Choć w lesie panowała błoga cisza, nie dało się oprzeć wrażeniu, że między drzewami tętni życie. Płochliwe stado saren bezszelestnie przemierzało pokryte białym puchem leśne korytarze w poszukiwaniu syto zapełnionych sianem paśników. Wiele gatunków ptaków wybrało się na zimę w cieplejsze regiony świata, korony drzew wciąż były zamieszkane przez liczne jemiołuszki, sikorki czy myszołowy. Kojącą, panującą w wieczornym lesie, ciszę przerywał z razu dzięcioł duży, wygrywając w korze swą rytmiczną melodię, niosącą się po całej kniei. Zimowe niebo ponad wierzchołkami drzew spowite było nieprzeniknionym, aksamitnym granatem, a na jego tle, niczym niebiańskie błyskotki, migotały tysiące gwiazd. Całą leśną krainę otuliła już gęsto pleciona, śnieżna peleryna, która rozświetlała całą przestrzeń, odbijając blask księżyca. W tym mroźnym zwierciadle las zdawał się być oazą spokoju i schronieniem dla wszystkich swoich mieszkańców.

Ilustracja: Natalia Czajka

Kiedy obszyte baranim futerkiem śniegowce zapadały się głęboko w świeżym, białym puchu, pod stopami słychać było trzask pękających gałązek. Mroźne, zimowe powietrze dodawało krzepy i Ala z werwą pokonywała zasypane śniegiem koleiny. Od zimna na alabastrowej twarzyczce malowały się ogniste rumieńce, a spod ciepłej, wełnianej czapki, z wielkim pomponem, na czoło opadał loczek złocistych-blond włosów. Wszechobecny zimowy pejzaż odbijał się w wielkich, błyszczących oczach dziewczynki, nadając im surrealistycznej głębi. W tych bezkresnych, szafirowych niczym ocean oczach mógłby się odbić cały świat. Cała galaktyka.

Gdy na skraju lasu zamajaczył niewyraźny horyzont, serce dziewczynki załomotało jeszcze radośniej, a na twarzy zagościł lekki uśmiech. Spośród pokrytych śniegiem polnych połaci wyłaniała się kręta droga, prowadząca hen daleko. Napotykane wcześniej ślady dzikich zwierząt ustąpiły miejsca odbitym bieżnikom sań i zimowych powozów. Dziewczynka ruszyła przed siebie, spoglądając w gwiazdy. Wielki i Mały Pies, Orion, Byk, Bliźnięta – bez trudu odnajdywała na niebie wszystkie zimowe konstelacje, a one zdawały się migotać do niej w podzięce za to pełne serdeczności, dziecięce spojrzenie. Gdy wiejska droga doprowadziła Alę do rozwidlenia, dziewczynka jeszcze raz spojrzała w niebo, poszukując drogowskazu. Kompasem okazała się smuga dymu, unosząca się w oddali, gdzieś na zachodzie. Ala zawierzyła tej wskazówce i podążyła za śladami ciepła, a jej uwagę zaprzątały rozważania o wszystkich najważniejszych drogach w dziejach ludzkości, które wytyczone były właśnie przez gwiazdy.

Kiedy dziewczynka pokonała łagodne wzniesienie, zza zaspy wyłoniła się malutka chatynka. Domek otoczony był płotem z ręcznie wystruganych sztachetek i szukał schronienia pod rozłożystymi gałęziami starego dębu. Ławeczka, stojąca pod drzewem w cieplejsze dni służyła za przystań do zatopienia się w dobrej lekturze lub własnych myślach. Małe, przysłonięte ażurowymi firankami okienka tuliły się w ramionach solidnych, drewnianych okiennic, a przez szyby sączyło się ciepłe światło. Dziewuszka pchnęła lekko niedomkniętą furtkę i w dwóch susach doskoczyła do samych drzwi. Staromodna, żelazna klamka ociężale poddała się dziecięcej dłoni i drewniane drzwi ze skrzypnięciem otworzyły się, zapraszając zmarznięte dziecię do środka.

Izba była niewielka, ciepła, lekko tylko rozświetlona płomieniami z kominka oraz światełkami na choince. Na ścianach wisiało mnóstwo starych zdjęć oprawionych w ozdobne ramy, a także olejne płótna, obrazujące pobliskie landszafty. Z niskiego sufitu wspartego na drewnianych belach zwisał okazały żyrandol, misternie wykonany z jelenich rogów oraz ceramicznych abażurów. Ku pomyślności żyrandol przystrojony był bukietem z jemioły. Pod nią, na środku izby, stał stół przygotowany do wieczerzy. Ala nie mogła uwierzyć, jak wiele siły musi mieć taki stół, aby udźwignąć na swoim garbie te wszystkie pełne smakowitości półmiski, misy i wazy. W prawym rogu chałupki w dużym, kamiennym kominku tlił się ogień, dając ciepło i najwspanialsze światło, jakie dziewczynka kiedykolwiek widziała. Kiedy usiadła przy kominku i zsunęła z dłoni swoje wełniane rękawice, poczuła jak powoli zanurza się w magii wiejskiej chatki, położonej gdzieś na uboczu, z dala od reszty świata.

Wpatrzona w falujące płomienie dziewczynka podążała leniwie myślami po wszystkich leśnych zakątkach, na które natchnęła się dziś na swojej drodze. Kiedy unoszące się w pokoju aromaty na dobre dały o sobie znać, Ala poczuła apetyt. Wdrapała się na krzesło, jako dobrze wychowana młoda dama rozłożyła na kolanach bawełnianą, haftowaną serwetkę i sięgnęła do misy po kluski z makiem. Słodycz maku i bakaliów wspaniale łączyła się ze sprężystymi kluskami domowej roboty. Po kilku kęsach, kiedy pierwszy głód minął, uwagę Ali przykuł nakrapiany centkami prawdziwej wanilii pudding, podany z gorącymi wiśniami. Co to był za smak. Niekończąca się słodycz, mleczna, aksamitna konsystencja i kwaskowate, rozpływające się w ustach wiśnie.

Dziecina otarła usta brzegiem chusteczki i poczuła znajomy zapach. Krochmal, długie wietrzenie na świeżym powietrzu i gałązka lawendy włożona do szuflady z bielizną. Podobnie pachniał wysłużony, kraciasty fartuch babci, kiedy Ala wtulała się w niego, rzucając się staruszce w objęcia. Babcia, pomyślała Ala. Na samo brzmienie tego słowa oczom dziewczynki ukazywała się pochylona postać w ciemnych włosach, wysoko upiętych srebrną spinką, ściskająca między kolanami glinianą makutrę. Choć Ala jeszcze tego nie wie, zapach masła z cukrem ucieranego drewnianą pałką już zawsze będzie najpiękniejszym wspomnieniem z dzieciństwa. A także wspólne rozkładanie pasjansa wieczorową porą i mocna herbata z rumem, której babcia pozwalała tylko spróbować. I skóra babci. Cienka jak pergamin i delikatna niczym jedwab. Ala uwielbiała, kiedy babcia gładziła jej alabastrowe policzki przed zaśnięciem. Na myśl o niej w dziecięcym serduszku zapanował błogi spokój a wtórowało mu ciepło napełnionego ucztą brzuszka.

Ala zapragnęła ułożyć się wygodnie w bujanym fotelu i odpłynąć zapatrzona w migoczące lampki, wplątane między gałązki srebrzystego świerku w drugim kącie izby. Kiedy dziecięce ślepia z trudem wyłapywały szczegóły zawieszonych na choince ręcznie malowanych ozdób, Ala zastanawiała się, czy to jej świat buja, niczym huśtawka, zawieszona w obłokach, czy może choinka faluje w rytm strzelającego w kominku paleniska. Przerywając to oniryczne kołysanie, dziewczynka sięgnęła po zawieszoną z brzegu, dużą, ciemnozieloną bombkę. W namalowanym na niej oknie przysiadł kot, spoglądający w dal, w zimowy krajobraz. Przez zaparowane szybki obserwował scenę wiejskiej sielanki. Dzieci odziane w łyżwy i kolorowe szaliki ślizgały się na zamarzniętym stawie, wywijając śmiałe obroty i piruety. Inne toczyły wielką, śniegową kulę, z której wkrótce powstanie głowa bałwana z nosem z marchewki, węglowymi oczami i starym garnkiem w roli kapelusza. Jeszcze inne ogrzewały ręce przy rozpalonym ognisku, przy którym dorośli piekli pianki. Dziecina uśmiechnęła się w duchu. Bajkowy klimat, namalowany na choinkowej ozdobie wyraźnie jej się udzielił.

Nienaganne maniery kazały dziewczynce odnieść talerzyk do kuchni w drugim pomieszczeniu oraz zasunąć ciężkie, drewniane krzesło. Jeszcze raz spojrzała w ogień, a w jej oczach odbijały się iskierki, które w jej spojrzeniu dostawały drugiego życia i trwały bez końca w kominkowej przestrzeni. Zgodnie z zasadami, które uparcie wpajała jej babcia, Ala przed ubraniem kurtki upewniła się, że podkoszulek ma ciasno włożony do spodni, a rękawy bluzy odwinięte. Naciągnęła na uszy wełnianą czapkę, a do kieszeni w kurtce schowała po jednym, lukrowanym pierniku. Czas ruszać dalej, pomyślała. I ruszyła.

___

Łukasz Sokołowski – miłośnik zachodów słońca. W wolnym czasie podróżuje. Najczęściej w głąb siebie, lub palcem po zadrukowanych stronach książki, ale zdarza się też nieco dalej. Odbiera świat wszystkimi zmysłami, najchętniej smakiem. Zawodowo zajmuje się fitnessem jako trener oraz szkoleniowiec. Studiuje psychologię, uczy się gotować, próbuje opanować język zwierząt. W poglądach opowiada się za wydłużeniem doby o trzy godziny, zniesieniem kalorii w czekoladzie oraz wprowadzeniem obowiązkowej 45-minutowej drzemki w ciągu dnia. Uwielbia mówić, pisać, czytać.