Wielu z nas dopada problem braku funduszów na literackie hobby. Pomijając fakt, że raczej należę do grona osób, którym lista pozycji do przeczytania tylko się wydłuża, to jak zapewne każdy, lubię kiedy w mojej domowej biblioteczce zagości nowa pozycja, na której mi zależało. Szybujące w górę ceny książek nie ułatwiają tego procederu, ale nie ma się czemu dziwić – rosną ceny transportu, spada popyt i brakuje papieru. Oczywiście dobrze jest czasami wybrać się po prostu do sklepu i kupić to, co nas interesuje. Jest to wygodne, a zarazem pozwala wesprzeć twórcę, którego doceniamy. Jednak aby nasz portfel nie świecił pustkami, a Matka Ziemia mogła trochę odetchnąć, warto zapoznać się z tańszymi sposobami na pozyskiwanie interesujących nas publikacji. Z góry zaznaczam, że pomijam wszelkiego rodzaju biblioteki i wypożyczalnie, bo choć bliska jest mi ich idea, to strach zbliżającego się terminu oddania książki budzi mnie w środku nocy…
1. Najprościej, ale nadal taniej
Istnieje pewna luka, która pozwala nam pozyskiwać książki w przystępnej cenie w topowych księgarniach pokroju Empika. Są nią oczywiście wszelkiego rodzaju promocje. Z tego powodu warto założyć sobie kartę członkowską, która czasami uprawnia do zniżek, zerkać na paragony, czy nie ma tam jakiegoś kodu albo czatować na nie w Internecie. Ja szczególnie polecam promocję typu „2 + 1 gratis” gdzie w komitywie z rodziną albo przyjaciółmi można wyhaczyć jedną książkę za darmo. Profit.
2. Siła wirtualnej sieci
Internet jest obecnie naturalnym miejscem poszukiwań absolutnie wszystkiego. Tak więc książek można szukać na portalach aukcyjnych typu Allegro bądź OLX, gdzie używane egzemplarze chodzą po naprawdę atrakcyjnych cenach, zwłaszcza, że wiele antykwariatów przenosi swoją działalność właśnie na te platformy. Dobrym wyborem jest też aplikacja Vinted albo grupki facebookowe w rodzaju „Uwaga śmieciarka jedzie”, na których mieszkańcy naszych miast oddają mnóstwo rzeczy (także dzieł literackich) całkowicie za darmo. Ostatnio spotkałem się także ze zjawiskiem wyprzedawania przez moich znajomych swoich zbiorów literackich za pośrednictwem Facebooka. Konkluzja? Watro śledzić tablice naszych przyjaciół.
3. Książka obok stanika lub cebuli
Wyruszamy w miasto. Nie kierujemy jednak swoich kroków do pierwszej lepszej księgarni. Zamiast tego odwiedzamy niepozorne kioski i ciucholandy. Przy tych pierwszych można czasami znaleźć kartonowe pudła z literaturą różnej maści. Większość stanowią tanie romansidła, ale zdarzają się też klasyki dołączane swego czasu do gazet. Na ciekawe znaleziska możemy natknąć się także we wspomnianych wcześniej lumpach. Praktycznie wszystkie są w języku angielskim (co jest także dobrą okazją do podszkolenia się w tym temacie), ale jest też sporo pozycji specjalistycznych, więc jeśli interesuje nas jakaś bardzo konkretna dziedzina , to warto poszperać. Na koniec sieci supermarketów. Zazwyczaj kojarzymy z widzenia stoiska z książkami w popularnych Biedronkach, ale ich przekrój tematyczny jest przeciętny, a i ceny nie odbiegają od tych z górnej półki. Jako zamiennik gorąco polecam Stokrotki, które zawsze posiadają na stanie kosz pełen papierowych różności. Przebrnięcie przez hałdy książek nie jest łatwe, ale praktycznie zawsze możemy liczyć na klasykę przygodowo-podróżniczą lub dobre biografie.
4. Zapach stęchlizny i nietkniętych stron
Przybytkami, o których często myślimy w pierwszej kolejności są wymierające powoli antykwariaty. Ich niewątpliwą zaletą jest lepsza sposobność do znalezienia prawdziwych perełek w morzu papieru, które przeleżały wiele lat w zapomnieniu. Wbrew obiegowej opinii większość antykwariatów prowadzi segregację alfabetyczną lub tematyczną, co ułatwia poszukiwania. Ceny najczęściej są uzależnione od stanu książki i roku wydania, ale zawsze można urwać te kilka złotych. Miejscem z podobnej kategorii, choć zgoła innym, są cykliczne targi staroci. Takie imprezy odbywają się właściwie w każdym większym mieście raz w miesiącu. Wśród nieprzebranych stosów wszystkiego i niczego znajdzie się kilka stanowisk gdzie porozrzucane na kocach i w pudłach spoczywając książki. Fakt, trzeba poświęcić trochę czasu i czyste ręce, aby znaleźć coś interesującego, natomiast cena w takich przypadkach jest naprawdę symboliczna. Mniejszym odpowiednikiem podobnych wydarzeń są zwyczajne targi odbywające się na placach polskich wsi. A ludzie, po których nie spodziewalibyśmy się tego, sprzedają naprawdę zadziwiające rzeczy.
5. Sernik u babci – a nóż coś się nawinie
Jeżeli szukamy klasyków literatury, warto dodatkowo rozejrzeć się po domu dziadków podczas niedzielnego obiadu. Starsi ludzie zazwyczaj książki tego typu przeczytali lata temu, a teraz trzymają je z sentymentu, albo dla zapełnienia PRL-owskich witryn. Oczywiście nie chodzi o ordynarną kradzież, ale o danie drugiego życia książkom. A dziadkowie, jak to dziadkowie – zawsze są szczęśliwi, kiedy mogą pomóc wnukom. Dla bardziej dociekliwych polecam także strychy i piwnice domów rodzinnych. Może nie znajdziecie tam najnowszego kryminału, choć nie przeczę – wychodzą niekiedy ciekawe kwiatki.
6. Kultura w szafce na drzewie
To nie jest tak, że świat nie zainteresował się książkowym recyklingiem i ogólną wymianą tego typu dóbr. Czasami (zwłaszcza w okresie wakacyjnym) w domach kultury lub bibliotekach są wystawiane darmowe książki, które po letniej selekcji zostały odrzucone jako niepotrzebne lub w złym stanie. Częstszą praktyką są różne punkty wymiany, najczęściej w formie otwieranej szafeczki na świeżym powietrzu. Osobiście najczęściej spotykam je w parkach lub miejscach związanych z szeroko pojętą kulturą. Pamiętajmy jednak – coś wzięliśmy, więc zostawmy coś od siebie dla innych książkowych maniaków. W każdym mieście znajdzie się też kilka literackich kawiarni lub herbaciarni, gdzie takowa wymiana działa na podobnej zasadzie.
7. Książki drzemiące w śmietniku?
Nie zrozumcie mnie źle, nie polecam nikomu włazić do kontenerów przeznaczonych na papier. Mimo to mijając codziennie wiaty śmietnikowe rzućcie okiem czy nie wiszą lub stoją tam czasem siatki z papierami. Choć ludzie potrafią być naprawdę bezlitośni dla książek, zazwyczaj mają jednak opór przed bezpośrednim wrzuceniem ich między zgniłą rybę a zepsuty czajnik. Zatem oczy i uszy szeroko otwarte.
I to już wszystko co mogę Wam zaproponować. Zdaję sobie sprawę, że większość z tych sposobów wymaga jakiejś formy większego zaangażowania, a zdobyte w ten sposób pozycje nie będą najnowszymi hitami pachnącymi nowością, ale i tak uważam, że warto. Dla portfela. Dla planety. Dla własnej satysfakcji. Z książkowym pozdrowieniem*
*pozdro dla kumatych