Wiersze zebrane – grudzień 2022

Zdjęcie: Izabela Wojtanowska

Dziś, w chłodny ten chłodny, zimowy wieczór, zapraszamy do przeczytania grudniowych Wierszy Zebranych twórców ulicy krótkiej.

 

Zokladki

 

***

 

Pisz poeto wielkie dzieło dla ludu spętanego marnym sumieniem.

Pisz dekadencję, kuj ideologie i weź młot jak jeden wziął filozofię.

Oddaj do adopcji myśli, ty nie będziesz ich ojcem

W słowa życie tchnąłeś, nie poddawaj ich pod aborcje.

Nie lękaj się bólu, myśl o kwiatach jego.

W konsekwencji fal, głuche echo nie będzie twoim głosem.

Nigdy

 

 

 

Michał Chodacki

 

Słabość

 

Pośrodku świata, wśród wielkich szans

załamał się duch pod ciężarem

i szedłem ja jeden drogą pod wiatr

nie wiedząc jak się odnaleźć

Pod falą myśli straciłem oddech

gdy tamten świat się zawalił

stanąłem w miejscu, nie mogłem odejść

nie chciałem sobie poradzić

Zobowiązany, dotrzymam słowa

nie mogę przegrać bez walki

nie widząc gdzie dalej biegnie ta droga

gdzie dojdę i jak będę walczył

 

 

 

czerwienna

 

***

 

Przemija mi dzisiaj z wiatrem i mroźnym deszczem

Przemija mi dzisiaj dzień pełen szczęścia

Przemija mi z różnymi nastrojami

I mroźnymi do szpiku kości łzami

Tańczę dzisiaj na tym wietrze

Mokra od deszczu

Zmęczona tańcem

Szczęśliwa na pokaz

Pogrzebana w środku

 

 

 

Maja Świdzińska

 

róża

 

kocham czerwone kwiaty

przypominają mi o krwi

płynącej w naszych ciałach

jednak z tobą było inaczej

zbliżając się do ciebie

czułam że więdnę

że moja krew zmienia się w smołę

mimo to zapewniałeś

że to nie przez ciebie

że pozbyłeś się swoich kolców

i myślę że to moja wina

nie powinnam była wierzyć w to

że zasługujesz na bycie czymś

co kocham

nie powinnam była wierzyć

że człowiek może być tak idealny

jak kwiaty wyrastające z ziemi

 

 

 

Sara Maczkowska

 

Spowiedź

 

Dla H.S.

Znalazłam list

Twój do niej

W książce

Której nie pamiętam

Bo pamiętam uczucie

Którego nie powinnam

Był to sekret

Który nie wiedziałeś że mi powierzasz

Ale był ze mną bezpieczny

Bo stałam się powierniczką

Której potrzebowałeś

 

I mogłeś na mnie liczyć

Ale teraz wiem że nie powinnam była tego robić

To uczucie

Ból

Został ze mną

Żałuję że tak skutecznie ukryłam

Ten sekret

Zniszczyłam

Ten list

Bo papier pochłania emocje

Pozwala nam się uwolnić

Uwolniłeś się

Ale ja uwolniłam

Ból

Który jest teraz ze mną

 

 

 

Wiktoria Skibińska

 

Gołąb

 

Uwikłany w piórka
 
Mężczyzna zachłanny
 
Piekli się i miota
 
Trzepocząc skrzydłami
 
Kieruje chucią
 
Głodny bezmyślnie frunie
 
Ranią go kajdany
 
Krwawi
 
Gołąb zaobrączkowany
 
 
 

Piotrek Kolasiuk

 

przemoc

 

przemoc to żyć za tysiąc pięćset

w zimnym mieszkaniu na czwartym piętrze,

które wygląda na kawalerkę

po nieprzespanej kolejnej nocy,

gdy znów minuty długie, niepewne

zdawały się wlec wciąż, ledwie co kroczyć

przemoc to wstawać o piątej przed świtem,

by zdążyć zakręcić kaloryfery,

aby rachunki cyfr nie miały czterech

i aby choć trochę starczyło na życie,

by nie oszczędzać na kredkach dla dziecka

aby wciąż liczyć złotówki przestać,

aby się wynieść z czwartego piętra,

mieć nowe ciuchy, raz kupić wino,

trochę pokręcić się w handlowych centrach,

przejrzeć wystawy, nie tylko je minąć,

aby się cieszyć choć jedną chwilą

pośród bezsensu, co cię wypełnia

przemoc to siedzieć przez godzin siedem

będąc na każde palca skinienie

nie być człowiekiem, a tylko numerem

lub stanowiskiem z długim peselem,

kodem, zasobem lub tylko NIP-em

i złem koniecznym w zakładzie pracy,

któremu trzeba niestety płacić,

któremu trzeba fundować życie,

który mieć musi lekarza, dentystę,

opiekę, urlopy, wolne niedziele,

a jeszcze nawet ubezpieczenie

przemoc to wierzyć tym publicystom

narzekającym na rozdawnictwo,

na to, że ty im odbierasz wszystko,

że kiedyś nad morzem to było czysto,

że w górach pusto i tak przejrzysto,

gdy mieli te góry i morza na własność,

a teraz do miejsc tych przybyło chamstwo,

co przecież wszystko dostało za darmo

nie tak jak wielki pan publicysta,

co swą harówką, krwawicą, ofiarą,

każdym swym słowem, swą pracą całą

zasłużył, by z dóbr tych wszystkich korzystać

przemoc to słuchać o patologiach,

co już dostały swój marny socjal

tak przecież mówi Newsweek, Wyborcza,

że się sprzedałeś za ochłap

i że nie myśląc o prawach i sądach,

o demokracji, wolności, poglądach,

o wodzie w kranie – ciepłej lub zimnej

oddałeś wszystko, co jest im bliskie

jak mogłeś wcale o nich nie myśleć,

kiedy na szali są sprawy wyższe?

kiedy stać musisz, gdy oni siedzą,

gdy wegetujesz kolejny miesiąc

marznąc w mieszkaniu znów mało jedząc,

a oni mówią, że ciągle chcesz więcej

i łapę wyciągasz po więcej pieniędzy,

że się sprzedałeś za srebrników pięćset

zamiast uchwycić ich dobrą rękę

i wspólnie walczyć, by było jak było,

o demokrację, spokój i miłość,

o wolne sądy, śmieciowe umowy

i o eksmisje – te w środku nocy

o wolny rynek, o brak rozdawnictwa

i o programy Tomasza Lisa

gdy mówić będą, o wszystkim tym bredząc

słuchaj uważnie – to właśnie przemoc

 

 

 

Oliwia Lesiecka

 

***

 

kształt wody

można porównać 

do kobiecego

kiedy bezwładnie opada

w cudze ramiona

można je formować

aby było

wzburzonym oceanem

spokojną taflą jeziora

deszczem płynącym po plecach

lub pojedynczą kroplą

w kąciku ust

 

 

 

Jolanta Sądel

 

on i ona

 

wbija swoje palce w me ramiona

przygniata mnie do ściany

czuję ciężar jej masy

duszący oddech

nadchodzi

ale dlaczego tutaj?

dlaczego właśnie do niego?

stoi nad jego łóżkiem i wlepia swoje

okropne ślepia w jego

doświadczoną twarz

pokrytą zmarszczkami

i pyłem wspomnień

niewielkie usta

które nie mają siły pokryć się uśmiechem

odchodzi

ale nie ona, tylko on

kurczowo ściskam jego dłoń

żeby poczuć ostatni przepływ ciepła

chcę go zatrzymać

wiem że mogę to zrobić

to jeszcze nie czas na jego odejście

nie może mnie zostawić samej

Boże nie możesz mi go odebrać

zabrać do siebie jak gdyby nigdy nic

czekam

czuję się bezsilna wobec tej sytuacji

ona spogląda na mnie nieubłaganie

odrzucam jej wzrok

nie chce jej widzieć

nie widzę jej

cały obraz zakryła mokra plama

słonych łez przemierzających policzka

to jeszcze nie koniec

to jeszcze nie koniec jego walki

naszej walki

 

 

 

Joanna Kamińska

 

Blues w lagunie

 

Gładko przechodzi siatka tapety

W liściasty flores na wykładzinie

W starej rolecie klekoczą klepki

Pochłania światło ciekawski wizjer

Barwność riwiery wżera się w kliszę

(Tak złudna bywa pamięć siatkówki,

Że równie dobrze mógłby nie istnieć

Ten senny spektakl, jak noc – zbyt krótki)

Bryza dopadła Pierwszą przy brzegu

Wzburzyła tiule, w nich bukiet zmarszczek

(Przypudrowanych zaledwie z wierzchu)

Nadmiar brokatu stworzył meander

Zastygł na twarzy i tak już został

Więcej już nie chce jej się przydarzyć

Cóż jej zostało? Wsiąka w krajobraz

Kruchy ornament na pustej plaży