Zapach bzów i spalin to perfumy miasta wiosną. Czuję je nawet nocą, kiedy wracam zmęczona z pracy, której największym minusem są inni ludzie (no i może żałosna pensja, chociaż za nią jestem wdzięczna losowi). Stukot moich ciężkich butów miesza się z krokami przechodniów idących tym samym chodnikiem. Razem tworzymy kakofonię miasta, jedną z najlepszych jej symfonii w wykonaniu najgorszych muzyków.
Są tu ludzie, których machina (może kapitalistyczna, może z kapitalizmem nie mająca nic wspólnego) wciągnęła w swoje tryby i zmusiła, by iść zawsze szybciej od innych, by być zawsze pierwszymi, zawsze wcześniej, nie ulegać zmęczeniu i nie poddawać się nigdy ograniczeniom ciała. Może źle ich oceniam i po cichu zazdroszczę skupienia na celu, którego ja jestem pozbawiona. Wiedzą, dokąd zmierzają. Wiedzą po co.
Znajdą się też tacy, których krok jest giętki, chwiejny, a ich chód wygląda, jakby kolana zostały zastąpione przez stare, rozciągnięte sprężyny. Im się nie śpieszy. Zwykle proszą o papierosa albo „złotóweczkę na bułeczkę”. Czasem także sami prezentują coś ze swojej bogatej oferty i robią to z energią godną pozazdroszczenia, pytając „chcesz w mordę?!”. Mimo to mam nadzieję, że ze wszystkich grup, z tą mam najmniej wspólnego.
Szybciutkie, nierytmiczne, z każdą minutą grożące nieszczęśliwym wypadkiem odgłosy szpileczek, a za nim ciągnące się echo chichotu lub tępej ciszy niestety znam z autopsji, choć szpilek nie noszę po zmroku, chcąc mieć pewność, że będę mogła biec, gdy okoliczności sprawią, że inne kroki będą stale odbijać się za moimi w każdej z gorzej oświetlonych uliczek.
Buty sportowe robią najmniej zamieszania. Nogi w nich albo biegną, albo stąpają powoli. Miękkie poduszeczki amortyzują każdy ruch. Nie ma się po co śpieszyć. Świat otwiera wszystkie swoje bramki i zaprasza na świeżo wylane obwodnice z liczbą wypadków jeszcze równą zeru. Są tu też ludzie podobni do mnie – o obolałych stopach, szurający i zmęczeni. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie ma kawałka mnie w każdym z tych ludzi i w każdych stąpnięciach. Dzisiaj wybrałam szuranie.
Najbardziej boję się, że ugrzęznę w błocie, którego nie zmyje słuchawka od prysznica ani nie wypierze pralka. Utknę na grzęzawisku, a nogawki przemoczonych spodni zacznie obrastać pleśń, którą sama wyhodowałam w sterylnym laboratorium myśli i przyzwyczajeń.
Dźwięk twardej podeszwy, stukającej o beton jest mi bliższy niż cokolwiek innego. Nie ma lepszej ani gorszej drogi, misji do wypełnienia, punktów do odhaczenia. Na jej końcu nie czeka żadna puenta. Ważne jest tylko, by iść i błądzić.
“Nokturn z dworca PKS” autorstwa Agaty Tchórz jest jednym z dwóch zwycięskich utworów wyłonionych w krótkim konkursie 2023 w kategorii opowiadania.