Krótki tekst o pomaganiu – wywiad o wolontariacie na dworcu PKS w Lublinie.

Dworzec PKS w Lublinie, odkąd powstał, był jednym z bardziej gwarnych miejsc w tym mieście. Jednak od 24 lutego 2022 roku dzieje się na nim szczególnie wiele. To właśnie tam w pierwszej kolejności kierowana jest znaczna część autokarów z Ukraińcami, którzy szukają schronienia przed toczącą się obecnie wojną. Wsparcie uchodźcom niosą na miejscu zastępy wolontariuszy. Jak wygląda ich praca oraz jaka sytuacja panuje na Dworcu PKS w Lublinie? O tym właśnie opowie Wam Mirosław Kopiński zajmujący się koordynacją pomocy dla uchodźców na Dworcu PKS w Lublinie. 
  

Co skłoniło Pana do zostania wolontariuszem, skąd się Pan dowiedział, że potrzebna jest pomoc? 
– Akurat w Radzie Dzielnicy padło hasło, że potrzeba wolontariuszy i tak jakoś się stało. Po prostu. Przyszedłem raz i tak już zostaliśmy wolontariuszami z kilkoma osobami. 

 
Ile osób z tych, co na początku przyszło, do tej pory pomaga? 
– Sporo jest osób, które tu zaczynały pomagać i nadal pomagają. Zresztą, dziewczyny, które są tutaj teraz z nami, one tu zaczynały i rozpoczęły wszystko. Zaczęło się od stolika z herbatą, kawą, i paroma kanapkami. No i potem rozrosło się to do takiej postaci, jaką widać. 

 
Słyszałem, że z początku były pewne nieprzyjemności ze strony niektórych urzędników, ale rozumiem, że teraz już wszystko jest w porządku? 
– Z początku były tam jakieś konflikty, z Urzędem Miasta czy tam coś… ale generalnie wszystko zostało ogarnięte. Teraz jest współpraca na odpowiednim poziomie. 

 
Praca wolontariusza wpływa w jakimś znaczącym stopniu na życie osobiste? 
– No na pewno wpływa, bo trochę tego czasu zajmuje. Staram się jakoś godzić dyżury tak, żeby być i w pracy i tutaj. 

 
Co obecnie należy do zadań wolontariusza, tu na Dworcu Głównym PKS w Lublinie? 
– Różnie. Wszystko zależy od tego, na którym stanowisku wolontariusz pracuje. Jest namiot przed dworcem – to pierwszy kontakt dla uchodźców, którzy wysiadają z busów. Można też podawać napoje i kanapki. Prowadzić do koordynatorów przejazdów, jeżeli ktoś jedzie dalej. Jeśli chodzi o punkt informacyjny, to tam orgaizuje się potrzebującym nocleg i wszystkie inne sprawy na miejscu.

 
Jak to jest teraz zorganizowane? 
– Wolontariusze pracują cały czas – 24 godziny na dobę. Jeżeli chodzi o organizację, to Urząd Marszałkowski i Lubelski Urząd Wojewódzki nadzorują pracę. Typowi wolontariusze są nigdzie niezrzeszeni. Po prostu działają samodzielnie pod koordynatorami, takimi jak ja. Mamy 6-godzinne dyżury organizujemy tu wszystko – dostawy, pracę, wolontariuszy. 

 
Jak można zostać wolontariuszem, gdzie się zapisać? 
– Jest strona na Facebook’u. Tam można wpisać się w grafik. Ale tak naprawdę można przyjść tu w każdej chwili, zgłosić się do koordynatora zmiany i dopisać na listę. 

 
Czyli na przykład do Pana? 
– Tak, do koordynatora zmiany – człowieczek w niebieskim kubraczku… 
(śmiechy) 
– …Także wpisujesz się na listę, dostajesz kamizelkę wolontariusza, no i otrzymujesz krótkie przeszkolenie w zależności od tego, na których tam stanowiskach pomagasz. Można przyjść na godzinę, można przyjść na dwie godziny, można przyjść na całą zmianę, ale nikt nie zmusza ciebie, byś był tutaj równo od początku do końca zmiany. Wiadomo, zmiany są generalnie szersze 

 
Ale wiadomo, lepiej jest się trzymać harmonogramu, żeby nie wprowadzać niepotrzebnego chaosu. 
– Lepiej się trzymać, no bo przynajmniej koordynator wie, na czym stoi. No wiadomo, że jak ktoś przyjdzie, tak jak dzisiaj przyszły dwie osoby z ulicy się dopisać na dwie godziny, to i tak fajnie. Akurat brakowało ludzi dzisiaj, i zapełnili tę lukę między 12 a 14, do czasu, kiedy przyszła kolejna zmiana. 

 
Kto może być wolontariuszem, a kto nie powinien, jeżeli w ogóle można tak to rozgraniczać? 
– Ciężko powiedzieć, no bo nie będziemy tutaj generalizować. 
No to może inaczej – czy warto mieć jakieś konkretne kompetencje, predyspozycje? 
– Na pewno przyda się samozaparcie, chęć i siła. Trzeba przede wszystkim lubić pomoc drugiemu człowiekowi.

 
Ale rozumiem, że znajomość ukraińskiego lub rosyjskiego może okazać się naprawdę przydatna? 
– Tak, ale nie jest konieczna, bo mamy tłumaczy. Nie ma obecnie problemu z ich ilością. Są czasami zmiany, że jest jeden tłumacz na cały dworzec, ale generalnie zazwyczaj jest ich dwóch lub trzech. No i też sporo, zwłaszcza z tych starszych wolontariuszy, język rosyjski zna. 

 
Czyli teoretycznie jest to łatwa praca, każdy może się jej podjąć? 

– Tak. Na pewno trzeba tutaj mieć troszeczkę kondycji, bo niestety to praktycznie praca przez 6, a jak ktoś bierze 2 zmiany to 12 godzin na nogach.
 

Wypytuję tak właśnie o to umiejętności i kompetencje, bo pamiętam, że w tej pierwszej fazie, była taka sytuacja – w punkcie w Warszawie – że posiłki dla uchodźców przygotowywały osoby, które za bardzo nie miały doświadczenia kulinarnego. 
– Znaczy, my nie mamy tutaj styczności praktycznie w ogóle z przygotowywaniem posiłków. Jeżeli już, to przyjeżdżają do nas gotowe. Na przykład teraz szkoła z Wólki przywiozła z gorące zupy. Tak samo kanapki robi Urząd Marszałkowski. No i masa ludzi przynosi żywność, po prostu z dobrego serca. 
Na w chwilę w mojej głowie zawitała myśl, że z tym Urzędem Marszałkowskim to jest tak, że urzędnicy w przerwie od pracy przygotowują te kanapki… 
(śmiechy) 
– Nie, nie. Urzędnicy też nas wspomagają. Stoją nawet za stanowiskami, tu na dworcu, kiedy nam brakuje wolontariuszy.

 
Miło to słyszeć. A co powinna wiedzieć osoba, która zgłasza się na wolontariusza? 
– Po prostu mieć to samozaparcie, bo nie każdy się nadaje do bezpośredniej pracy z ludźmi. Mogą być różne sytuacje – płacz, panika. 

 
Słyszałem, że najtrudniej jest, kiedy jedno dziecko zaczyna płakać, bo wtedy za nim zaczyna płakać i reszta. 
– No tak także… Ale zawsze się znajdzie jakaś grupka wolontariuszy i jakoś to ogarniamy. 

 
Kiedy jest tutaj najwięcej pracy? 
– Ciężko powiedzieć, to jest nie do ogarnięcia, bo nie ma żadnych harmonogramów przyjazdu. Czasami jest tak, że przyjedzie jeden autokar i długo nic nie ma, a czasami przyjedzie pięć, sześć autokarów na raz. Tutaj nie ma typowego harmonogramu przyjazdów, żeby dało się wszystko zaplanować. 

 
Czyli nie ma takiej pory dnia, kiedy jest największe obłożenie pracą? Człowiek nie zna dnia ani godziny, trzeba cały czas czuwać? 
– Nie, nie ma. Jednego dnia pora taka przypada na noc, innego nad ranem. To jest ciężkie do ogarnięcia. Czasami na granicy gdzieś ich przytrzymają dłużej, zrobi się tam jakiś mały koreczek i lada moment przyjedzie 6 lub 7 autokarów na raz. 

 
A tak dziennie, to bardzo wiele osób przyjeżdża? 
– W tej chwili nie wiem,. Jeżeli chodzi o ilość osób, to jest mi to ciężko określić, ale często przyjeżdża do nas ponad 100 autokarów dziennie.

 
Mówił Pan też, że teraz jest nieco ,,spokojniej” niż w tej pierwszej fazie przyjazdów? 
– Tak, pierwsza faza to był typowy exodus ludzi, którzy tu przyjeżdżali, tu wysiadali, tu zostawali. Bo teraz część tu nadal zostaje, część po prostu przychodzi tutaj chwilę odpocząć, napić się czegoś ciepłego czy coś zjeść. Potem jadą dalej.

 
Domyślam się, że spotkania z tymi ludźmi nie należą do najłatwiejszych. Mimo tego, że już opuścili tereny, na których prowadzone są działania wojenne, to jednak ta wojna cały czas gdzieś w ich świadomości pozostaje. Pewnie Pan już wiele rozmów z uchodźcami przeprowadzał. Wie Pan może, jak należy z nimi rozmawiać, czego unikać, żeby traktować ich z godnością, a nie jak jakichś mitycznych innych? 
– Normalnie, pogadać po prostu, po ludzku i tyle. Nie ma co traktować ich jak obcych. Wiadomo, że się nie porusza jakichś drażliwych tematów.

 
To są takie wyjątkowe czasy i pełne wyjątkowych historii… 
– No niestety. Niestety takie mamy czasy. 

 
…czy jest jakaś historia, która, spośród pewnie wielu, jakoś szczególnie Pana poruszyła? 
– Ostatnio przyjęliśmy panią. Przyjechała prosto z granicy, z Dorohuska, z małą dziewczynką i z jej troszkę starszą siostrą. Chcieli jechać do Szwecji, mieli jakąś taką dziwną kartę z adresem, z kontaktem… że niby wydana tam. Myśmy to wtedy sprawdzili i niestety nie odnaleźliśmy organizacji, która to organizowała. Tak się akurat udało, że załatwiliśmy im transport bezpośrednio do Szwecji, bo na MOSIR przyjechał transport darów ze stamtąd. Więc zatrzymaliśmy na chwilkę autokar, dostarczyliśmy tę rodzinę do niego i pojechali. Potem mieliśmy kontakt od nich, że wszystko zakończyło się OK. Zarejestrowali się tam w urzędzie i wszystko mają załatwione. 

 
Jak reagują na Waszą pracę tacy ,,zwykli szarzy Kowalscy”, bo choć większość obywateli naszego kraju jest całym sercem z Ukrainą, to zdarza się, u niektórych, że szowinizm jest silniejszy? 
– Powiem tak: jak w każdej społeczności są tacy, którym to przeszkadza, bo ,,im się należy”. 
Standardowo. 
(śmiechy) 
– No, ale generalnie spotykamy się z życzliwością. To widać zresztą, bo wszystko, co tutaj jest na tych stołach czy na stoiskach, pochodzi od ludzi dobrego serca. Po prostu przynoszą to ludzie. Bez ich pomocy nic by się tu nie dało zrobić. 

 
Ale nie ma teraz takiego, nie wiem, jak to określić… niektórzy to nazywają ,,kryzysem dobra” – w pierwszej fazie wszyscy rzucili się pomagać, a teraz zapał jest nieco mniejszy? 
– Ludzie nadal pomagają, nadal przekazują to, co potrzebne. Może nie jest to na taką skalę jak w pierwszej fazie, ale chęć pomagania w ludziach nadal jest. 

 
Co w pomaganiu sprawia teraz największe trudności? 
– Są czasami takie sytuacje, kiedy za bardzo nie wiadomo, co zrobić. Na przykład ktoś chce pojechać w jakieś dziwne miejsce czy coś załatwić, no ale my nie jesteśmy w stanie pewnych rzeczy przeskoczyć. Jest tutaj punkt recepcyjny, informacyjny – i oni już czy nocleg, czy transport, czy tego typu rzeczy organizują i rozwiązują większość problemów. 

 
Współcześnie znaczna część naszego życia przeniosła się do mediów społecznościowych. Czy są jakieś strony lub instytucje, które warto śledzić, żeby na bieżąco wiedzieć, czego potrzeba?
– Jasne, Jest ,,PKP/PKS Lublin – aktualna potrzebna pomoc” na Facebook’u, a także ,,Wolontariusz PKS”, ,,Wolontariusze Ukrainie”, generalnie bez problemu te stronki można znaleźć. 

 
Oprócz tego pewnie pomocne są również zbiórki? 
– Tak, są zbiórki np. prowadzona przez naszą koleżankę Agnieszkę Morawską. Prowadzi zbiórkę, z której zakupywana jest bezpośrednio część artykułów żywnościowych czy tam pakiety zakupowe. 

 
Teraz lepiej jest wpłacać pieniądze na tego typu zbiórki czy zakupić osobiście najpotrzebniejsze artykuły i przynieść je tutaj? 
– To ciężko jednoznacznie stwierdzić. Zawsze na ten przepływ pieniążków ze zbiórki obowiązują pewne limity, od których można podjąć pieniądze i pewne formalności trzeba spełnić, więc nie zawsze da się za nie wszystko bezpośrednio i szybko załatwić. 

 
Zatem należy reagować na apele i śledzić co i gdzie jest w danej chwili potrzebne? 
– Generalnie tak. Teraz wszystko staramy się załatwiać przez harmonogramy, żeby to było jak najbardziej uporządkowane. 

 
Co możemy zrobić, żeby pomóc, jeśli nie jesteśmy jeszcze wolontariuszami? Obecnie jest wiele form: regularne wpłaty na konta organizacji pomocowych, przywożenie produktów lub rzeczy tam, gdzie ich potrzeba, zapewnienie dachu nad głową czy pracy, ale tych dwóch ostatnich nie każdy jest w stanie zapewnić? 
– No dokładnie. Każdy gest pomocowy, nawet przyniesienie zgrzewki wody, się tutaj liczy. No i również można przyjść na dworzec osobiście – każde ręce chętne do pracy się przydadzą. 

 
I jeszcze takie moje ostatnie pytanie: czego nie powinniśmy robić pomagając? 
– No, to jest ciężkie pytanie. 
Wiem, dlatego na koniec je zostawiłem. 
– Trudno powiedzieć mi czego nie robić. Szczerze… to nie wiem. 
Ja chyba też nie znajdę odpowiedzi. 
(śmiechy) 
– No to jest ciężkie pytanie. Po prostu należy pomagać. 
Trzeba to chyba wyczuć po prostu – co jest stosowne, a co nie. 
– Tak, trzeba po prostu wyczuć co jest stosowne w danej chwili i pomagać jak tylko się da. 

Chociaż organizacja wolontariatu sukcesywnie jest usprawniana nadal jednak pilnie potrzebni są wolontariusze oraz darczyńcy, zaopatrujący punkty wolontariackie w produkty spożywcze, kosmetyczne, a także inne potrzebne rzeczy. Wolontariuszem można zostać nie tylko w Lublinie, ale również w wielu innych miejscach w Polsce – wszędzie tam jednakowo potrzebne są osoby, które chcą pomagać. Nie bądźmy bierni, pomagajmy!