Myśleliście kiedyś nad tym, dlaczego reprezentanci różnych pokoleń są tak inni od siebie? Wręcz do takiego stopnia, że można się zastanawiać, czy w ogóle mają jakiś wspólny mianownik inny niż ta sama narodowość?
To zróżnicowanie bardzo łatwo można zauważyć już po zestawieniu ze sobą choćby pokolenia X (1965-1980) z Generacją Z (1995-2012). Nie trzeba się trudzić żeby dostrzec, że mimo różnicy jedynie jednego pokolenia (Millenialsów 1981-1994), dogadanie się stanowi dla nich problem. Inaczej mówią, patrzą na świat i uznają inne rzeczy za ,,normalne”. Jest to w dużej mierze zasługa innej mentalności czasów, w jakich przyszło im się wychowywać. W końcu, jakby nie patrzeć, sam internet daje reprezentantom Generacji Z możliwości, o których pokolenie X mogło jedynie pomarzyć.
Przykłady tego, czym się różnią i dlaczego tak jest, można by wymieniać w nieskończoność. Ja jednak nie chcę się skupiać na różnicach pomiędzy nimi, ponieważ jest to temat na zupełnie inny artykuł. Bardziej interesują mnie podobieństwa, to co sprawia, że są ze sobą powiązani. Chociaż wspólnych mianowników, jak i różnic możemy znaleźć prawdziwy multum, to jest jednak taka jedna rzecz, która łączy je w stopniu nieporównywalnym do reszty. Mowa o kulturze picia w Polsce, która towarzyszy nam już od setek lat i na chwilę obecną nie zapowiada się, jakoby miało się coś w tej kwestii zmienić. A powiedzmy sobie to otwarcie: alkohol jest czymś, co szkodzi naszemu społeczeństwu. Więc czy są podejmowane jakieś ruchy, żeby temu przeciwdziałać?
Zmiana podejścia młodych do alkoholu
Okazuje się, że tak. Staramy się temu przeciwstawić i nie, nie chodzi o zwiększenie akcyzy, którą regularnie wprowadza państwo. Mowa o trendzie ,,NoLo”, który jest skrótem od “No alcohol and Low alcohol”. A czym on w zasadzie jest? NoLo jest ogólnoświatowym trendem, który zaczął zyskiwać sporą popularność na przełomie 2023/2024 roku. Miał na celu promocję życia w trzeźwości, odstawiania alkoholu i wspieranie ludzi w wyrzuceniu procentów ze swojego życia, nakłaniając do przerzucenia się na wersje ,,0%”. Ruch zapowiadał się wyjątkowo obiecująco, organizując specjalne imprezy jedynie z napojami bezalkoholowymi. Takowe wydarzenia zbierały wokół siebie spore zainteresowanie, głównie wśród reprezentantów Generacji Z i młodych millenialsów, którzy mówili, że chcą wpłynąć na popularność płynów bezalkoholowych, w celu zminimalizowania negatywnych efektów, które potrafi za sobą nieść etanol we krwi. Na pewnym etapie trend zaczął nawet poważnie wpływać na rynek trunków procentowych, doprowadzając do zwiększenia gamy dostępnych produktów 0%. Anna Wagner, Client Business Partner w firmie NielsenIQ, w swojej wypowiedzi o napojach bezalkoholowych stwierdziła, że ich sprzedaż na rynku piwa wzrosła aż o 7,5%, a i na rynku wina oraz ginu popularność wersji odalkoholizowanych poszła w górę.
Na papierze to wszystko wygląda bardzo dobrze, ale właśnie – na papierze. Ponieważ, jeśli przyjrzymy się hasłu ,,NoLo” i jego popularności, możemy wyciągnąć parę pesymistycznych wniosków. I nie chcę, żeby to zabrzmiało, jakbym był negatywnie nastawiony do całej akcji. Ba! Jestem jej dużym zwolennikiem, ale nie da się zaprzeczyć, że póki co NoLo jest przykładem klasycznego trendu, a przynajmniej tak się zachowuje. Co mam na myśli, mówiąc ,,klasyczny trend”? Już tłumaczę: pojawia się wielka inicjatywa mająca na celu poprawić stan życia. Wraz z czasem cały pomysł zaczyna się rozkręcać doznając ogromnego ,,bum” popularności,. Wraz z przypływem ludzi, znajdują się wśród nich ci, którzy są prawdziwie zaangażowani, promują, uczestniczą i tworzą wydarzenia oparte na wspieraniu pomysłu, co sprawia, że wizja twórców, staje się w umysłach ludzi realnie osiągalna. Całą sytuację, ruch i jego popularność dostrzegają ogromne firmy, tworząc sobie z nich real time marketing(w tym przypadku stworzenie dedykowanych smaków na ,,potrzebę” konsumentów). Wraz z upływem czasu opada szał na coś nowego i przełomowego, a cały pomysł już ani nie polaryzuje, ani nie szokuje. Coraz więcej ludzi przechodzi obok niego obojętnie, albo jedynie wspiera biernie nie uczestnicząc w tym tak bardzo jak wcześniej. Skoro temat przestaje się klikać, to wszelcy influencerzy, dziennikarze i szeroko pojęte media przestają o akcji wspominać, bo w końcu po co, skoro się dłużej nie opłaca. Powstaje nowy, przełomowy i fascynujący pomysł, zabierający wszelkie ostatnie zainteresowane pary oczu. Proces zatacza koło, zostawiając kolejny trend w odmętach przeszłości i tworząc kolejny, który skończy jak jego poprzednik.
Ten schemat zdaje się powtarzać w kwestii trendu NoLo. Już teraz (5 kwietnia 2025) po wpisaniu frazy wyskakują nam artykuły głównie sprzed pół roku, parę ze stycznia i… cisza. Wszystko wskazuje na to, że wkraczamy w fazę powolnego tracenia zainteresowania. Choć idea jest szczytna, to niestety sprawia wrażenie, że przegrywa w rywalizacji z pociągiem ludzi do alkoholu.
Zdają się to potwierdzać statystyki, które pokazują, że mimo poczucia, jakoby napoje wyskokowe traciły swoją popularność, jest to jedynie złudzenie. Jak wskazują statystyki z Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom, wyroby spirytusowe swoją największą popularność zanotowały w roku 1994, a było to 3,8 litra spożytego alkoholu rocznie w przeliczeniu na obywatela. Wedle teorii, głoszącej spadek popularności etanolu, ta tendencja powinna być malejąca, jednak okazuje się, że wynik z 2021 roku dorównuje temu z 1994.
A wyroby spirytusowe to jedynie czubek góry lodowej, ponieważ statystyka, w którą naprawdę ciężko uwierzyć, to statystyka popularności piwa. Okazuje się bowiem, że spożycie tego typu trunków zanotowało aż trzykrotny wzrost względem 1994 roku, o którym wcześniej wspomniałem. W roku 2018 średnia spożytego piwa na obywatela wyniosła aż 100,5 litra. Jest to ogromna liczba, którą musiałem przeczytać dwukrotnie, żeby uwierzyć. Oczywiście, żeby NoLo mogło coś zmienić, musiałoby minąć co najmniej kilka lat intensywnej promocji całego ruchu, więc kto wie, może faktycznie odmieni to nasze społeczeństwo.
Wychowani w kulturze butelki
Wczytanie się w tematykę popularności alkoholu zrodziło w mojej głowie pytanie: co sprawia, że alkohol stale ma się tak dobrze? Żeby znaleźć odpowiedź, zdecydowałem się przeprowadzić wraz z kolegami ze studiów badanie.
Jak się okazuje, powodów jest wiele. Zaczynając od tego, jak prezentowany jest alkohol w mediach, idąc przez wychowanie, aż po presję tłumu. Oczywiście opisanie każdego małego problemu zajęłoby zbyt wiele czasu, dlatego skupię się na tych najbardziej szokujących.
Zacznijmy od tego, że sposób, w jaki postrzegamy napoje procentowe, przede wszystkim kształtuje w nas otoczenie. To, gdzie się wychowaliśmy, z kim się zadawaliśmy oraz jak nasza rodzina postrzegała procenty, w pierwszej kolejności definiuje to, jaki stosunek będziemy do nich mieć. Jednak, samo otoczenie to nie wszystko, ponieważ treści, które odbieramy z mediów wszelkiego nurtu, również dokładają do tego swoją cegiełkę. Wartym zauważenia jest, że według ankietowanych alkohol w mediach jest przedstawiony głównie w sposób rozrywkowy, pozytywny. Zestawiając to ze statystyką, mówiącą o tym, że aż 57,5% badanych ma lub miało w rodzinie alkoholika, może to czas, żeby przyjrzeć się treściom promowanym w mediach, albo żebyśmy doprecyzowali ustawę o promocji alkoholu i życiu w trzeźwości, precyzując w jaki sposób, media mogą przedstawiać alkohol.
Jednak to, co dla mnie było najbardziej szokujące, to presja, jaką młodzi ludzie (ponieważ wśród badanych było ich aż 63,3%) czują, kiedy w grę wchodzi alkohol. Otóż, jak się okazało, 45% ankietowanych przyznało, że czuło się wykluczonymi z grupy, kiedy nie angażowali się w picie wraz z innymi. 62,8% badanych chociaż raz w życiu ze strachu przed odtrąceniem przez grupę, decydowało się napić. Statystyki są bardziej szokujące, jeśli zapytamy ludzi, czy faktycznie patrzą inaczej na odmawiających napojów wyskokowych na imprezach. Jak wynika z badania, ponad 90% osób postrzega niepijących ,,normalnie”, nie widzi nic dziwnego w tym, że ktoś nie chce pić, woli się bawić na trzeźwo. Tak ogromna liczba pokazuje nam to, jak dużą presję na barki potrafi nałożyć obecność alkoholu i sam w sobie strach przed odtrąceniem.
No i właśnie – strach, brak pewności siebie i chęć dopasowania się, to wszystko wpływa na ludzi jak prysznic na fanów anime. Każdy chce od tego uciec, jak może, a alkohol w tym zdaje się być jak ,,superbohater”, który potrafi przed tym uratować. Fala strachu i tendencja do uciekania w używki wśród ludzi jest bardzo poważnym problemem społecznym, o którym każdy zdaje się wiedzieć, ale nikt nie chce się podjąć jego zmiany. Wiadomo, w końcu zawsze będzie łatwiej udawać, że coś nie istnieje, a to dziwnie kłujące uczucie w sobie stłamsić i o nim zapomnieć. Każdy woli łatwą drogę, ale nie bez powodu osiągnięcie czegokolwiek nie jest proste. Alkohol w tym wszystkim pełni rolę małego diabełka na ramieniu stale zachęcającego nas, żebyśmy robili rzeczy, których otwarcie wiemy, że nie powinniśmy.
Powszechnie wiadomym jest, że alkohol jest jedną z najgorszych używek, jakie istnieją. Jest stymulantem, który potrafi nas dosłownie wyniszczać od środka, a zarazem jest nielicznym legalnym, jedynie ze względu na to, że ,,był z nami od zawsze”. We wszystkich dyskusjach o legalizacji bądź delegalizacji tego czy innego środka odurzającego pomijany jest najważniejszy wątek. Zamiast legalizować nowe, potencjalnie szkodliwe rzeczy, skupmy się na ograniczeniu dostępu, a może nawet w skrajnych przypadkach zakazie sprzedaży tworów, które potrafią demoralizować całe społeczeństwo za jedyne 21,99 zł.
Szymon Piesiak
Linki do statystyk z których korzystałem:
Najnowsze badania: