Li Ang, najbardziej znana tajwańska pisarka, nie cieszy się w Polsce popularnością. Dopiero co wydano u nas jej najsłynniejszą powieść (napisaną czterdzieści lat temu), wcześniej zaś mogliśmy przeczytać zaledwie dwie krótkie formy jej autorstwa zamieszczone w zbiorze Na drugim brzegu. Antologia współczesnych opowiadań tajwańskich. Ale lepiej późno niż wcale – w końcu, po tych wszystkich latach, polski czytelnik ma możliwość wziąć do ręki Żonę rzeźnika – jedno z najbardziej wstrząsających dzieł całej bodaj literatury azjatyckiej.
Książka rozpoczyna się od krótkiej notki prasowej informującej, że młoda Lin Shih zamordowała swojego dwadzieścia lat starszego męża, miejscowego rzeźnika, a następnie pocięła zwłoki na osiem kawałków – w ten sam sposób, w jaki on obrabiał świnie w rzeźni. Wysnute zostaje przypuszczenie, że winowajczyni miała kochanka – w końcu „za mężobójstwem zawsze kryje się zdrada”. Następnie następuje opis kaźni Lin Shih – zostaje ona obwieziona po mieście ku przestrodze dla innych kobiet, a potem rozstrzelana.
Rozpoczyna się właściwa akcja powieści i oto przenosimy się w przeszłość, by przekonać się, jakie były okoliczności zbrodni. Poznajemy ubogą Lin Shih, która zmuszona zostaje do ślubu z przemocowym rzeźnikiem i odtąd wiedzie pełne upokorzeń życie.
Pierwsze określenie, jakie nasuwa się, gdy myślę o tej książce, to brutalność. Stronice Żony rzeźnika wręcz ociekają ludzkim cierpieniem i zwierzęcą posoką. Naturalistyczne opisy pracy w rzeźni i przemocy przeniesionej stamtąd do domu autentycznie wstrząsają. Li Ang nie bawi się w subtelności i nie owija w bawełnę. Jej proza jest bezlitosna i dosadna; jednocześnie nie sposób zarzucić jej bezsensownego epatowania brutalnością. Wszystkie paskudne sceny i opisy jak najbardziej mają rację bytu, bowiem bezpośrednio wynikają z tematyki książki.
Talent Li Ang objawia się również w sposobie kreacji bohaterów. Wszystkie postaci są wyraziste i przekonujące, szczególnie Lin Shih, którą poznajemy jako cierpiącą głód i zimno dziewczynkę, i której towarzyszymy w dorosłym życiu, silnie przeżywając jej tragedię. Bowiem jest to bohaterka tragiczna na wskroś – nie mogąc liczyć na pomoc z niczyjej strony i doświadczając na co dzień odczłowieczającej przemocy, w końcu popada w obłęd i popełnia zbrodnię, za którą spotyka ją niewspółmiernie surowa kara.
Autorce należy się również uznanie za to, że unika przedstawiania postaci w sposób jednowymiarowy Szczególnie widać to na przykładzie męża Lin Shih. Choć budzi on największą niechęć jako sprawca cierpień głównej bohaterki, nie jest przedstawiony jako jednoznacznie zły; to raczej człowiek, by tak rzec, zagubiony w przemocy, zniewolony przez własne instynkty, a przez to żałosny. Mimo wszystko widać w nim jednak potrzebę czułości, którą zaspokaja, odwiedzając prostytutkę w miejscowej dzielnicy rozpusty. Wspomniane zostaje również pokrótce jego dzieciństwo; dowiadujemy się, że już wówczas pracował w rzeźni i jako chłopiec po raz pierwszy, skądinąd zadziwiająco sprawnie, zamordował świnię. Czytelnik może dzięki temu snuć domysły, skąd wzięło się brutalne usposobienie bohatera. Li Ang umiejętnie bada w ten sposób źródło zła i okrucieństwa bez jednoczesnego ich usprawiedliwiania.
Ponadto świat przedstawiony przesiąknięty jest hipokryzją. Li Ang jednak nie piętnuje jej ze świętym oburzeniem, lecz przedstawia jako coś, rzekłbym, naturalnego, wynikającego wprost z kultury, w której bohaterowie żyją, a która zdaje się bardziej dbać o zmarłych niż o żywych. Pod względem dwulicowości na pierwszy plan wysuwa się Ah-wang, sąsiadka Lin Shih, starsza pani, niby z początku uczynna i sympatyczna. Główna bohaterka zaczyna traktować ją niemal jak przyjaciółkę, a czas spędzony wspólnie z nią pozwala jej, Lin Shih, choć na trochę zapomnieć o codziennych cierpieniach. Jednak, jak się okazuje, Ah-wang jest pierwsza do obmawiania jej z innymi kobietami, które słysząc jęki gwałconej przez męża Lin Shih, biorą je za odgłosy seksualnej rozkoszy. Zostaje nam jednak zasugerowane, że Ah-wang, choć najgłośniej krytykuje bohaterkę za rzekomą rozwiązłość, sama potajemnie spotyka się z kochankiem.
Fałszywość postaci, które kryją się za fasadą sztucznej moralności i pobożności, to jeden z najbardziej niepokojących elementów powieści. Normy społeczne ukazane zostają jako coś powierzchownego, przestrzeganego tylko dla pozorów; z tego powodu tragedia Lin Shih wstrząsa z większą siłą, gdyż zdaje się jeszcze bardziej pozbawiona jakiegokolwiek sensu.
Autorka prowadzi narrację w sposób nieco zdystansowany, ale chwytający emocjonalnie. Talent pisarski widać również w opisie świata przedstawionego – klimat budowany jest bardzo umiejętnie, a idealnie dobrane słowa tworzą w głowie czytelnika niezwykle żywe obrazy.
W przedmowie do amerykańskiego wydania Żony rzeźnika Li Ang stwierdziła, że zaczynając książkę, miała w myślach wiele feministycznych ideałów, jednak w miarę pisania doszła do wniosku, iż bardziej interesują ją takie aspekty życia jak seks, śmierć czy głód, a więc dotyczące każdego człowieka. Mimo wszystko powieść nie utraciła feministycznej wymowy, w końcu cierpienie kobiety żyjącej w patriarchalnym społeczeństwie pozostaje na pierwszym planie.
Żona rzeźnika to proza brutalna, okrutna i bezlitosna – jedna z tych książek, których lektura dostarcza nieco masochistycznej przyjemności. Czytelnik może dodać sobie otuchy myślą, że okropieństwa opisane w powieści nie mają miejsca w dzisiejszym cywilizowanym świecie. To niestety nie do końca prawda, przemoc bowiem wciąż istnieje i przybiera najróżniejsze formy. Ponadto nie zapominajmy, że żyjemy w państwie, w którym wielu wciąż pragnie widzieć w kobietach jedynie bezwolne przedmioty i na mocy prawa odebrać im możliwość decydowania o sobie i swoim ciele.
___
Paweł Paryż – neohipis o melancholijnej duszy. Bibliofil kochający Dumasa, Hugo, a także klasyków literackiej grozy. Kinoman wzdychający do Grety Garbo i Marlene Dietrich. Meloman zakochany bez pamięci w wokalu Janis Joplin i elektronicznych brzmieniach Vangelisa. Uwielbia wzruszające musicale i krwawe horrory. Kocha zwiedzać piękne europejskie miasta oraz… cmentarze – szczególnie te, na których spoczywają wielcy artyści. Nie wyobraża sobie dnia bez czarnej kawy.