Wstałam 24 lutego… “Musiałam spakować całe życie w walizki i wyjechać”

Ivanna pochodzi z Basztanki w obwodzie mikołajowskim. Według słów dziewczyny przez jej miasto przejeżdżał konwój rosyjskiego sprzętu wojskowego. Niektórzy Rosjanie nawet strzelali do ich terenu.

Jak zaczął się Twój poranek 24 lutego?

Wszystko zaczęło się około godziny 4 rano. Ojciec obudził mnie i powiedział: „Obudź się, wojna się zaczęła”. Byłam śpiąca i w ogóle nie rozumiałam, co się dzieje. słuchałam go i poszłam spać. Jakieś 10 minut później moja najlepsza przyjaciółka zadzwoniła do mnie i zapytała: „Co śpisz?! Wojna się rozpoczęła!”.

W ogóle nie rozumiałam, czego wszyscy ode mnie chcą i postanowiłam przeczytać wiadomości. Zaczęło się: „Mikołajów jest ostrzeliwany”; „Wyjeżdżam stąd” – napisał jeden z moich przyjaciół. Byłam w szoku.

Rodzice powiedzieli mi też, że musimy gdzieś pojechać, coś zrobić. To był pierwszy dzień. Moja mama i ja po prostu siedziałyśmy i płakałyśmy. Ojciec wręcz przeciwnie – kazał nam zbierać rzeczy.

Nie mogłam uwierzyć w to, że wokół mnie toczy się wojna. Po rozmowie z rodzicami weszłam do pokoju i po prostu nie mogłam uwierzyć, że stąd wyjeżdżamy. Musiałam spakować całe życie w walizki i wyjechać. Pakowałam rzeczy i płakałam.

Jeśli mówimy o Twoich pierwszych myślach, emocjach – co to było?

Panika, bardzo silna panika. Wydawało się, że życie się zatrzymało, absolutnie wszystko zostało zawieszone. Studia, egzaminy, spacery – wszystko zniknęło. Po prostu siedzisz w domu i czekasz, co będzie dalej. Wybiegając w przyszłość, wydawało się, że nasze miasto mogłoby być okupowane.

Zielony kolor – wyzwolone terytoria
Czerwony – okupowane

Na początku marca przez nasze miasto przejechał duży konwój, był nawet koło naszego domu, a niektórzy Rosjanie chcieli zniszczyć naszą kamerę monitoringu.

 

Powtarzałam rodzicom, że musimy stąd wyjechać. Bo co ze mną, co z moją matką, co z moim młodszym bratem. To było straszne i prawie nic byśmy nie zrobili. I na szczęście właśnie w dniu, w którym konwój ich sprzętu wjeżdżał do miasta, zdążyliśmy wyjechać. Ale problem polegał na tym, że zostawiliśmy tam nasze babcie i dlatego bardzo się o nie martwiliśmy.

Gdy tylko dotarliśmy do Winnicy (około 450 km od Basztanki), zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej i zaczęliśmy zastanawiać się, co dalej.

Właśnie w tym momencie Rosjanie zostali już odparci i postanowiliśmy wrócić. Ale najciekawsza rzecz wydarzyła się później. Po jakimś czasie, gdzieś w nocy, nagle zaczął jechać za nami samochód i postanowiliśmy zatrzymać się przy punkcie kontrolnym [takie punkty powstały w Ukrainie po rozpoczęciu wojny; przemieszczając się między obwodami, cywile mają w nich okazać dokumenty i uzasadnić przemieszczanie się po kraju – przyp.red.]. I żebyś zrozumiał , do okna mojego ojca od razu podbiegł mężczyzna i celował do niego z pistoletu. To samo stało się z drugiej strony, gdzie siedziała moja mama. Żołnierze zaczęli krzyczeć, żeby wszyscy wyszli z samochodu . Ja, siedząca z tyłu z bratem i psem, byłam w kompletnym szoku i martwiłam się o rodziców, bo na początku mama nie mogła wyjść. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i zrozumieli, że nie jesteśmy zdrajcami. Już następnego ranka pojechaliśmy dalej (bo w nocy to było zabronione).

Jak tylko zaczęliśmy zbliżać się do naszego miasta, zaczęły przychodzić meldunki, że zaczął się jakiś ostrzał, więc postanowiliśmy pojechać do naszych znajomych, którzy mieszkają w pobliżu. Wydawałoby się, że wszystko powinno być normalnie, ale po pewnym czasie jazdy zauważyliśmy, że po prawej stronie leci jedenaście rosyjskich helikopterów. Na szczęście nic nam się nie stało i dojechaliśmy do znajomych.

Porozmawiajmy o Rosjanach. Znamy narracje ich obecnego rządu, że Ukraina jako państwo nie istnieje. Jak to możliwe?

Moim zdaniem ich opinia ta ukształtowała się dawno temu. Wszystko to jest propagandą, ich władza narzuca im wszystko za pomocą telewizji, a Rosjanie, którzy to oglądają, po prostu w to wierzą.

Kiedyś z ciekawości obejrzałam, co mówią w ich telewizji. I szczerze mówiąc, to wszystko jest tak urojone, że nie mogę zrozumieć, jak oni w to wierzą.

Jeśli spojrzymy na to z drugiej strony, Ukraina ma innych, zachodnich sąsiadów. Ale nie wszyscy jej obecni sojusznicy wierzyli, że przetrwa. Jak myślisz, kiedy zmieniło się ich zdanie?

Kiedy nasz kraj pokazał, że coś może; kiedy Ukraińcy zaczęli pokazywać swoją odpowiedź; kiedy ludzie wyszli i własnymi rękami zatrzymywali czołgi, pokazali niesamowitą odwagę.

Na przykład Wyspa Węży, popularne słowa „rosyjski okręcie wojenny…”(wszyscy wiemy , co jest dalej), kiedy obrońcy pokazali okupantowi, gdzie jest jego miejsce.

Porozmawiajmy o tych, którzy zostali na Ukrainie. Jak ma się Twoja rodzina, jak zmieniło się ich życie?

Cóż, jak… Wszyscy są do tego przyzwyczajeni, a ci, którzy nie są, w końcu się przyzwyczajają.

Na przykład mój przyjacielu. Kiedyś, gdy byłam jeszcze w domu, siedzieliśmy i rozmawialiśmy z nim przez telefon. I nagle zgasło światło… Cisza… Rozpoczęły się eksplozje. Przestraszyłam się, wzięłam psa i pobiegłam do piwnicy. Dzwonię do niego, pytam, jak się czuje, co się stało. A on był tak spokojny, jak to tylko możliwe. Jakby nic się nie stało…

Jak zmieniło się życie po ostrzeliwaniu systemu energetycznego?

Kontakt z rodzicami stał się trudny, zaczęłam się o nich bardziej martwić. A dla nich te problemy ze światłem są normą. Każdy znalazł sobie jakieś zajęcie. Jeśli nie ma Internetu, to też nie jest problemem.

A teraz porozmawiajmy o Tobie. Jak zmieniłaś się, czego nauczyłaś się w tym roku?

Zaczęłam nowe życie po 24 lutego. Zaczęłam bardziej cenić swoje życie, rozumieć, że jest jedno. Bardziej doceniam moich rodziców, najbliższe osoby. Cenię absolutnie wszystko. Zaczęłam cieszyć się każdym dniem, który przeżyłam, i doceniać fakt, że urodziłam się na Ukrainie. Jestem z tego dumna.

Polacy to przeczytają. Chciałabyś im coś powiedzieć?

Patrząc na Polaków, których znam, chciałabym bardzo serdecznie podziękować. Choćby po prostu dlatego, że wspierają i rozumieją, że nie jestem tu bez powodu, ale ze względu na trudną sytuację na Ukrainie. Jeszcze przed wakacjami każdy wykładowca z mojej uczelni przeznaczył dla nas, Ukraińców, pięć minut. Wspierali nas, mówili, że wszystko będzie dobrze. Niektóre z tych przemówień niemal doprowadziły do łez.

Naprawdę im wszystkim dziękuję, ale chciałabym prosić, aby nie zapomnieli o tym, co się dzieje.

___

Serhii Barsukov – lubelski student dziennikarstwa, który lubi nowe znajomości, kakao i świeże powietrze. Otwarty, aktywny i pozytywny. Uprawia sport i interesuje się polityką. Stara się doskonalić swoje umiejętności, aby być jak najlepszym.