Wanda Naumienko stanęła przed wejściem do kamienicy na ulicy Twardej. Dziennikarce niełatwo było ustać w miejscu choćby na moment, bo pęd nagromadzonych na ulicy przechodniów, których głowy często ozdabiały jarmułki, wyciągał ją z powrotem w kierunku placu Grzybowskiego. Kobieta lawirowała chwilę między stojącymi u wejścia ludźmi i w końcu weszła do środka.
Wnętrze budynku prezentowało się nadzwyczaj schludnie. Podłoga wyłożona terakotą nadawała nowoczesny wyraz odmalowanym korytarzom, a światło wpadające z okien, którego o dziwo nie zasłoniły dachy sąsiednich budynków, tworzyło na ścianach geometryczne wzory.
Dziennikarka stanęła przed odpowiednim mieszkaniem i zapukała do drzwi. Nie minął moment, a w wejściu pojawiła się nad wymiar piękna kobieta. Choć jej twarz kreśliły zmarszczki, a między lokami przemykały siwe pasemka, lokatorka zachowywała się z młodzieńczą gracją, co dodawało uroku.
– Witam. Czy przyszła pani sama?
Istotnie, Naumienko przybyła do mieszkania Filiusa Diaboli samotnie, podczas gdy Reddaway wchodził właśnie po nieznośnej długości schodach sąsiedniej kamieniczki, gdzie najpewniej znajdowało się biuro okultysty. Zdyszany stanął przed odpowiednim wejściem i zapukał. Cisza z wewnątrz gabinetu zmieniła się w dźwięk nerwowego chowania papierów.
Jan Reddaway czekał na ten moment. Był niemal pewien, że za drzwiami znajduje się podejrzany obserwator z teatru. Nie mógł pogodzić się ze świadomością, iż gap wiedział o samobójstwie wcześniej od niego. Do tego niemożliwym zadaniem stało się odgrzebanie w pamięci podobizny sąsiada, co dodatkowo drażniło dziennikarza.
Gdy jednak zza drzwi wyłoniła się męska postać, Reddaway przyznał, że w żadnym stopniu nie przypominała mężczyzny z teatru. Przysadzista sylwetka i pokaźne wąsy były cechami, które Reddaway z pewnością by zauważył.
– Dzień dobry. Czy był pan umówiony? – zapytał jegomość.
– Nie. Mam nadzieję, że to nie problem – odpowiedział z pewnością w głosie, po czym ruszył za gospodarzem.
Naumienko zasiadła w fotelu. Salon wyglądał niemal tak, jak sobie to wyobrażała – schludne meble art deco spotykały niekiedy orientalne akcenty. Lokatorka postawiła na szklanym stoliku filiżankę i nalała dziennikarce mocnej herbaty.
– Przepraszam, że przyszłam bez zapowiedzi.
– Proszę się nie martwić. Co chwila witamy w drzwiach młodych zagubionych ludzi. Wanda podniosła wzrok znad szklanki, zwracając uwagę na ostatnie zdanie kobiety. – Czy nie uważają tego państwo za niebezpieczne?
– Nikt jeszcze nie trafił tu z przypadku – stwierdziła lokatorka, zajmując miejsce na kanapie naprzeciwko.
Dziennikarka jeszcze raz rozejrzała się po pokoju.
– Szczerze mówiąc, przyszłam tu, by zamienić kilka słów z… Filiusem Diaboli – rzekła po chwili milczenia.
– Och, doprawdy, o tej porze powinien panią skierować bezpośrednio do gabinetu. Tyle razy powtarzałam mu, by sprawy Zakonu załatwiano wyłącznie w biurze – westchnęła kobieta, przenosząc się myślami do sąsiedniej kamienicy, gdzie Reddaway zajął miejsce na krześle na środku gabinetu. Lokator stanął naprzeciwko niego i przyjrzał się dokładnie dziennikarzowi.
– Dopadła pana jakaś udręka – stwierdził wreszcie. – Przede mną może się pan otworzyć.
Reddaway rzucił okiem na stos pism na biurku. Tak bardzo pragnął poznać ich treść. Powrócił wzrokiem do twarzy mężczyzny, którego usta wyciągnęły się w ledwo zauważalnym kpiącym uśmieszku. Dziennikarz był niemal pewien, że teoria Naumienko o umyślnym zostawianiu poszlak przez Filiusa Diaboli jest prawdziwa. Teraz potrzebował jedynie potwierdzenia. Musiał dołączyć do jego gierki.
– Martwi mnie stan umysłów dzisiejszej młodzieży – zaczął ostrożnie. – Przestępstwa, kradzieże, samobójstwa. W imię czego? Lepszego jutra?
– Kiedy przebywałem, jak zapewne pan wie, na dworach rosyjskich, przed moimi oczami nie skryły się tajemnice ludzkiego sumienia. Widziałem te przeżarte do szpiku mentalności tamtejszych monarchów i kapłanów. Wiem, jak władza może zniszczyć
człowieka. Jednak istota wyzwolenia to podporządkowanie się samemu sobie, a ci ludzie zaczynali tracić władzę nad własnym ciałem i umysłem. Wbrew pozorom dzisiejsza polska młodzież jest stokroć mądrzejsza od nich. Proszę mi uwierzyć – dodał na koniec, widząc, jak wzrok Reddawaya wciąż ucieka do papierzysk na biurku.
– Doprawdy?
Mężczyzna pokiwał głową.
– Wyznaję filozofię, według której człowiek musi znajdować się pod działaniem siły wyższej, inaczej sam doprowadzi się do obłędu. Nie wiem, czy na świecie znajduje się więcej wyznawców tej teorii, lecz szczerze mało mnie to interesuje. Najważniejsze jest to, iż gdy istota zaczyna wierzyć w jakąś wartość, ideę, postać, sama wyznacza sobie granice moralności, które w społeczeństwie są najczęściej zamazane. Dlatego założyłem Zakon. To miejsce dla młodych ludzi, którzy mogą wreszcie odnaleźć kres swych etycznych możliwości.
– Czy znał pan Sławę i Marię Katzówny?
Reddaway nie mógł kryć zdenerwowania, gdy z ust lokatora wyrwał się rechot.
– Chyba wreszcie zaczyna pan rozumieć, panie Reddaway – odparł mężczyzna, a dziennikarz zamarł w zdziwieniu. – Panny Katz były wybitnymi uczennicami, to trzeba przyznać.
Jan Reddaway nie wytrzymał i poderwał się z krzesła.
– Że też panu nie wstyd! Wykorzystywać młode dusze do własnych chorych przekon…
– Proszę się uspokoić, szanowny panie – przerwał mu Filius. – Panny Katz, panowie Szymczyk i Rywlin to młodzież, która sama odpowiadała za swoje czyny.
– Gdyby nie pana namowy, ohydna manipulacja, którą się pan posługiwał, teraz dalej by żyli!
– Lecz jakie byłoby to życie?
Dziennikarz zastygnął w bezruchu, gdy mężczyzna znów wybuchnął śmiechem.
– Pan nic nie rozumie, panie Reddaway.
– Mogę nic nie pojmować panie Filiusie. Ale czytelnicy warszawskich pism z pewnością się postarają – odparł ostro.
Przez chwilę wydawało mu się, że na twarzy Filiusa pojawił się cień niepewności, może nawet i… strachu. Zdusił jednak myśl, iż była to prawdziwa emocja, a nie kolejna część igraszek okultysty.
– Uciekałem już z Rosji, panie Reddaway. Jeśli będzie taka potrzeba, zniknę też stąd – rzekł wreszcie Filius. – Choć bez twardych policyjnych dowodów będzie trudno przekonać panu cały kraj. Stanie się pan tylko kolejnym marnym dziennikarzem sprzedającym brukowcowe informacje.
Filius Diaboli mógł być wprawionym w boju manipulatorem, lecz nie znał beztroskiej naiwności czytelników prasy. Jan Reddaway zapomniał zupełnie o papierach. Zerwał z wieszaka płaszcz i skinął głową na pożegnanie.
– Wolę być marnym brukowcowym dziennikarzem przekazującym prawdę niż marnującym się kłamcą, panie Filiusie – oparł z większym spokojem, po czym niespiesznym krokiem wyszedł na korytarz, zostawiając za sobą wciąż jeszcze wyszczerzonego lokatora.
Hanka Słyk – tegoroczna maturzystka. Warszawianka, która połowę miejsca w sercu zajęła miłością do Piotrkowa Trybunalskiego. Żeglarka, miłośniczka kawowej czekolady i niepoprawna wielbicielka brytyjskiej literatury. W rzadko nadarzających się wolnych chwilach siada w kawiarni i notuje na serwetkach pomysły na nowe historie. Na szczęście wymyślone opowieści zostają w sercu, bo niestety serwetki najczęściej gubią się w ogólnym artystycznym nieładzie życia.
Poprzednie odcinki “Ręki szatana”: