Być młodym artystą, czyli tworzyć w XXI wieku, a czuć się niepewnie niczym Tetmajer wołający “Eviva l’arte”. Cykl krótkich rozmów o sztuce.
Czy niepokój związany z zawodami twórczymi stał się ponadczasowym i nieodłącznym elementem każdego dzieła? O pogoni za unikatowością, swoich początkach, trudach i inspiracjach opowiedziała nam Marta Bijan – pisarka, piosenkarka i reżyserka.
We fragmencie “Melodii mgieł dziennych” Twoja bohaterka opowiada o przejściu z dzieciństwa do dorosłości w taki sposób: “Dorośli to wciąż byli oni. Oni pytali, jak poszła matura. Oni wbijali mi szpile, śmiejąc się, że zdawałam filozofię zamiast rozszerzonej biologii, jak moja kuzynka, która dostała się na medycynę”. Otoczenie nie zawsze przychylnie patrzy na młodych ludzi wykonujących zawody artystyczne – traktuje się ich często w sposób pobłażliwy. Często pojawia się pytanie: “no dobrze, ale co właściwie robisz na co dzień – jako PRACĘ. W jaki sposób Ty sama reagujesz na określenie “młody artysta”?
Bardzo długo miałam problem z odpowiedzią pytanie, co robię na co dzień. Nie zliczę, ile razy doświadczyłam niezręcznych i przykrych dla mnie sytuacji, gdzie przy obiedzie z, powiedzmy, daleką rodziną, pierwszym, co słyszałam było: No to kiedy znajdziesz sobie jakąś pracę? mimo że na koncie miałam już kilka wydanych książek, albumów i film. W takich chwilach ciężko jest próbować komuś coś udowadniać, trzeba naprawdę zbudować sobie solidne poczucie pewności, że to co się robi, to także praca. Samo określenie młody artysta budzi we mnie pozytywne skojarzenia – widzę człowieka na początku drogi, który jeszcze nie do końca wie, dokąd ona go poprowadzi, ale wydaje mi się to ekscytujące. Życzę wszystkim takim osobom po prostu siły i szacunku do tego, co robią. Zdanie innych nie może na to wpływać, zwłaszcza, że odbiorcami szeroko pojętej kultury i sztuki są niemal wszyscy – co tylko potwierdza, że my, artyści, jesteśmy także potrzebni.
Melodia – wiecznie nienasycona, ekscentryczna piosenkarka. W Twojej powieści to ona jest przedstawicielką młodego pokolenia artystów. Czy uważasz, że swego rodzaju archetyp artysty jako osoby ze skomplikowaną psychiką, która przez to jest usprawiedliwiona w przypadku borykania się z nałogami przetrwał do dziś i stał się normą też wśród osób, które są na początku artystycznej kariery?
Usprawiedliwianie, a tłumaczenie sobie pewnych zjawisk to zupełnie dwie różne rzeczy – owszem, przyzwyczailiśmy się do obrazu artysty jako człowieka, który ma wiele nałogów, a jego droga prowadzi do tragicznego końca. Znamy takie historie z biograficznych filmów, czy książek, wielkie nazwiska ze świata muzyki, filmu, czy literatury rzeczywiście często kończyły w taki sposób. Nie można jednak tego romantyzować, co młodzi ludzie mają w zwyczaju. Skłonność do uzależnień wśród artystów istnieje, bo wynika z dużej wrażliwości, która w połączeniu z okrucieństwem i bezwględnością branży artystycznej, często daje opłakany skutek. Ale artystyczna droga w takim wypadku powinna być połączona z leczeniem, co zawsze, jako autorka, będę podkreślać. Mimo że moje postaci mogą myśleć i mówić zupełnie odwrotnie. Swoją drogą, to zaskakujące, ile osób postrzega właśnie Melodię za przedstawicielkę pokolenia artystów. Ja osobiście uważam, że jest nią zdecydowanie bardziej narratorka, czyli Es – myślę, że mamy wokół siebie o wiele więcej artystów, niż przypuszczamy.
W grudniu ubiegłego roku wydałaś już drugi tomik, “Marcepan”. Jesteś miłośniczką poezji – nie tylko tworzysz, ale również czytasz wiersze. Jaki wpływ miało na Ciebie starsze pokolenie pisarzy?
Wychowały mnie dwie cudowne kobiety – Mama i Babcia. Mama pisała wiersze, odkąd pamiętam – czasem znajdowałam zapisane na karteczkach w mieszkaniu i czytałam z wypiekami na twarzy. Były smutne i piękne. Babcia jest emerytowaną polonistką i jej dom zawsze był pełen książek, w tym tomików poezji. Już jako dziecko, czytałam z nudów wiersze Tuwima, Norwida czy Baczyńskiego, niektóre znałam później na pamięć. Dopiero w czasach nastoletnich sama zaczęłam odkrywać ,,swoich” poetów oraz poetki: zakochałam się w twórczości Poświatowskiej, Świrszczyńskiej, Wojaczka, czy z zagranicznych, Plath albo Nerudy. Myślę, że ich wrażliwość i spojrzenie na świat, wywarło na mnie spore piętno. To są wiersze, do których stale wracam.
W Twojej powieści wybrzmiewa ponadczasowa bolączka wielu artystów dotycząca tego, że najpiękniejszym jest czas tworzenia zanim dzieło trafi do publiczności. Później “okazuje się, że każdy wpadł na ten sam pomysł i kształt twojego wcale nie jest już wyjątkowy”. Czy inspirowanie się starszymi twórcami bardziej pomaga czy przeszkadza nadać dziełom unikatowości?
Myślę, że ta inspiracja, o ile się czyta, bądź czytało tych starszych twórców, będzie nieunikniona. Nie inspiruję się nikim celowo, zawsze staram się szukać swojego stylu, ale słowa czy tematyka – to wszystko jest ograniczone, skończone i przeróżne motywy często będą się powtarzać. Przestałam już szukać unikatowości, a zaczęłam pokrewieństwa dusz. To piękne, kiedy czytam wiersz osoby żyjącej sto lat temu i łzy napływają mi do oczu, bo mam wrażenie, że czuję to samo i przeżywam dokładnie te same rozterki.
Tadeusz Różewicz powiedział, że “żeby pisać w naszych czasach trzeba się ograniczyć i zgodzić zamknąć ogłuszyć, dawniej pisano z nadmiaru dziś z braku”. Znając życiorysy Twoich ulubionych pisarzy, czego im zazdrościsz, a co uważasz za swój przywilej?
Ciężko się z tym nie zgodzić. Wielu pisarzy i poetów, których czytamy, żyło w czasach targanych wojną, która przez kolejne dekady albo wybuchała z ich twórczości, albo powoli sączyła, jak jątrząca się rana. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie tego nadmiaru uczuć, który przelewano wtedy na papier. Cieszę się, że żyję w takim momencie świata, w którym mogę publikować swoje wiersze czy teksty, tak naprawdę za pomocą jednego kliknięcia. Z drugiej strony dziś może tworzyć każdy i czasem trudno jest przebić się przez zatrzęsienie tekstów umieszczanych codziennie w sieci. Może tego właśnie trochę zazdroszczę tamtym pokoleniom artystów – że literatura była wtedy tylko namacalna, fizyczna i wszystko wydawano na papierze.
“– W naszym kraju, żeby żyć ze sztuki, trzeba z niej zrezygnować. – mówi Jan” – gdybyś miała wymienić trzy największe trudności związane z tworzeniem jako młody twórca w dzisiejszych czasach, co by to było?
Bardzo duża konkurencja – tak jak wspomniałam, tworzyć i publikować może każdy, treści jest mnóstwo i czasem, przy takim przebodźcowaniu, ciężko się na czymś zatrzymać i zachwycić. Brak dofinansowań, stypendiów artystycznych dla początkujących twórców bardziej mainstreamowych – mam wrażenie, że ta droga jest otwarta głównie dla osób zajmujących się określoną tematyką i dość wąskim zakresem sztuki. No i na koniec to, o czym rozmawialiśmy na początku, czyli piętnowanie artystów przez społeczeństwo. Często w żartach, niby nie na poważnie, ale to wszystko odciska duże piętno na psychice, prowadzi do niskiej samooceny i braku szacunku do własnej pracy.
Zdjęcie dzięki uprzejmości autora – Maćka Adamczaka.