“Dojrzewanie”, czyli strach XXI wieku

Burza hormonów, trudy w kontaktach z rówieśnikami i policja, która z samego rana szturmuje dom na przedmieściach, by aresztować trzynastoletniego chłopca pod zarzutem morderstwa. Tak okres dojrzewania widzą twórcy święcącego właśnie triumfy mini serialu Netflixa. Możliwe, że jednego z najlepszych w tym roku. 

Wspomniany trzynastolatek to Jaime Miller. Chłopak uczy się nie najgorzej, znajduje nawet w szkole pewne zainteresowania. Ma dwóch przyjaciół, z którymi, jak to sam ujmuje, po prostu spędza czas w mieście. Można by go nawet określić typowym nastolatkiem. I to właśnie fakt, że Jaime jest taki, jak wiele innych dzieci w jego wieku, wydaje się być szczególnie tragicznie, gdy okazuje się, że zabił koleżankę ze szkoły. 

Nie jest to spoiler, bo też samo udowadnianie jego winy nie jest osią fabularną serialu. Morderstwo to tylko pretekst do głębszej historii. Pozwala zajrzeć w umysł trzynastolatka XXI wieku, opowiedzieć na dosyć drastycznym przykładzie, jak wygląda dorastanie  drugiej dekadzie bieżącego stulecia.

Sedno

Coś, co twórcom udaje się świetnie to sam przekaz, to jak serial po każdym odcinku daje do myślenia. Na przestrzeni tych czterech epizodów świetnie zarysowany został prawdziwy główny, czarny charakter. I, o dziwo, nie jest nim Jaime. Trzynastolatek jest bardziej wyrazem ogólnie panującej kultury, nastrojów w jego grupie wiekowej.

Twórcom udało się wywołać dyskusję na temat wpływu social mediów na dorastających i ogólnego dostępu dzieci do telefonów. To z kolei niejako „wystawia” je na wszelkie nieprzyjemności, jakie mogą je w sieci spotkać. Przede wszystkim ze strony ich rówieśników, które w świadomy lub nieświadomy sposób mogą jedną wiadomością, komentarzem czy nawet emotikoną wyrządzić wielką krzywdę. A dzieci z dostępem do internetu mogą trafić na wszelkie treści – zarówno te dobre, jak i niekoniecznie. Nie chcę zdradzać tu za dużo, wystarczy tylko wspomnieć, że imię kontrowersyjnej postaci jaką jest Andrew Tate przewija się kilkakrotnie.

Pokazuje to też, jak nikt chyba nie był gotowy, na skok technologiczny świata, który w taki sposób zmienił to, jak wygląda obecnie etap dojrzewania Czy to policjanci próbujący sprawcę zrozumieć, psycholożka, która chce nakreślić rys psychologiczny Jaime’ego, czy też rodzice zastanawiający się, gdzie popełnili błąd w wychowaniu syna. Widać też, jak bliski jest to temat dla twórców – nie bez powodu jeden z nich, Jack Thorne, poparł grupę Smartphone Free Childhood. Postuluje ona zakaz używania tych urządzeń przez dzieci aż do 14. roku życia. Sam Thorne powiedział, że sama inicjatywa to dobry pomysł, a sam angażuje się w nią bardziej, gdy jego własne dziecko wejdzie w wiek dojrzewania. Pytanie, czy takie działanie przyniesie wymierne korzyści. Zakazy mają tendencję do bycia nieskutecznymi. Niestety, nie każdy ma czas i środki do nauki dzieci odpowiedzialności. 

W kontekście tego, co serial, zgodnie z intencją twórców wyraża, kuriozalnie brzmią insynuacje internautów, jakoby fabuła była bezpośrednio inspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Przywoływane są nawet nazwiska możliwych sprawców – Hassana Sentamu i Axela Rudakubany, dwóch czarnoskórych chłopaków, którzy faktycznie zabili dziewczyny w swoim wieku. Wszystko po to, by włączyć go do dyskursu o migracji, a to nie jest dobre dla nikogo. Sprowadzanie tego serialu do kwestii nierówności społecznych Wielkiej Brytanii przykrywa jego przekaz. A ten jest zbyt istotny, by można było go zbyć w ten sposób.

Trudy dojrzewania

Cztery odcinki, po godzinę każdy, są jak pojedyncze wycinki z życia Jaime’ego i jego otoczenia. W tym przypadku jest to szczególnie trafne określenie, przez wzgląd na fakt, że w serialu nie ma cięć. Każdy epizod kręcony jest w jednym ujęciu, a kamera posłusznie podąża za akcją i bohaterami. Nie było to więc najprostsze zadanie dla twórców, ale udało się. Dzięki temu otrzymujemy momenty, w których serial płynnie przyśpiesza, by zaraz wrócić do spokojnego tempa. Wszystko zrobione bez cięć, za to dzięki emocjom wyrażanym przez aktorów. 

Kamera odgrywa oczywiście ważną rolę w budowaniu tego efektu, zwłaszcza gdy wiruje wokół bohaterów. Jednak często to właśnie statyczne ujęcia wypadają najlepiej. Tego przykładem jest podróż samochodem z ostatniego odcinka. Poprzez wydarzenia w serialu bohaterowie są zmuszeni udać do sklepu po puszkę farby. Twórcy musieli więc zagospodarować parę minut jazdy w jedną, a później w drugą stronę. I, mimo że nie brzmi to emocjonująco, obie te sekwencje są jednymi z najlepszych w całym serialu. Wszystko przez ładunek emocjonalny, jakie te sceny w sobie zawierają. 

Na wyróżnienie zasłużył również cały trzeci odcinek, rozgrywający się właściwie tylko w jednym pokoju. Bez problemu można nazwać go najlepszym właśnie przez to, jak w jego trakcie udało się grać emocjami widza. Tu trzeba pochwalić młodziutkiego Owena Coopera, grającego głównego bohatera. Chłopak z rocznika 2009, który wcześniej nie miał praktycznie żadnej poważnej roli, a jedynie uczęszczał na warsztaty teatralne, kradnie całe show dla siebie. Właśnie w odcinku trzecim pokazuje aktorski kunszt najlepiej, gdy ze swobody bycia przechodzi do wściekłości, by zaraz popaść w głęboki żal, smutek czy nawet rozpacz.

Na wyróżnienie zasługuje tu również Stephen Graham, grający ojca głównego bohatera, Eddi’ego Millera. Jest to jeden z tych aktorów, którzy mimo rozpoznawalności, nigdy nie wyprzedadzą swoim nazwiskiem całej sali kinowej – a szkoda, bo po raz kolejny udowadnia on, jak świetnie odnajduje się w kolejnej, odmiennej roli. W Dojrzewaniu najlepiej ten kunszt pokazuje w odcinku czwartym. W nim, we wręcz namacalny sposób, udaje mu się wyrazić trud i żal, wynikające z jego sytuacji, jako ojca Jaime’ego.

Michał Palonka