Bartek (Jan Hrynkiewicz) mieszka samotnie z matką (Ewa Skibińska) na Podhalu, gdzie zajmuje się gospodarstwem rodzinnym. Chciałby założyć stadninę i nie planuje opuszczać rodzinnej miejscowości. Praca w barze, gospodarstwo i depresja matki stanowią całe jego życie. Pojawia się jednak Dawid (Paweł Tomaszewski), który opuścił Podhale lata temu. Teraz wraca po śmierci ojca, żeby zamknąć raz na zawsze przeszłość. Niby pewne rzeczy ma już przepracowane, lecz rany wciąż zostają niezabliźnione. Relacja Bartka i Dawida, na przekór otoczeniu, zmieni ich życie na zawsze. Choć raczej nie tylko ich. Ich ból, cierpienie i miłość zmienią także nas.
Kamil Krawczycki (laureat nagrody dla filmów niskobudżetowy w Gdyni za film “Słoń”) tylko z pozoru stworzył kolejną queerową opowieść o homofobii. Jest tu ona bardzo istotna, lecz przesłanie filmu jest zgoła inne. Tak naprawdę poruszone zostaje całe mnóstwo problemów, tematów. Przyjrzyjmy się jednak samym bohaterom. Bartek zajmuje się gospodarstwem, pracą i matką i nie ma własnego życia. Jego egzystencja opiera się na powtarzalnych czynnościach. Ukojenie i bliskość dają mu wyłącznie konie. Matka boryka się z problemami psychicznymi i nie radzi sobie sama z sobą. Jest samotna i boi się, że jeśli syn ją opuści, zostanie w tym stanie do końca. Gdy na horyzoncie pojawia się Dawid, postanawia zniszczyć ich relację i jeszcze bardziej ogranicza syna. Przerażające jest to, iż nie jest dla niego oparciem. Nie próbuje go wesprzeć, lecz patrzy na to, co jest dobre dla niej samej. Dawid, który, jakby się wydawało, wyleczył się z traum, wcale sobie nie radzi. Jest zadłużony i w zasadzie nie ma nic. Nie miał oparcia w ojcu. Cała okolica plotkuje, jak to go zostawił i się nim wcale nie interesował, lecz nikt nie próbuje zrozumieć podłoża takiego stanu rzeczy. Dawid jest antagonizowany i w momencie, kiedy poznaje Bartka, odnajduje w nim cząstkę siebie sprzed lat. Próbuje go wyrwać z marazmu, pokazać życie, uratować, jednak nie przychodzi to łatwo. Bohaterowie będą musieli zmierzyć się z odrzuceniem i szydzeniem. Warto jednak mimo niesprzyjających okoliczności walczyć o własne szczęście, nawet jeśli trzeba będzie tym zranić innych.
“Słoń” porusza czułe struny widza przez cały seans. Pod płaszczykiem kameralnej historii miłosnej niesie bolesne przeżycie pełne smutku, goryczy i nadziei. Jest w filmie także ogrom ciepła. Sąsiadka grana przez Ewę Kolasińską wspiera bohatera jako jedyna. Z tą postacią związany jest również tytuł filmu (jedna z najpopularniejszych scen). Kolejną wyjątkowo ciepłą sceną jest gra na pianinie, na którym Dawid wykonuje i śpiewa “Moje jedyne marzenie” Anny Jantar. Więcej nie zdradzę, żeby nie psuć seansu. Poza tym dla miłośników koni wizyta w kinie jest obowiązkowa.
Trzeba także wspomnieć o wyjątkowy aktorach. Duet Hrynkiewicza (“Nic nie ginie) i Tomaszewskiego jest bardzo naturalny, szczery i dostarczający całej palety emocji. W każdej scenie kibicuje się ich relacji i przeżywa wraz z nimi bolesne niepowodzenia. Skibińska wciela się natomiast w postać niezwykle toksycznej matki. Przez cały seans zastanawiałem się, czy jej zachowaniami kieruje na pewno miłość macierzyńska czy troska wyłącznie o siebie. Trudno ją oceniać, gdyż na jej postawę wpływa wiele czynników, lecz to właśnie przez nią bohater cierpi najbardziej. Jeśli chodzi o aktorstwo Ewy Skibińskiej, jest to rola przesiąknięta intensywnymi uczuciami targającymi jej postać. Skibińska poradziła sobie z emocjami znakomicie i stworzyła jedną z najbardziej poruszających ról matek w kinie. Ta kreacja zostanie ze mną na bardzo długo.
“Słoń” rani i koi, smuci i uspokaja. Pokazuje, że na naszej drodze zawsze pojawi się ktoś, kto okaże nam wsparcie i pomoc. Nigdy nie jesteśmy sami, trzeba tylko zawalczyć o samego siebie i swoje szczęście. Wszystko ułoży się i potoczy jak najlepiej. Zawsze przecież można pojechać do Islandii paść owce.
Miłosz Szczepanik – pasjonuje się szeroko pojętą sztuką, lecz przede wszystkim kinematografią niezależną. Marzy o tym, aby w przyszłości zostać profesjonalnym krytykiem filmowym, dlatego od października rozpoczyna studia filmoznawstwa praktycznego i filologii polskiej. Przemyśleniami na temat obejrzanych filmów dzieli się na Instagramie (@filmy.zycia), gdzie zamieszcza również wiersze, w których obnaża swoje najskrytsze emocje. Najważniejszymi dla niego filmami są przede wszystkimi „Zwierzęta nocy”, „Samotny mężczyzna” oraz „Fuga” i „Córki dancingu”.