to dla mnie problemem, a dodatkowo pewnie się czułam, idąc na sprawdzian, bo po prostu znałam treść. W liceum moje zamiłowanie do czytania stopniowo się zmniejszało, aż całkiem upadło w trzeciej klasie, gdzie praktycznie co tydzień przerabialiśmy nową książkę. Nie potrafiłam rozplanować czasu na tyle, aby w ciągu tygodnia przeczytać czterysta stron książki, jednocześnie przerabiając w szkole inną lekturę, mając osiem innych przedmiotów, powtórki maturalne oraz zajęcia dodatkowe. To mnie wtedy przerastało. Stresowało mnie, że nie potrafię zapanować nad swoim czasem, nad tym, co lubię robić, oraz na tym, aby solidnie wykonać swoje szkolne zadanie. Przeważnie leciałam na streszczeniach i to nawet nie miałam czasu na czytanie tych długich, szczegółowych. Brałam najkrótsze, jakie były, a niektóre lektury poznałam wyłącznie z opowiadań koleżanek i kolegów. To był dopiero rollercoaster, kiedy nauczycielka zadawała pytania o postacie, o których istnieniu ja nie miałam nawet pojęcia.
Albo weźmy pod uwagę standardową szkolną scenę. Początek lekcji, nauczyciel rozgląda się po klasie. Wzrok zawiesza na tobie. Wstajesz. Podchodzisz do tablicy. Jedyne, co czujesz, to przyspieszone bicie serca. Wiesz, że się nie nauczyłeś. Albo wręcz przeciwnie – nauczyłeś się, ale “zjada” cię stres. Odbiera ci mowę, nie jesteś w stanie nic powiedzieć, chociaż chcesz. Brzmi znajomo, prawda? Nigdy nie byłam fanką odpowiedzi ustnych, chociaż nie mam z tym problemu, zawsze coś powiem, nawet jak nie przyswoiłam materiału, bo dużo zapamiętuję z lekcji. Ale są osoby, dla których odpowiedź przy całej klasie to największy terror. Dodatkowy stres, którego uczniowie mają już i tak naprawdę dużo. I właściwie w jakim celu? Rozumiem, że edukatorzy chcą sprawdzić wiedzę, ale można to zrobić zupełnie inaczej, nawet poprzez kartkówkę lub szybki quiz. Od razu zostaje sprawdzona wiedza całej klasy, nie ma żadnego ,,pechowca’’. No i stres jest o wiele mniejszy, ponieważ można na spokojnie zebrać myśli, a później wypowiedź widzi tylko nauczyciel, a nie cała klasa.
W przeprowadzonej przeze mnie ankiecie, na pytanie: ,,Czy szkoła wywoływała u Ciebie stres?’’ aż 71% ankietowanych odpowiedziało, że bardzo często. Najczęściej wymieniane czynniki stresotwórcze to właśnie odpytywanie przez nauczycieli, wypowiadanie się przy całej klasie oraz presja, którą wywierali edukatorzy, gdy nie każde dziecko było w stanie przyswoić ten sam materiał w tym samym czasie. Parafrazując wypowiedź Piotra Białasiewicza z jednego z odcinków jego podcastów: ,,banał’’ – w szkole można popełnić błąd nawet przy wyrażaniu własnego zdania. Nauczyciela bardzo często nie obchodzi spojrzenie ucznia, mamy trzymać się schematów. Przez takie ograniczające podejście prawie nie zdałam próbnej matury z języka polskiego. Dlaczego? Ponieważ stwierdziłam, że Ignacy Rzecki z ,,Lalki’’ Bolesława Prusa, poświęcił się całkiem pracy, tym samym zapominając o swoich największych marzeniach, w obawie przed niemożliwością ich spełnienia. Chodziło mi tutaj o jego wyjazd na wieś, który nigdy nie został zrealizowany. Była tylko praca. Wiem, że bardzo ją kochał, ale przecież nie samą pracą żyje człowiek. Punkty zostały mi mocno obniżone przez ,,zmienianie historii literatury i niepotrzebne analizy psychologiczne postaci’’. A chciałam tylko dodać swoje spojrzenie.
Jolanta Sądel – uzależniona od kawy studentka prawa, która nie potrafi zająć się tylko jedną czynnością. Wielka miłośniczka biegania, gotowania i poezji. Niezwykle roztrzepana – cóż za hipokryzja – przeciwniczka bałaganu, która musi mieć wszystko zorganizowane.
Ilustracja: Zuzanna Dąbrowska – uczennica liceum. I optymistka. Zakochana w malarstwie na płótnie, spacerach ze szkicownikiem albo aparatem. Nie potrzeba dużo czasu, żeby jakiś temat ją zaciekawił. Spostrzeżeniami, podobnie jak uśmiechem, najchętniej dzieli się z innymi.