„Podjęli niezwykły wysiłek, aby udokumentować zbrodnie wojenne, przypadki łamania praw człowieka i nadużyć władzy” – pisał Komitet Noblowski w uzasadnieniu przyznania Pokojowej Nagrody Nobla ukraińskiemu Centrum Wolności Obywatelskich (wespół z Alesiem Bialackim i organizacją Memoriał). Powstała w 2007 roku organizacja zajmuje się propagowaniem wartości demokratycznych. Od ponad piętnastu lat dokumentuje naruszenia praw człowieka i zbrodnie wojenne dokonywane na okupowanym przez Rosjan Krymie i w Donbasie, a od ponad roku – w niemal całej Ukrainie. Dużą rolę CWO odegrało także w czasie Euromajdanu, podczas którego prowadziło infolinię pomocową Euromajdan SOS dla ofiar reżimu Wiktora Janukowycza. Organizacja jest obecnie jednym z najaktywniejszych wojowników na rzecz osądzenia Władimira Putina i rosyjskich żołnierzy za zbrodnie przeciwko ludzkości. Współpracuje z Międzynarodowym Trybunałem Karnym.
Oleksandra Romantsowa jest dyrektorką wykonawczą Centrum Wolności Obywatelskich. Jako obrończyni praw człowieka zaangażowała się w prace organizacji w 2014 roku. Jest międzynarodową rzeczniczką działań CWO. Od 24 lutego 2022 roku koordynuje również dokumentację zbrodni wojennych i inicjatywę „Trybunał dla Putina”. Uczestniczy w misjach terenowych w obwodzie kijowskim.
Niedawno minął rok pełnowymiarowej wojny w Ukrainie…
To bardzo ważne, że mówisz o „pełnowymiarowej wojnie”. Dla nas w Ukrainie wojna nie zaczęła się w lutym 2022 roku. Ona wybuchła już w 2014 roku. Gdyby wtedy świat odpowiednio zareagował, nie doszłoby do inwazji.
Dokładnie. Powinno się podkreślać, że ta inwazja nie spadła z nieba… Wracając jednak do pierwszej rocznicy – miniony rok był rokiem największej tragedii w Europie od czasów II wojny światowej. Z drugiej strony był to jednak rok niewiarygodnie ciężkiej pracy, którą wykonaliście w Centrum Wolności Obywatelskich – pracy, która została nagrodzona Pokojową Nagrodą Nobla.
Przed 24 lutego zajmowaliśmy się dokumentacją zbrodni wojennych, które – jak już powiedzieliśmy – miały w Ukrainie miejsce już wcześniej. Byliśmy świadomi niebezpieczeństwa wybuchu otwartej wojny. To była przecież logiczna konsekwencja tego, co Putin robił w Rosji przez dziesięciolecia. Ograniczanie praw człowieka, niszczenie organizacji pozarządowych, zduszanie niezależnego dziennikarstwa – autokracja zawsze jest początkiem wojny.
Kiedy przyszedł 24 lutego, byliśmy więc może nie zdezorientowani, ale na pewno przytłoczeni. W lutym, marcu, a nawet kwietniu nie wiedzieliśmy, jakimi środkami do pracy dysponujemy.
Z tego, co wiem, większość pracowników Centrum Wolności Obywatelskich była wtedy jeszcze w Kijowie.
To prawda, a w tym czasie siły rosyjskie próbowały otoczyć Kijów. Miasto walczyło. W pobliżu naszych domów latały pociski. Postanowiliśmy rozsiać zespół po kraju. Sześcioro z nas zostało na miejscu. Inni udali się na zachód Ukrainy i rozpoczęli pracę zdalną. Po kwietniu wojska rosyjskie zostały wyparte z północnej części kraju, a stolica stał się bezpieczniejsza, abstrahując może od ataków rakietowych. Sprowadziliśmy z powrotem większą część zespołu. Reszta nadal pozostała „na emigracji” na wypadek, gdyby nam, w Kijowie, coś się stało. Musieliśmy mieć zabezpieczone fundamenty naszej organizacji niezależnie od tego, co będzie się działo.
Po kwietniu udało wam się ustabilizować pracę?
Chociaż pracowaliśmy nieprzerwanie, w kwietniu rzeczywiście zrozumieliśmy, jaką pracę powinniśmy wykonywać. Pierwsze miesiące były reakcją na to, co działo się wokół nas. Następne były już czasem zrozumienia, że musimy stworzyć sposób działania, który uwzględni wszystkie nowe okoliczności.
Jaką więc strategię obraliście?
Po pierwsze, zaczęliśmy głośno mówić o tym, co dzieje się w Ukrainie. Rozmawialiśmy z międzynarodowymi dziennikarzami. Zyskaliśmy przestrzeń do rozmowy o tym, jakiej pomocy potrzebują Ukraińcy. Wcześniej, owszem, byliśmy znani wśród obrońców praw człowieka, ale w tamtym momencie zaczęliśmy wywierać wpływ na ludzi spoza tego środowiska..
Reaktywowaliśmy również nasze kontakty z wolontariuszami. Dołączyło do nas wiele nowych osób, które pomagały choćby w tłumaczeniu wiadomości i zbieraniu informacji. Myślę, że jak na tak niestabilne okoliczności, poradziliśmy sobie z tym okresem całkiem dobrze.
Do 24 lutego ukraińscy obrońcy praw człowieka udokumentowali 10 000 zbrodni wojennych – na przestrzeni ośmiu lat. W samym 2022 roku udokumentowaliśmy około 33 000 przypadków.
Ponad trzy razy więcej!
Prawda? To ogromna różnica! Musieliśmy zmienić sposoby dochodzenia, osądzania i egzekwowania sprawiedliwości dla ludzi, którzy ucierpieli z rąk Rosjan.
W październiku ogłoszono, że Centrum Wolności Obywatelskich otrzymało Pokojową Nagrodę Nobla. Jak wpłynęło to na waszą pracę?
Ukraina nigdy wcześniej nie miała okazji mierzyć się z Nagrodą Nobla. Część laureatów miała ukraińskie korzenie, ale pracowała zagranicą. Nikt nie wiedział, jak zachowywać się w takiej sytuacji. Nie było na to żadnych procedur. Nawet nasz rząd był nieco zdezorientowany. Teraz jednak zarówno władza, jak i społeczeństwo coraz bardziej rozumieją, że Nagroda Nobla to możliwość przemówienia do świata.
W Ukrainie ludzie już wcześniej znali nas dość dobrze dzięki infolinii pomocowej, którą stworzyliśmy podczas Euromajdanu. Nobel pomógł nam połączyć się z regionami, w których ludzie nigdy nawet nie słyszeli o Ukrainie. Nawiązaliśmy współpracę z organizacjami w Afryce, Ameryce Łacińskiej i Azji. W ciągu ostatniego roku odbyliśmy blisko 1000 różnych spotkań z politykami, organizacjami i obrońcami praw człowieka z całego świata.
Czyli Nobel stał się szansą na reprezentowanie ukraińskiej racji stanu na arenie międzynarodowej?
Na pewno dał nam dostęp do ludzi, którzy mogą pomóc nam w tworzeniu nowego wymiaru sprawiedliwości i zapobieganiu kolejnym etapom wojny. Przed Ukrainą była Gruzja, Syria, Czeczenia czy Mołdawia. Wszystkie te agresje nie wiązały się z żadną reakcją ze strony światowych rządów. Politycy mówili „jesteśmy zaniepokojeni”, ale na tym kończyło się jakiekolwiek działanie. „Zaniepokojenie” zaczęło być nawet wśród Ukraińców rodzajem żartu. Teraz naprawdę mamy szansę zatrzymać to barbarzyństwo. Po raz pierwszy w historii możemy osądzić to, co robił – i nadal robi – Putin. A Nobel może nam w tym realnie pomóc.
Uznajesz tę nagrodę za symbol międzynarodowej solidarności z Ukrainą?
To nie jest takie czarno-białe. Po pierwsze, zostaliśmy nominowani 31 stycznia. Wojna mogła zadecydować, kto finalnie został wybrany, ale na pewno nie miała wpływu na to, kto został nominowany. Prawa człowieka są ważne niezależnie od wojny. To nie tradycja czy mitologia. To rzeczywisty system zapobiegania rozlewowi krwi. Jeśli rząd będzie szanować prawa człowieka i dążyć do równości; jeśli będzie sprawiać, że ludzie będą czuli wartość swojej godności, społeczeństwo będzie mogło żyć bezpiecznie. Komitet Noblowski wybrał nas, Memoriał i Alesia Bialackiego, aby zwrócić światową uwagę na nasz region. I to rzeczywiście im się udało.
Zatem symbole poparcia są rzeczywiście ważne dla Ukraińców?
Niedawno mieliśmy tego przykład podczas wizyty prezydenta Joe Bidena w Kijowie. To był wspaniały, wzruszający moment dla Ukraińców, ale gdy tylko opadły emocje, przyszły pytania. Co właściwie Biden przywiózł ze sobą? Słowa są niezwykle istotne, ale nie da się nimi bronić. Jesteśmy w punkcie historii, w którym prawo, piękne mowy i wartości nie są w stanie powstrzymać rozlewu krwi. Do obrony potrzeba broni. W naszej armii służą zwykli ludzie. W jej szeregach są tancerze baletowi, informatycy, nauczyciele. Zdarzają się nawet sytuacje, kiedy nauczyciele przeprowadzają lekcje online z okopów… Ci ludzie nie urodzili się, by walczyć, a codziennie od 50 do 100 z nich ginie z rąk Rosjan. Mówiąc o broni, mówimy o nich.
Można powiedzieć, że Ukraina potrzebuje broni bardziej niż symboli?
Nie broni – systemu ochrony. Nie chodzi o broń. Gdyby świat był w stanie magicznie wyłączyć Rosjanom możliwość agresji, bylibyśmy przeszczęśliwi. Przyjmiemy wszystko, co pozwoli nam żyć w pokoju.
Ważnym problemem jest również sprawiedliwość. W jaki sposób możemy odpowiedzieć na zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciwko ludzkości, ludobójstwa? Nie możemy przejść nad tym do porządku dziennego. My, jako ludzkość, nie możemy powiedzieć „no cóż, zdarza się”. Żyją ludzie, którzy podjęli te decyzje. Żyją ludzie, którzy zrobili to własnymi rękami. Jeśli oni nadal będą mieli możliwość korzystania ze wszystkich swoich praw; nadal będą czerpać zyski z międzynarodowych biznesów; jeśli będą korzystać ze swoich majątków i żyć w luksusie, człowieczeństwo poniesie wielką porażkę.
Dokumentowanie zbrodni przeciwko ludzkości jest jednym z najważniejszych zadań Centrum Wolności Obywatelskich. Jak wygląda ten proces?
Przeszkoliliśmy i powołaliśmy zespół profesjonalistów odpowiedzialnych za zbieranie informacji od świadków oraz gromadzenie danych wizualnych. Dokumentacja zbrodni wojennych jest procesem bardzo szczegółowym, obejmuje poszukiwanie powiązań między sprawami, śledzenie sprawców, ustalenie ciągu zdarzeń. Naszym celem jest odtworzenie przebiegu i tła incydentu oraz zidentyfikowanie, kto stoi za tym okrucieństwem.
Pracujemy ze źródłami ogólnodostępnymi, publicznymi. Informacje czerpiemy głównie z doniesień medialnych, grup w mediach społecznościowych i zgłoszeń zwykłych ludzi. Często jeździmy na tereny wyzwolone i rozmawiamy z mieszkańcami. Szukamy zniszczonych przez Rosjan obiektów, takich jak szkoły, kościoły, szpitale czy prywatne domy. Robimy relację fotograficzną i filmową z tych miejsc. Staramy się znaleźć naocznych świadków wydarzeń.
Nasza dokumentacja pomaga uwypuklić problemy, które należy rozwiązać natychmiast, aby zapobiec dalszym masowym naruszeniom praw człowieka. Jedną z takich kwestii jest problem przymusowych przesiedleń setek tysięcy obywateli Ukrainy (w tym dzieci) na terytorium Federacji Rosyjskiej. To także zbrodnia przeciwko ludzkości.
Jakie warunki musi spełniać dokumentacja?
Musimy być całkowicie pewni, że dane zdarzenie miało miejsce. Musimy wiedzieć, że nie wydarzyło się przed wojną. Staramy się uzyskać informacje, kiedy i w jakich okolicznościach doszło do zbrodni. Nie każda szkoda wojenna jest zbrodnią wojenną.
Czym jest więc zbrodnia wojenna?
To akt agresji dokonany świadomie i celowo, który nie wynikał z przebiegu walki. Mieliśmy na przykład sytuację, gdy ukraiński czołg walczył z rosyjskimi czołgami na rozdrożu. Strzelając między sobą, czołgi zniszczyły kilka domów. Nie było w nich ludzi. Dowódcy żołnierze nie zrobili tego celowo – nie pojechali tam, żeby burzyć te domy. To była część bitwy – skądinąd zwycięskiej dla Ukrainy. Oczywiście, budynki uległy zniszczeniu. Ich właściciele muszą dostać odszkodowania. Ale to nie jest zbrodnia wojenna.
Kto realnie poniesie odpowiedzialność za wojenne przestępstwa?
Jeśli jacyś żołnierze torturowali i zabijali cywilów, to trzeba się zastanowić, czy robili to z rozkazu oficera. Jeśli tak, osądzić należy zarówno żołnierzy, jak i oficera. Co więcej, gdy oficer wiedząc o dokonywaniu masowych mordów przez swojego żołnierza, nie powstrzyma go, uznaje się go za współwinnego. Wszystko to jest jednak przedmiotem szczegółowego śledztwa.
W Ukrainie działają 32 organizacje rejestrujące zbrodnie wojenne. Wszyscy umieszczamy nasze dane we wspólnej bazie danych. Daje nam to możliwość dostrzeżenia pewnych powtarzających się wzorców. Dowiedzieliśmy się na przykład, że Rosjanie regularnie ostrzeliwują szpitale, które są przecież obiektami chronionymi przez prawo międzynarodowe. Wiemy dzięki temu, że jest to rosyjska strategia, a nie pojedynczy odosobniony przypadek.
Naprawdę uda się ukarać Rosjan za dokonane zbrodnie?
Współpracujemy z Międzynarodowym Trybunałem Karnym i Prokuraturą Generalną. Trybunał otworzy postępowania karne w największych sprawach. Myślę, że nie będzie więcej niż dwudziestu takich procesów. Śledztwo pozwoli dotrzeć do osób, które dokonały zbrodni własnoręcznie, ale także tych, które je zleciły i zdecydowały o nich na strategicznym, rządowym szczeblu. Wtedy wszyscy odpowiedzialni za przestępstwa zostaną ukarani. Przynajmniej zaocznie – wielu z nich pozostanie zapewne nieuchwytnych dla systemu sprawiedliwości. Potrzebujemy również Specjalnego Trybunału ds. Zbrodni Agresji przeciwko Ukrainie – pracujemy zresztą obecnie nad jego powołaniem. Osądziłby on osoby kierujące tą wojną – prezydenta, jego doradców, parlament, ministrów i generałów. Wszystkie inne tysiące spraw będą rozstrzygane już na szczeblu krajowym. Ale wierzę, że ci, którzy teraz krzywdzą niewinną ukraińską ludność, poniosą za to konsekwencje.
Możliwe jest, że sam Władimir Putin stanie przed sądem?
Zaocznie jest to całkowicie możliwe. To zresztą się już dzieje. Aresztowanie go jest natomiast kwestią sporną. Byłoby to możliwe jedynie, gdyby zupełnie utracił władzę w Rosji, co patrząc na stan rosyjskiego społeczeństwa, nie stanie się prędko. W momencie jego porażki jednak z pewnością na jego życie czyhać będą setki zamachowców. Doprowadzenie go żywego przed sąd byłoby więc niemal niemożliwe. Myślę, że on dobrze o tym wie i dlatego teraz ukrywa się przed ludźmi. Realistycznie rzecz biorąc, nie skończy w więzieniu. Możemy go jedynie osądzić in absentia i dać mu do zrozumienia, że jest zbrodniarzem wojennym. Do końca życia nie będzie mógł zrobić kroku, nie zważając na nałożone na niego ograniczenia.