Przemysław Czarnek

Kuratorska wszechwładza i sejmowa kultura

Przemysław Czarnek
wikimedia.commons.org/Marek Mazurkiewicz

Ponad osiem godzin – tyle trwało posiedzenie sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży, podczas którego jej członkowie obradowali nad tzw. „lex Czarnek”. O co dokładnie chodzi w rządowym projekcie ustawy o zmianie ustawy i dlaczego wraz z jej wejściem w życie minister edukacji i nauki uzyska wszechwładzę w placówkach?

Kworum czy większość?

Gdy po raz pierwszy ustawa trafiła do sejmowej komisji, PiS przegrało głosowanie dwoma głosami. Właśnie ze względu na tamte wyniki prace nad projektem ustawy zostały odroczone. „To nie jest tak, że PiS może zawłaszczać sobie edukację. Sprzeciw płynie z każdej strony, 65 proc. Polek i Polaków uważa, że to dyrektor powinien decydować o tym co się dzieje w szkole, a nie kurator czy minister. Tam też są wyborcy PiS. Apelujemy, aby pan minister otworzył wreszcie uszy i wysłuchał w końcu głosu obywatelek i obywateli” – mówiła wtedy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, apelując o publiczne wysłuchanie projektu. Do tego jednak nie doszło, a 4 stycznia ustawa znowu trafiła do Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży.

Za pierwszym razem obrady odbywały się w pełni w trybie stacjonarnym. Tym razem komisja obradowała hybrydowo, więc posłowie mogli połączyć się z Sejmem zdalnie. Nie obeszło się to bezproblemowo, bo właśnie ze względu na problemy z łączeniem jej rozpoczęcie zostało przesunięte o czterdzieści minut. Tymi, którzy mieli największe problemy z dołączeniem, byli posłowie PiS, których obecność była niezbędna, by zagwarantować partii rządzącej większość. No właśnie, czym właściwie było spowodowane opóźnienie początku obrad? Mimo nieobecności niektórych członków komisji, jak informowali przewodniczącą posłowie opozycji, było kworum – można było obradować i przeprowadzać głosowania. Może to właśnie na większość czekała Mirosława Stachowiak-Różecka, by nie ryzykować powtórką sytuacji z grudnia i przegraniem kluczowych głosowań w sprawie „lex Czarnek”?

Tak, pandemia trwa już dwa lata, a niektórzy z posłów wciąż mają problem z opanowaniem umiejętności posługiwania się komunikatorami. Szczęśliwie po czterdziestu minutach wszystkim udało się zapanować nad internetowymi problemami i obrady nad projektem mogły się zacząć. Były wnioski o odrzucenie ustawy, wysłuchanie publiczne czy skierowanie do podkomisji. Wszystkie łączy jedno – zostały odrzucone. Po ponad ośmiu godzinach prac komisji projekt został skierowany do Sejmu na drugie czytanie.

Rękami kuratora

Zgodnie ze zmianami, które w ustawie umieściło ministerstwo, zdecydowanie większy wpływ na funkcjonowanie szkół mają mieć kuratorzy oświaty. Przypomnę – zgodnie z art. 50 ustawy Prawo oświatowe z dnia 14 grudnia 2016 r. „Kuratora oświaty, na wniosek wojewody, powołuje i odwołuje minister właściwy do spraw oświaty i wychowania. Minister właściwy do spraw oświaty i wychowania może odwołać kuratora oświaty także z własnej inicjatywy”. Zatem co w rzeczywistości oznaczałby ten wzrost znaczenia urzędników? Ich rękami w szkołach rządziłby minister Czarnek. Formalnie wszystkie dezycje należałyby do kuratorów. Ci jednak są przecież wybierani przez szefa resortu, który może wybrać obsadę urzędów w całej Polsce zgodnie ze swoimi preferencjami. A te, jak wielokrotnie potwierdziły jego wywiady, są skrajnie homofobiczne, ksenofobiczne, bezpośrednio związane z Kościołem katolickim.

Jakie dokładnie uprawnienia mieliby dostać kuratorzy? Mogliby oni decydować o nadaniu dyrektorom szkół ich stanowiska na okres krótszy niż obowiązujące aktualnie pięć lat. Kluczowym jest jednak, że urzędnik w przypadkach szczególnie uzasadnionych „może odwołać nauczyciela ze stanowiska kierowniczego w czasie roku szkolnego bez wypowiedzenia”. Ten przepis mógłby zostać wykorzystany do represjonowania dyrektorów, którzy w jakikolwiek sposób naruszyliby poglądy osób zarządzających polską oświatą. Zaproszenie uczniów do udziału w demonstracjach czy rozmowa o aktualnej sytuacji politycznej w państwie na lekcji wiedzy o społeczeństwie – choć wydaje się to całkowicie naturalne, w rzeczywistości mogłoby doprowadzić do zmiany sprawującego stanowisko kierownicze. Wystarczy uzasadnienie.

Kuratorzy mieliby też większy wpływ na wybór dyrektorów. Liczba ich przedstawicieli w komisjach konkursowych zwiększyłaby się z trzech do pięciu. Jeśli w konkursie nie zostałby wybrany nowy kierownik placówki, za jego wyznaczenie jednoosobowo odpowiadałby kurator.

Zajęcia szkolne mogą być traktowanie jako przestrzeń do rozwijania zainteresowań, oderwanie od codziennej wizji placówki, jak i wsparcie w nauce na spotkaniach chociażby kółek przedmiotowych. Tworzący projekt ustawy o zmianie ustawy właśnie w dodatkowych lekcjach zauważyli zagrożenie dla uczniów. Jeśli pomysł wszedłby w życie, organizacja zajęć przez organizacje pozarządowe będzie musiała być konsultowana z kuratorem. To on będzie decydował, czy mogą one być realizowane w szkole. Termin rozpatrzenia decyzji to dwa miesiące. Tak, by zorganizować bonusowe godziny dla uczniów, należy złożyć prośbę o umożliwienie tego do kuratorium na dwa miesiące przed ich ewentualnym startem. Jak komentują aktywiści Wolnej Szkoły, może to być zagrożenie chociażby dla rzetelnej edukacji seksualnej.

Z perspektywy rodziców i uczniów sytuacji nie poprawią też szkoły niepubliczne. W projekcie ustawy znalazł się także zapis o nich. A mianowicie o tym, że zostanie nad nimi wzmocniony centralny nadzór. Kuratorzy przekazali ministerstwu informacje, że mają problem ze sprawowaniem nadzoru pedagogicznego w placówkach. Akurat na ich prośby organ postanowił odpowiedzieć i tę kontrolę im umożliwić. Zarządzający oświatą w województwach otrzymaliby przepustkę do wprowadzenia „skutecznych środków oddziaływania”, gdy dyrektor nie realizuje zaleceń oraz uniemożliwia przeprowadzenia czynności z zakresu nadzoru pedagogicznego. A skoro tę możliwość miałyby kuratoria, to pośrednio i sami pracownicy ministerstwa, z ministrem Czarnkiem na czele.

Więzienie dla dyrektorów

Poza „lex Czarnek” powstał także projekt innej ustawy o zmianie ustawy Prawo oświatowe oraz niektórych innych ustaw. Analogicznie może on zostać nazwany „lex Wójcik” – jego wnioskodawcą jest minister Michał Wójcik. Przewiduje on kolejne represje wobec dyrektorów, którzy „przekraczają swoje uprawnienia lub nie dopełniają obowiązków w zakresie opieki lub nadzoru nad małoletnim, czym działają na szkodę tego małoletniego”. Nowe przepisy zakładają, że będą oni podlegali karze pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat. Czym jest owo niedookreślone przekraczanie uprawnień? Tego już w ustawie opisanego nie ma, a co za tym idzie, kurator może zasadniczo uznać każde nieodpowiadające mu z wybranego powodu zachowanie dyrektora za nieodpowiednie. I – tak, zgadza się – na skutek tego kierujący szkołą może nie tylko stracić stanowisko, ale też musieć spędzić nawet do pięciu lat w więzieniu.

Sejmowa komisja a kultura

Zakładam, może błędnie, że posłanki i posłowie powinni prezentować sobą pewien poziom. Mam tu na myśli chociażby kulturalne zachowania. I już nie wymagam od nich tej kultury w ich czasie prywatnym. Na sali obrad komisji ta jednak by się przydała. Nie było to tak oczywiste dla polityków biorących udział w posiedzeniu. W pewnym momencie, nim jeszcze przewodnicząca zdążyła rozpocząć dyskusję, na sali rozległ się głos któregoś z polityków. „Ku***, my jesteśmy tu na sali. Ku***, posiedzenie było przewidziane.” Tak, dobrze widzicie. Te słowa padły podczas obrad komisji sejmowej. To zresztą nie koniec. Wraz z przebiegiem dyskusji dały się też słyszeć inne teksty, które delikatnie rzecz ujmując, nie przystoją osobom publicznym, zasiadającym w organach państwowych. „Co za ku***, ku*** jeb***.” „Pier***.” Podkreślę jeszcze raz – te wszystkie słowa padły z ust posłów – prawdopodobnie tych połączonych zdalnie – obradujących nad prawem oświaty, nad wyglądem polskich szkół, funkcjonowanie placówek, w których kształcą się miliony młodych ludzi. 

To zresztą nie koniec… niecodziennych wydarzeń w Sejmie. Gdy obrady zbliżały się ku końcowi, głos zabrała ich przewodnicząca, posłanka z ramienia PiS-u, Mirosława Stachowiak-Różecka. Polityczka zaczęła śpiewać kołysankę. Po prostu. Bez kontekstu. Po ośmiu godzinach trwania komisji. Może przewodnicząca chciała wziąć przykład Lidii Szewczyk, należącej do tej samej partii, która podczas sesji Rady Miejskiej w Starym Sączu odśpiewała Bogurodzicę.

Komisja edukacji trwa już osiem godzin.
Pół godziny temu krótki występ wokalny dała sama pani przewodnicząca @RozeckaPL.
Wrzucam całość, bo może się już nie powtórzyć. Chociaż kto wie, kto wie. Polski Sejm wciąż zaskakuje.

Justyna Suchecka (@jsuchecka)

Innowacje, które w przepisach oświatowych chce wprowadzić minister Czarnek, to jawne zagrożenie dla zachowania jakiejkolwiek odrębności szkoły. Za pośrednictwem wybieranych przez siebie kuratorów szef resortu edukacji będzie mógł właściwie bez ograniczeń kontrolować to, co dzieje się w placówkach. Drugie czytanie projektu odbędzie się podczas następnego posiedzenia Sejmu. To odbędzie się od 12 i 13 stycznia.

Pełny projekt ustawy o zmianie ustawy Prawo oświatowe oraz niektórych innych ustaw złożony przez ministra Czarnka znajdziecie tutaj.
Pełny projekt ustawy o zmianie ustawy Prawo oświatowe oraz niektórych innych ustaw złożony przez ministra Wójcika znajdziecie tutaj.