Wstałam 24 lutego… “Widzieli rosyjskie statki, ale nie wierzyli, że wojna się rozpocznie”

“Są jak zombie”- mówi o Rosjanach Alina z Drużkiwki w obwodzie donieckim. Jej miasto położone jest około 30 km od linii frontu we wschodniej Ukrainie.

Porozmawiajmy o tym, jak to wszystko się zaczęło. Jak wyglądał Twój poranek 24 lutego?

O 5 rano obudziły mnie psy. Na początku nie rozumiałam, co się dzieje, a kiedy zdecydowałam się wstać, usłyszałam eksplozję. To było straszne.

Czyli Twoje pierwsze myśli to strach?

Szczerze mówiąc, nawet nie chcę o tym wspominać, to było straszne. Bardzo martwiłam się o moich bliskich. Telewizja, eksplozje, wszystko, co mnie otaczało, wywoływało panikę. Denerwowałam się, wszędzie były wiadomości o wojnie. Martwiłam się o mamę, która była wtedy w Mariupolu, więc od razu do niej zadzwoniłam. Powiedziała, że się pakuje i wyjeżdża. Byłam w tamtym momencie z ojcem. Wszyscy się denerwowali.  Zaczęłam zbierać rzeczy i dokumenty.

To znaczy kwestia rozpoczęcia wojny nie była w ogóle omawiana, czy wszyscy od razu zrozumieli, co należy zrobić?

Moja mama pracowała w Mariupolu i przyjechała do nas na weekend. Przed czwartkiem (24 lutego) przyszła do mnie i powiedziała, że może się wojna zacząć i musimy się przygotować. Oznacza to, że wszyscy wiedzieli, że wojna się rozpocznie. Jadąc wzdłuż nasypu, widziała na morzu rosyjskie statki. Mimo to nikt nie wierzył, że coś takiego może się rozpocząć.

Miałam wrażenie, że jestem w strasznym śnie. Te wiadomości, filmy, zwłoki. Patrzysz na to wszystko i jesteś przerażony. Bardzo się cieszę, że u mamy wszystko w porządku, bo kiedy wyjeżdżała z Mariupola, został ostrzelany.

Porozmawiajmy o Rosjanach. Znamy narrację ich obecnego rządu, że Ukraina jako państwo nie istnieje. Jak myślisz, jak to możliwe?

Właściwie to nie rozumiem tego, jak oni mogą tak myśleć. Najprawdopodobniej spowodował to Putin. Bo tak naprawdę oni są jak jakieś wampiry. Nie da się z nimi rozmawiać i korespondować na żaden temat. Oni myślą zupełnie inaczej. I nie wiem, jak im coś udowodnić, pokazać, jaka jest nasza sytuacja. Wydaje mi się, że mają swoje zdanie. Umierać za wojnę i Rosję. Dla nich normą jest umierać gdzieś „tam” za Rosję. Mają maksymalnie odwrócone ramki. Uważam, że mają zupełnie inne wartości. Jeśli dla nas śmierć żołnierza jest tragedią, to dla nich dumą, bo zginął za Rosję, za jej “zwycięstwo”.

Oto przykład, korespondowałam z nimi na kanale informacyjnym Telegram. Zaczynają mi coś udowadniać, jak i co jest w naszym kraju i nawet mnie nie słuchają. To znaczy ONI, którzy nawet NIE BYLI na Ukrainie, chcą mi, osobie będącej teraz w tym kraju, udowodnić, że agresorami są Ukraińcy. Nie mogę z nimi dyskutować. Są jak zombie.

Porozmawiajmy o tych, którzy wspierają Ukrainę. Niestety nie wszyscy zrobili to od razu i w ogóle wielu nie wierzyło, że Ukraina przetrwa. Jak myślisz, kiedy zmieniła się opinia tych krajów/ludzi?

Myślę, że stało się to po tym, jak Rosjanie chcieli zdobyć Kijów w ciągu 3 dni. Nie udało im się i północ kraju została deokupowana. Po tym momencie większość krajów zachodnich zrozumiała, że Ukraina utrzyma się i że trzeba jej pomóc.

Jak ogólnie się mają twoi bliscy? Jak zmieniło się ich życie po rozpoczęciu ostrzału systemu elektroenergetycznego?

Oczywiście wiele się zmieniło, ale oni już się nie boją… przyzwyczaili się. Kiedy przyjeżdżam do nich, boję się wszelkiego rodzaju wybuchów, serce mi bije, ręce mi się trzęsą. Ale im to nie przeszkadza, są już do tego przyzwyczajeni. I to jest bardzo przerażające, ponieważ wiele osób ma już złamaną psychikę.

Ale cieszę się, że moi bliscy mają się dobrze. Myślą, że wszystko będzie dobrze, wytrzymamy i nie martwią się o mnie. I nawet nie wyłączam alarmu lotniczego w telefonie. Mówią mi, że muszę to wyłączyć. I prawdopodobnie nawet ja bardziej martwię się o nich, niż oni o mnie.

Jeśli mówimy o wyłączeniu światła, to tak, oczywiście, jest to bardzo trudne. Ale ludzie wszystko przemyśliwują, kupują świeczki, powerbanki, lampki. Nie tracą serca i żyją, nadal żyją, radują się. I bardzo mi się podoba to, że pomimo tego, że nie cała nasza rodzina jest już razem, nie poddają się.

A jak ty się zmieniłaś? Czego nauczyłaś się w tym roku?

Ten rok nauczył mnie, że niczego nie należy odkładać na później. Nikt nie wiedział, że wojna się rozpocznie. Odkładaliśmy sprawy na później, ale przyszła do nas wojna. I co teraz? Nie możesz zrobić tego, co zaplanowałeś. I dlatego musimy żyć dniem dzisiejszym, starać się spędzać więcej czasu z bliskimi.

Chciałabyś przekazać coś Polakom, którzy to przeczytają?

Jako Ukrainka chcę podziękować Polsce i wszystkim ludziom, którzy dobrze traktują nasz kraj, pomagają nam, akceptują nas i rozumieją naszą sytuację. Mamy na uczelni wykładowczynię, która gdy w jeden z jesiennych dni Ukrainę bombardowano rakietami, rano, kiedy mieliśmy zajęcia i nie mogłam o niczym myśleć, spotkała nas w sali i powiedziała „Sława Ukrainie”. To bardzo miłe, że są tacy ludzie. Chciałabym im za to podziękować!

___

Serhii Barsukov – lubelski student dziennikarstwa, który lubi nowe znajomości, kakao i świeże powietrze. Otwarty, aktywny i pozytywny. Uprawia sport i interesuje się polityką. Stara się doskonalić swoje umiejętności, aby być jak najlepszym.