Ilustracja egzekucji z XVIII wiecznego Newgate Calendar
Fordmadoxfraud / Wikimedia Commons domena publiczna

Nie jest prawdą to, że sprawiedliwość jest ślepa – zazwyczaj jest ona wyposażona w parę oczu, w tym, co najmniej jedno sprawne. W dawnych czasach przywdziewała ona również na głowę czarny lub czerwony kaptur, tym samym przemieniając z pozoru przeciętnego zjadacza chleba, w wykonawcę jej woli – kata.

Poznajmy się

Mianem kata określano osoby, które zawodowo zajmowały się wykonywaniem wyroków, polegających na zadawaniu szeroko pojętego cierpienia (np. poprzez stosowanie tortur) osobom uznanym przez sąd, władcę bądź daną instytucję za winne konkretnych przewinień, okaleczaniu ich czy też wykonywaniu na nich kary śmierci. Instytucja kata wykształciła się we wszystkich społeczeństwach średniowiecznej Europy. Najstarsze znane zapiski, dotyczące działalności katów na ziemiach polskich (chociaż właściwie to w Państwie Piastów) pochodzą z XI wieku. Co ciekawe w polskich źródłach sądowych stosunkowo rzadko stosowano słowo „kat”, osoba sprawująca urząd kata określana więc w nich była m.in. jako tortor executorsuspensor justitiae, carnifex civilis, animadvesor, minister publicus, minister justitiae, oprawca, siepacz, łapacz, carnifex czy też po prostu „mistrz”. Słowo „kat” stanowi zapożyczenie z języka niemieckiego – pochodzi od słowa „Gatte”.

Kat ubiera się u Prady, czyli mit złego kata

Wielki jak dąb, brutalny i lubujący się w zadawaniu bólu mężczyzna w czarnym stroju z kapturem, próbujący za wszelką cenę ściąć bądź powiesić głównego bohatera, któremu w ostatniej chwili udaje się uciec przed niechybnym końcem – taki wizerunek kata wykreowały dzieła kultury popularnej. Jednak w rzeczywistości mało który kat był bezmyślnym, złaknionym krwi mordercą pozostającym w majestacie prawa czy też totalnym bezguściem przywdziewającym wyłącznie czarne szaty.

Najczęściej jedynym elementem stroju kata koloru czarnego był jego kaptur, a i to nie zawsze, bowiem równie popularny wśród katów był kaptur koloru czerwonego. Pozostała zaś część stroju kata była nie depresyjnie czarna, lecz jaskrawa np. krwiście czerwona, fioletowa, granatowa, a do tego wymyślna maska na twarz. W średniowieczu zawód kata był elitarny – do jego wykonywania wymagane było posiadanie dużej jak na ówczesne realia wiedzy, w tym m.in. umiejętności czytania i pisania oraz znajomości ludzkiej anatomii. Odpowiednie wykształcenie było konieczne do właściwego wykonywania obowiązków np. tortury na etapie przesłuchania miały być bolesne, ale nie doprowadzić do trwałego kalectwa czy śmierci, zaś na etapie egzekucji nie mogły spowodować przedwczesnej śmierci skazanego. W wielu miastach, zwłaszcza na zachodzie Europy kat miał często obowiązek (połączony z monopolem w tym zakresie) prowadzenia domu publicznego. Zarobki kata były więc zadowalające, jednak kat oraz jego rodzina dotknięci byli infamią społeczną, chociaż i to różniło się znacząco w zależności od okresu historycznego i państwa, w którym żył kat. Dla przykładu urząd kata w Niemczech praktycznie przez cały okres swojego istnienia uznawany był za hańbiący, natomiast w XX wieku we Francji, kiedy większość obowiązków kata np. torturowanie czy okaleczanie skazanych przejęły działające mniej lub bardziej jawnie instytucje państwowe, kat stał się we Francji osobą popularną i powszechnie szanowaną. Dodatkowo w średniowiecznej Francji i Niemczech możliwe było dziedziczenie urzędu kata, dzięki czemu zaczęły powstawać klany katowskie.

Co się zaś tyczy sposobów dekapitacji skazanych to na tle innych sposobów na zabicie człowieka stosowanych w swojej epoce, nie wydawały się ona ówczesnym aż tak drastyczne, jak nam współczesnym, a przecież ktoś musi katem być! Jednakowoż w średniowieczu nie każdy skazany, nawet za to samo przewinienie co inny skazany, był traktowany jednako. W zależności od stanu społecznego, z którego wywodził się skazany przysługiwał mu inny rodzaj dekapitacji. I tak rycerzy oraz możnowładców ścinano mieczem, mieszczan uznawanych za niegodnych takowego zaszczytu ścinano toporem, a chłopów, cóż… chłopów po prostu wieszano.

Sztukmistrz z Lublina, czyli kat i jego obowiązki

Lublin, jak przystało na każde szanujące siebie średniowieczne miasto, w którym obowiązywało prawo magdeburskie, również miało swojego kata, który pojawił się w nim około roku 1428. W tym właśnie roku zawarte został porozumienie pomiędzy władzami miejskimi Lublina, Opatowa oraz Sandomierz odnośnie do opłacania jednego „mistrza”. Warto bowiem wspomnieć, że w średniowieczu kat był w pewnym sensie własnością kolektywu, dobrem wspólnym – nie każde miasto czy miasteczko miało swojego kata, toteż bardzo często wynajmowany on był przez inne miasta, które zobowiązane były płacić czynsz za świadczone przez niego usługi. Z czasem lista miast korzystających z usług lubelskiego kata zwiększyła się, dzięki czemu kasa Lublina mogła liczyć na stały przypływ funduszy, z których znaczna część szła przede wszystkim na utrzymanie kata. Jako urzędnik miejski kat pobierał stałe uposażenie, dodatkowo miasto otaczało kata i jego rodzinę opieką np. wypłacając sumy pieniężne z okazji niektórych świąt (np. Bożego Narodzenia oraz Wielkanocy) oraz narodzin dziecka. Do XVII wieku lubelski kat zamieszkiwał Basztę Półokrągłą przy ul. Rybnej, potem nastąpił dla niego dosyć burzliwy okres w życiu, podczas którego przenosił się z miejsca na miejsce (oczywiście na koszt miasta), aż w końcu w XVIII wieku usunięto jego domostwo poza obręb murów miejskich. Do dzisiejszych czasów zachował się budynek, w którym mieściła się szubienica, a w którym lubelski kat wykonywał karę śmierci na skazańcach – budynek ten nazywany jest często „Domkiem Kata” i mieści się niedaleko Parku Saskiego przy ul. Długosza 4.

Dawny domek kata w Lublinie
Dawny domek kata w Lublinie
Wikipedia, fot. BogTar200917

Jak już wspominałem kat nie zajmował się tylko i wyłącznie wymierzaniem kary śmierci czy też torturowaniem skazanych osób. Do obowiązków kata należało również usuwanie z ulic i fos błota, a także czyszczenie więzienia i katowni. Oczywiście nie zajmował się tym osobiście – od tego miał swoich pomocników, czyli podatków. U schyłku średniowiecza do obowiązków kata należały również niektóre zagadnienia sanitarne w mieście, zwłaszcza oczyszczanie miasta z wszelkiego rodzaju padliny, czym zajmowali się jeszcze inni pomocnicy kata – hycle. Do tych wystarczająco już nieprzyjemnych obowiązków kata zaliczało się jeszcze grzebanie ciał samobójców, topielców i skazańców – warto bowiem wspomnieć, że w średniowieczu ciała skazańców oraz wisielców pozostawiano zawieszone na granicach miasta na pastwę much, kruków, procesów gnilnych i warunków atmosferycznych do czasu, gdy przegniły sznur ostatecznie poddawał się prawom fizyki lub ciało skazańca rozsypało się, spadając na ziemię. Wówczas do akcji wkraczał kat, który zakopywał ciało takowego nieszczęśnika, oczywiście w niepoświęconej ziemi. Za spełnienie swego obowiązku kat otrzymywał sowitą zapłatę – 2 grosze za wysprzątanie „sklepu pod ratuszem, gdzie więźnie sadzają” (a do tego dodatkowe 2 grosze, jeśli zakupił świece); w 1574 roku – po wielkim pożarze Lublina – za wywiezienie z miasta spalonych psich zwłok zapłacono mu 10 groszy, natomiast w 1602 roku kat otrzymał zapłatę w wysokości 3 zł za wywiezienie z miasta zdechłych koni i bydła rogatego; w 1603 roku zaś kat dostał 15 groszy „od trzech trupów pochowania co ich wiatr urwał”.
I to ma być sowita zapłata?! Obecnie nie kupiłbym za to nawet puszki Coca Coli, zakładam jednak, że współczesny czytelnik jest wystarczająco inteligentny, żeby nie przekładać wysokości płacy kata z XVII wieku do wysokości płacy przeciętnego człowieka obecnie w ten właśnie sposób. W XVII wieku 1 zł składał się nie za 100, a z 30 groszy (zresztą oprócz groszy w obiegu były również talary, półtalary, szóstaki, trojaki, półgrosze, szelągi, denary oraz monety wybijane w innych państwach), a ceny na ryneczku Lubeleyn były następujące:
ćwiertnia żyta, czyli około 101 kg żyta – 17 groszy
wół – 30 groszy
baran – 8 groszy
kura – 1 grosz
pół beczki piwa – 8 groszy
koń – 300 groszy, czyli 10 zł
buty chłopskie – 4 grosze
sztylet – 8 groszy
łuk – 8 groszy
miecz – 70 groszy
przyłbica – 144 grosze
pełna zbroja płytowa – 60-120 groszy
uwolnienie rycerzy walczących po stronie Krzyżaków w bitwie pod Grunwaldem – 6 000 000 groszy, czyli 20 000 zł

Jak widać zarobki lubelskiego kata prezentowały się niezgorzej.

Nadzorować i karać, czyli zaproszenie na egzekucję

Pomimo tego, że kat miał możliwość, a nawet powinność prowadzić dom publiczny, wywozić z miasta padlinę czy też grzebać samobójców, topielców i skazańców, to jednak nadal jego głównym zadaniem było wykonywanie wyroków sądu. Egzekucje odbywały się zazwyczaj poza murami miasta, bywały jednak szczególne przypadki przestępstw, kiedy powaga popełnionego przez skazanego czynu nakazywała ku przestrodze stracenie skazańca na samym rynku miejskim. Nie każda kara wymierzana przez kata kończyła się śmiercią skazanego, co nie zmienia tego, że żadna z nich nie należała raczej do przyjemnych.

Do łagodniejszych kar zaliczyć można tzw. karę na honorze, polegającą na wystawieniu skazanego na widok publiczny zakutego w kajdany, kunę lub stare dobre dyby. Pewną formą tzw. kary na honorze były również wszelkie kary polegające na okaleczaniu skazanego np. krzywoprzysięzcom odcinano palce, a złodziejom całe ich dłonie (oczywiście tylko tę, którymi dopuszczali się kradzieży). Kat wyłupiał również oczy, obcinał lub wyrywał języki, a także stopy i uszy, które potem przybijano ku przestrodze na bramach miejskich. Niektórzy skazańcy byli natomiast piętnowani i znakowani jak bydło z klasycznych westernów. Oprócz tego wobec osób, które dopuściły się mniej szkodliwych przewinień często stosowano karę chłosty, zazwyczaj przy wystawionym na widok publiczny pręgierzu. Wobec części skazańców stosowano również karę wygnania, często połączoną przepadkiem jego mienia na rzecz miasta. Ktoś mógłby zapytać: I gdzie w tym wszystkim miejsce na kata? Otóż miał on pilnować, aby banita nie wrócił nigdy więcej do miasta, z którego został wygnany, a w przypadku jego powrotu kat zadbać miał o to, żeby ostatecznie wysłać banitę prosto do Piekła, Czyśćca lub Nieba, ale chyba raczej do Piekła.

Natomiast w przypadku osób skazanych na karę śmierci kat dysponował dosyć rozbudowaną gamą metod wykonania tej kary – w końcu, jeśli chodzi o wymyślanie sposobów na wzajemne mordowanie się to ludzka pomysłowość nie ma żadnych granic. Począwszy od powieszenia skazanego na gałęzi drzewa (ten rodzaj śmierci uznawano za uwłaczający czci skazanego, dlatego też ta ochoczo go stosowano), powieszenie na szubienicy (lubelska szubienica ufundowana została przez miasto około XIV bądź XV wieku), poprzez łamanie kołem (w związku z jej wyjątkowym okrucieństwem karę tę stosowano stosunkowo rzadko, pomimo tego wykonywano ją w miejscach publicznych; używanie w Lublinie do egzekucji kół potwierdzają księgi rachunkowe w wydatkach związanych z przeprowadzeniem egzekucji), spalenie na stosie (karę tę stosowano za świętokradztwo, herezję, czarownictwo itp.), nabicie na pal (karę tę stosowano w Polsce głównie w XVI i XVII wieku np. za dopuszczenie się wielu zabójstw), aż po tak egzotyczne, bo nie często praktykowane w Polsce sposoby dekapitacji skazańca jak; ćwiartowanie, topienie, grzebanie żywcem, gotowanie w rozgrzanym oleju czy rozcinanie piłą. Niezbyt przyjemna wizja końca własnego życia.

Epitafium dla K

W pewnym sensie (chociaż ze znacznie zmniejszonymi uprawnieniami) instytucja kata przetrwała w niektórych krajach do czasów dzisiejszych – kontynuatorami katowskiej tradycji są chociażby osoby wykonujące kary śmierci za pomocą krzesła elektrycznego, nazywane w USA – o ironio – „state electrician” (stanowy elektryk).