English version below
Swoją karierę zaczynała w latach osiemdziesiątych jako chórzystka Leonarda Cohena. Jej głos usłyszeć można choćby w słynnym motywie z „Dance me to the end of love”, a także w „Hallelujah”, „I’m your man” czy „Suzanne”. Za namową Cohena rozpoczęła karierę solową, na przestrzeni której wydała osiem albumów i współpracowała choćby z Jennifer Warnes, Iggym Popem czy zespołem Gypsy Kings. W 2005 roku za płytę „Bird on the Wire” została nominowana do nagrody Grammy. Od dwudziestu lat zajmuje się promowaniem muzyki i poezji Leonarda Cohena, którego bliską przyjaciółką była przez ostatnie trzydzieści lat życia artysty. Perla Batalla, bo o niej mowa, 27 i 28 maja wystąpi w lubelskim Teatrze Starym z programem „House of Cohen”. Artystka po raz pierwszy zaśpiewa w Polsce. W rozmowie z Maksem Wieczorskim opowiedziała między innymi o pierwszym spotkaniu z Cohenem, wspomnieniach z europejskich tournée z kanadyjskim bardem oraz tym, dlaczego wciąż śpiewa jego piosenki. „Bardzo się cieszę, że mimo wojny nasz występ nie został odwołany, że możemy przyjechać i razem dokonać tej krótkiej terapii” – mówi zaś nawiązując do leczniczej, jak twierdzi, siły muzyki, która jak nigdy ważna jest w obliczu wojny w Ukrainie…
Pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z Cohenem?
Oczywiście! Nigdy go nie zapomnę. Było bardzo symboliczne. Środowisko muzyczne w Los Angeles jest dosyć małe. Wszyscy się tutaj znamy – choć pewnie nie jest to oczywiste dla kogoś spoza LA. Słyszałam więc o tym, że Leonard Cohen szuka ludzi do swojej trasy koncertowej.
Więc po prostu wzięłaś udział w castingu?
Tak, choć nie jest to tak oczywiste. Moja dobra przyjaciółka, Julie Christensen, koncertowała już z Cohenem. Leonard wybrał ją poza przesłuchaniem, bo polecili mu ją muzycy z jego zespołu. Gdy zatrudniono Julie, zaczął się długi proces poszukiwań drugiej wokalistki. Nieustannie słyszałam o moich znajomych, którzy zapisywali się na przesłuchanie, więc w końcu i ja to zrobiłam. Z jakiegoś powodu nie sądziłam, że mogłabym zostać zaproszona na spotkanie. Otrzymałam jednak telefon. Zapytano mnie, czy zechcę przyjść. Z miejsca się zgodziłam. Zapytałam tylko, czy mam coś przygotować, ale usłyszałam w odpowiedzi, że mam się tylko stawić. „Pokażemy ci piosenki i zobaczymy, co potrafisz.”
To prawda, że do tego momentu nie znałaś muzyki Cohena?
W zasadzie znałam tylko kilka jego piosenek, które nagrała i śpiewała Judy Collins. Nie byłam absolutnie świadoma tego, kim jest Leonard Cohen – jak wspaniałym jest muzykiem i autorem piosenek. Kiedy tylko dowiedziałam się, że dostałam się na casting, pobiegłam do sklepu muzycznego i kupiłam tyle kaset Cohena, ile tylko mogłam znaleźć – a trzeba przyznać, że w tamtym czasie było to dość sporym wyzwaniem. Zaczęłam słuchać tych piosenek…
I pokochałaś je.
Od samego początku poczułam, że są naprawdę wyjątkowe – prawdziwa poezja; coś, co naprawdę uwielbiam. Dorastałam w hiszpańskojęzycznej rodzinie, więc często słuchałam hiszpańskich piosenek, które w zasadzie były po prostu wspaniałymi wierszami. Słuchanie tego typu muzyki było naszą rodzinną tradycją. Ta poezja stała się częścią mnie. Z muzyką Leonarda poczułam się więc jak w domu. Bardzo cieszyłam się na spotkanie z nim. Nie myślałam nawet za bardzo o pracy. Czułam raczej, że jest to ktoś, kogo po prostu chcę poznać. Bardzo ważne było dla mnie dobre pierwsze wrażenie. Długo myślałam nad tym, co założyć na przesłuchanie. W końcu stworzyłam outfit idealny. Gdy byłam już w studiu, dyrektor muzyczny powiedział: „Leonard zaraz wyjdzie, żeby się przywitać”. Chwilę później zobaczyłam tę postać idącą w moją stronę. Gdy zbliżyliśmy się do siebie, oboje zaczęliśmy się śmiać. On, jak na Leonarda Cohena przystało, był ubrany od stóp do głów na czarno. Ja z kolei byłam od góry do dołu w bieli. Leonard wziął moją rękę i powiedział: „Skarbie, to jest połączenie stworzone w niebie”…
Przyjaźń od pierwszego wejrzenia!
Właśnie! Oboje nadawaliśmy na tych samych falach.
Co było potem?
Było tam malutkie studio wypełnione tymi wszystkimi wspaniałymi muzykami. Spotkałam tam moją Julie, której nie widziałam już dość długo. Razem wprost wskoczyłyśmy w te piosenki. Czułyśmy się tak komfortowo i byłyśmy tak duchowo nastrojone, że nawet nie ustalałyśmy, która z nas zaśpiewa tę czy tamtą partię. Czytałyśmy sobie w myślach. To było niezwykle magiczne i myślę, że wszyscy w studiu to odczuli. Opuściłam przesłuchanie bardzo szczęśliwa. Nawet nie myślałam o tym, czy dostałam pracę. Gdy tylko dotarłam do domu, telefon zadzwonił: „Masz koncert, więc szykuj się! Próba jutro.” Musiałam przewrócić swoje życie do góry nogami i dostosować wszystko do tego.
Wyjechałaś wtedy z Leonardem na trasę koncertową do Europy. Jaki był podczas tych podróży?
Wtedy na początku był zupełnie inny niż podczas późniejszych tras. Byliśmy jedną wielką rodziną. Jeździł z nami w busie. Każdego wieczoru jadł z nami kolację. Wprost uwielbiał siedzieć, rozmawiać i żartować – bez przerwy nas zabawiał. Muszę przyznać, że był jedną z najzabawniejszych osób, jakie kiedykolwiek poznałam. Wspominam do dziś te jego wspaniałe historie. Mógł opowiadać je nawet sto razy, a i tak były tak samo interesujące i zabawne jak na początku – ten gawędziarski dar na marginesie jest żydowską tradycją.
Stosunki międzyludzkie zawsze zacieśniają się w podróży. Jesteśmy w końcu skazani tylko na siebie. Tak samo było z Leonardem. Mieliśmy bardzo napięty terminarz i ciągle byliśmy w drodze. Gdyby nie to, że podnosił nas na duchu, byłoby to nie do wytrzymania. Bardzo chciał, żebyśmy wszyscy byli szczęśliwi. Kupował nam czasem nawet małe prezenty.
Pamiętam też ostatnie kilka tras, które zrobił. Zadzwonił do mnie wcześniej i zapytał: „Perla, co mam zrobić, żeby mieć na to siłę?”. Zaczynał przecież wtedy już bardzo poważnie chorować. Powiedziałam mu: „Myślę, że musisz ocalić tę siłę, którą jeszcze masz – nie możesz tak dużo przebywać z ludźmi”. Zrobił to. Gdy tylko koncert się kończył, wsiadał do samochodu i jechał do pokoju hotelowego czy na kolejny występ. Bardzo go frustrowało, że nie może jak dawniej spędzać czasu z zespołem, ale musiał to zrobić, żeby dać radę.
Znalazłem dwa zdjęcia, na których jesteś z Leonardem. To zostało wykonane prawdopodobnie podczas jednej z tras. Przypominasz sobie, jaka historia stoi za tą fotografią?
To był jeden z momentów całkowitego szaleństwa, beztroskiego wygłupiania się. Bardzo często się tak zachowywaliśmy. Po prostu musieliśmy podtrzymywać się nawzajem na duchu. Zastanawiam się, gdzie dokładnie mogło zostać zrobione to zdjęcie… Możliwe, że w Hiszpanii. Naprawdę uwielbiał tam podróżować.
To zdjęcie pokazuje też, że Leonard nie był, jak wiele osób twierdzi, depresyjnym, nieszczęśliwym, poważnym człowiekiem…
Absolutnie! To zdecydowanie nieporozumienie. Był jednym z najzabawniejszych ludzi, jakich poznałam w życiu. Oczywiście, zmagał się z problemami, z którymi wszyscy się zmagamy. Miewał bardzo głębokie przemyślenia. Dużym uproszczeniem jest jednak twierdzenie, że był po prostu depresyjny. Bardzo niewiele osób jest w stanie wejść głębiej i zrozumieć głębsze uczucia, a w przypadku Leonarda to było bardzo istotne.
Następne zdjęcie – bardziej współczesne. Gdzie było wykonane? Czy to jedna z waszych rozmów?
Uwielbiam je, bo uchwyciło to, co bardzo często robiliśmy. Widać tu malutki stół kuchenny w domu Leonarda w Los Angeles. Myślę, że tylko dwie osoby mogły tak naprawdę się przy nim zmieścić. Spędziliśmy mnóstwo czasu siedząc tam – czasem rozmawiając, a czasem po prostu przebywając ze sobą. Zawsze czułam się tam bardzo bezpiecznie. Przegadywaliśmy tam wszystko. Czasem nawet bardzo błahe sprawy. Często pytał mnie, jak minął mi dzień czy co robiłam w święta. I wtedy opowiadaliśmy sobie wszystkie te głupoty, które dzieją się, gdy rodzina się zjeżdża. Pamiętam na przykład sytuację, gdy byłam bardzo rozżalona przez nieprzyjemne zachowanie mojej teściowej. Powiedziałam Leonardowi, że to naprawdę mnie zraniło, a on zaczął się śmiać. Zbulwersowana zapytałam go, dlaczego bawi go mój dramat, a on odpowiedział: „Skarbie, musisz zapamiętać, że nie możesz stać się taka, jak oni. Będziesz pamiętać ten moment i przypomnisz go sobie, gdy będziesz chciała zrobić to samo swoim dzieciom”. Zrobił to, żebym wyniosła z tego zdarzenia nauczkę.
Bardzo mądre.
On zawsze dawał najlepsze rady.
Wiele osób uważa, że Leonard był zagadką, której tak naprawdę nikt nie zdołał rozwikłać.
Każdy z nas jest tajemnicą. Pokazujemy światu to, co chcemy, żeby zobaczył. Bardzo niewiele osób prezentuje wszystkie części siebie. Sądzę, że to, że Leonarda postrzegano jako zagadkę, jest spowodowane tym, że ludzie go nie znali. Pisał bardzo głębokie teksty, a wiele osób nadal nie oddziela artysty od jego dzieła. Po prostu utożsamiali go w pełni z tym, co tworzył.
Leonard był jak mnich. Żył, żeby studiować człowieczeństwo. Poświęcił się temu w całości. Gdy ktoś angażuje się w coś tak mocno, jak Leonard, musi poświęcić wiele rzeczy. Wychowujemy dzieci, jesteśmy częściami naszych rodzin, robimy rzeczy, które przysparzają radość nam i innym. Myślę, że Leonard zrzekł się wielu z tych kwestii. Bardzo chciałby być lepszym ojcem. Pewnie chciałby też być w długoterminowym związku z kobietą, którą kochał. Nigdy jednak nie mógł tego zrobić, bo zbyt mocno przywiązany był do swojej misji – tworzenia.
Leonard opuścił nas w 2016 roku. Pamiętasz ostatnią rozmowę z nim?
Tak, to było zaledwie kilka dni przed jego śmiercią. Rozmawialiśmy regularnie, ale często też pisaliśmy ze sobą. Kiedy nie mogłam spać, pisałam do Leonarda i on niemal od razu mi odpisywał. Wtedy był już bardzo chory. Czuł, że odchodzi i zaczął żegnać się z najbliższymi. Nie przeszkadzało mu to oczywiście w żartowaniu sobie ze śmierci. Niemniej jednak podczas tej rozmowy zapytał mnie, czy będę dalej śpiewała jego utwory. Powiedziałam mu: „Oczywiście, że tak. Nie martw się o to. Twoje piosenki są częścią mnie, elementem mojego DNA. Będą musieli mnie ściągnąć ze sceny i wsadzić do trumny, żebym przestała.”
Gdy Leonard odszedł, Twoja misja zaczęta dziesięć lat wcześniej nabrała zupełnie innego wydźwięku. Dlaczego nadal wykonujesz jego muzykę?
Bo muszę. To jedyny powód, dla którego robię cokolwiek w muzyce. Po prostu dlatego że czuję emocjonalną potrzebę. Nie jestem wielką artystką, więc nie stoją za mną sztaby osób i wielkie firmy produkcyjne, które mówiłyby mi, że muszę śpiewać swoje wielkie hity. Na szczęście mogę robić tylko to, co naprawdę mnie fascynuje.
To chyba klucz do bycia tak wspaniałą artystką. Myślałem o tobie i Leonardzie i sądzę, że jesteś do niego podobna w jednym aspekcie. Oboje śpiewacie tak angażująco, że poezja, którą przekazujecie, jest wręcz hipnotyczna.
Jako piosenkarka zawsze byłam zafascynowana pięknem tekstów i melodii. Nie sądzę, żebym dała radę śpiewać disco, chociaż kocham muzykę taneczną i uważam, że każdy gatunek reprezentuje jakąś wartość. Dla mnie to wszystko kręci się wokół muzyki i poezji – i magii, która tworzy się, gdy obydwie współistnieją razem.
Kolejna niesamowita rzecz w Twojej pracy to to, że łączysz ze sobą mnóstwo światów. W Twojej muzyce widać inspiracje Ameryką Południową, językiem hiszpańskim, poezją Cohena, a nawet malarstwem – choćby Fridą Kahlo. Jak udaje Ci się spajać tak wiele rzeczywistości w tak harmoniczną jedność?
To bardzo ważne pytanie. W Stanach Zjednoczonych od dawna usuwa się ze szkół wszystko, co ważne – choćby edukację kulturalną. To jeden z powodów, dla których doświadczamy teraz tak przerażających strzelanin. Wychowałam się w czasach, kiedy mieliśmy sztukę w szkole. Przebywałam z nią także w moim domu – mój ojciec był muzykiem, a sądzę, że i matka w głębi duszy była artystką. Od początku miałam poczucie, że sztuka może uratować mi życie. Kiedy byłam przygnębiona i przytłoczona, sięgałam po nią i naprawdę było to dla mnie terapeutyczne. Miałam w życiu wspaniałych nauczycieli – szczególnie po szkole podstawowej. Pamiętam jedną nauczycielkę, która opowiadała z takim zaangażowaniem o muzyce, że niemal spadała z krzesła. Tak zaczęła się moja miłość do muzyki klasycznej i opery. To system edukacji i moja rodzina otoczona przez sztukę uświadomiły mi, że jest ona ważną częścią mojego życia. Od muzyki wyszłam do innych inspirujących artystów – Andy’ego Warhola, Picassa, Fridy Kahlo, Diego Rivery. Oni wszyscy bardzo na mnie wpłynęli. Przez to każdego dnia czuję potrzebę zrobienia czegoś ze sztuką – czy to podziwiania jej, rysowania, malowania czy śpiewania.
Myślisz, że muzyka może uleczyć świat?
Oczywiście, że tak. Mieliśmy już tego przykłady. Ludzie władzy powinni kłaść na to dużo większy nacisk niż na ślepe podążanie za pieniędzmi. Potrzebujemy widzieć rzeczy z perspektywy, a tylko sztuka jest nam to w stanie dać.
To nawet jeszcze ważniejsze w momencie, gdy w Ukrainie toczy się wojna.
Racja. Muszę przyznać, że ta sprawa spędza mi sen z powiek. Gdy to wszystko się zaczęło, nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. Poza moim umysłem było, że Rosja może robić tak przeraźliwe rzeczy we współczesnych czasach. Na początku myśleliśmy nawet o odwołaniu koncertów. Bardzo się martwiłam o tę kwestię. Martwiłam i martwię się nadal także o was, Polaków. Polska podała pomocną dłoń Ukrainie, przyjmując uchodźców. To naprawdę wspaniałe. Bardzo się cieszę więc, że mimo wojny nasz występ nie został odwołany, że możemy przyjechać i razem dokonać tej krótkiej terapii.
Dlaczego wybrałaś Lublin na swój występ?
To mój agent dokonał tego wyboru, on zorganizował całą tę trasę. To moje pierwsze duże europejskie turnee. Dwa lata temu, gdy COVID się rozprzestrzenił, musieliśmy zmniejszyć liczbę koncertów. Teraz jest ich dwa razy więcej.
Nie wiem, czy wiesz, ale kiedyś, gdy poszedłem na jeden z lubelskich cmentarzy żydowskich, opiekujący się nim mężczyzna powiedział mi, że spoczywają tutaj członkowie rodziny Cohenów.
To wspaniałe! Nie wiedziałam o tym. W mojej rodzinie po stronie matki mieliśmy austro-węgierskich Żydów, więc wierzę, że Cohenowie też mieszkali na całym tym terenie.
Powiem też, że w Polsce Cohen jest prawdziwą legendą. Wyczytałem nawet, że w latach osiemdziesiątych był tu bardziej znany niż w swojej rodzinnej Kanadzie. Mieliśmy kilku poetów, którzy tłumaczyli na polski teksty Cohena i je śpiewali. Swego czasu było to bardzo popularne. Wszyscy znamy na przykład charakterystyczną melodię z „Dance me to the end of love”. Kiedy powiedziałem moim znajomym, że to Ty ją wykonywałaś, byli bardzo zaskoczeni.
Super! Ten koncert to będzie świetna zabawa. Nie mogę się już doczekać.
Dobrze, więc teraz tournée po Europie – Polska, Anglia, Irlandia, Dania, Belgia… A potem? Jakie są twoje inne plany na najbliższa przyszłość?
Chcemy razem z mężem znaleźć swoje miejsce w Europie. Czuję, że na starym kontynencie jest większa otwartość, jeśli chodzi o styl życia, sztukę i kulturę. Od trzech tygodni jesteśmy w Barcelonie. Nasz przyjaciel, Jackson Brown, udostępnił nam swój apartament, więc możemy przebywać tu i obserwować okolicę. Na ulicach i placach są ludzie, którzy rozmawiają ze sobą. Dzieci biegają dookoła. Jest tu niezwykle silne poczucie wspólnoty. A co ważniejsze, na ulicach grana jest muzyka. Tak właśnie widzę swoje przyszłe życie. W USA każdy ciężko pracuje na swoje rachunki, bo nie ma tam publicznej służby zdrowia czy edukacji dla naszych dzieci. Marzę więc o tym, żeby przenieść się tu i żyć życiem, o którym już od dawna śniłam…
In the House of Cohen – interview with Perla Batalla
Perla Batalla began her career in the 1980s as a backup singer for Leonard Cohen. Her voice can be heard, for example, in the famous theme from “Dance me to the end of love”, as well as “Hallelujah”, “I’m your man” or “Suzanne”. Encouraged by Cohen she started a solo career during which she released eight albums and collaborated with, for example, Jennifer Warnes, Iggy Pop or the Gypsy Kings. In 2005 she was nominated for a Grammy Award for the album “Bird on the Wire”. For twenty years she has been promoting the music and poetry of Leonard Cohen, to whom she was a close friend for the last thirty years of his life. Perla Batalla will perform on May 27 and 28 at the Stary Theater in Lublin with the program „House of Cohen”. The artist will sing in Poland for the first time. In an interview with Maks Wieczorski she speaks about the first meeting with Cohen, memories from European tours and why she still sings Cohen’s songs. “I am so happy that our show was not canceled due to war and that we can come and do a little healing together” – she says referring to the healing power of music which, as she claims, is more important than has ever been in the face of war in Ukraine…
Do you remember how you met Cohen? First conversation, first impressions?
Of course I do. I will never forget my first meeting with Leonard. It was quite profound… In Los Angeles the musical community is small. We all know each other, even though you wouldn’t think that from being from somewhere else. I had heard that this artist called Leonard Cohen was auditioning people for his tour.
So you just took part in the casting?
Yes, but it’s not that obvious. One of my very good friends, Julie Christensen, was already on the tour. She had been chosen without auditioning because Cohen’s musicians recommended her to Leonard. After they hired her they started a long process of finding a second singer. I kept hearing gossips about all these people going into auditions for Leonard and I signed up. I never even thought for some reason that I would be asked to audition. But finally the call came and they asked me if I would be willing to come. I just said „absolutely” and asked what I should prepare for the audition. They said, „Don’t prepare anything. Just come in. We’ll show you the songs and we’ll see what you can do”.
Is that true that you didn’t know Leonard Cohen’s music until that moment?
I did remember some songs that for example Judy Collins sang and recorded [Leonard Cohen’s songs covers – editor’s note]. Those were her big hits so I knew a couple of them. I wasn’t really aware of Leonard Cohen as a songwriter and musician. As I was informed about auditions, I went to the record store and found as many Cohen’s cassette tapes as I could find – at that time cassette tapes were a big deal – and started listening to them.
And you fell in love with this music…
My first thought was: „this is very, very special – true poetry, the kind of stuff that I love”. I grew up in a spanish-speaking family so we listened to a lot of great Spanish songs, a lot of amazing poetry. It became sort of my family’s tradition to listen to that kind of music. That was a part of my life while growing up.
Leonard really fitted into that and I felt very at home with his work. I was very excited to meet him. I didn’t even care so much about getting the job, I was rather thinking that he was somebody that I wanted to meet. It was crucial to me to make a good first impression so I was wondering what am I going to wear. I came up with the perfect outfit. When I got to the studio the musical director said to me, „Oh, let’s just meet first! Leonard is gonna come out and say hello”. Then I saw a figure walking toward me and as we got closer to each other we both began to laugh and smile. You know, he was Leonard Cohen – he was dressed in black from head to toe. And I was dressed in white from head to toe. Leonard just took my hand and said, „Darling, this is a match made in heaven”…
Friendship at the first sight!
Yeah. We both just got each other.
What was next?
There was a tiny little rehearsal studio cramped with all those wonderful musicians. Of course it was great to see my friend, Julie – she and I haven’t seen each other for a long time. Then we just jumped right into songs and we were so comfortable and spiritually in tune with this music that we didn’t discuss who was gonna take this or that part. We just read each other’s minds. It was very magical. I think everyone in the room could feel that. I left that audition very happy but not actually thinking whether I would get the job or not. By the time I got home I received a call: „You have the gig so get ready! We come to rehearsal tomorrow”. I had to quit my entire life and just devote everything to that.
And then you went with Leonard on tour to Europe. How was Leonard like during tours?
Back then he was different than on his later tours. We were absolutely like a family. He was in the tour bus with us. He had dinner with us every night. He used to love to sit, talk and tell jokes – just to entertain us. He was one of the funniest people I have ever known. I enjoyed all of his stories. He could tell the story over, over and over again and it was still so interesting and funny – it by the way is jewish tradition so the stories can be passed on and people will remember them. He even laughed at his own stories!
Everyone’s relationships get very close on the road. We are all we have. The same was with Leonard. We had an intense schedule and we kept moving. It could have been very exhausting but he kept our spirits up. He was keen on making us happy. He even would buy us little gifts. He was so generous and sweet.
I also remember the last few tours that he did. He called me and asked „Perla, what do I do to keep my strength up”. That time he was already getting sick. I said „I think you have to preserve your strength and maybe not talk so much, not be so social”. He did that. The minute the concert was over he had to just get in the car and go to his hotel room or next place. He was very sad not to spend time with his band but he had to save his strength.
I have two photos of you and Leonard. This one was taken on the tour. Do you remember the story behind that picture?
It was just one of our crazy moments, when we were just goofing around. We did that a lot. We just had to do such things to keep our spirits up. I’m trying to figure out where exactly it could have been taken… It could have been in Spain. He loved being in Spain. He really did.
It’s also important to see Leonard in that condition because many people regard him as a depressed, unhappy, serious person. He wasn’t like that.
Absolutely! I think that’s a misconception. He was one of the funniest people I’d ever met. Obviously, he dealt with deep issues that we all have. He had very deep thoughts. I think it’s easy for people to say, „Oh, it’s depressing”. Very few people want to commit to going deeper to understand the deeper feelings.
Next photo – a more present one. Is it one of your talks? Where was it taken?
I love this photo because it captured what we did a lot. This is Leonard’s tiny little kitchen table in his house in Los Angeles. I think only two people could really fit at that table. We spend a lot of time sitting there, sometimes talking and sometimes not – just being together. I always used to feel very safe and peaceful there. We just talked about everything – sometimes very unimportant things. He was just saying, „say what’s your day like, darling” or „how was your holidays”. And then we were sharing all those silly things that happen when family is together. I remember one time I was very upset because my mother in law was very mean to me. I said to Leonard that it really hurt my feelings and he just started to laugh. I asked him why he was laughing and he said „darling, you just have to worry about not ever turning into them. You have to remember this moment and avoid it in the future”. He just laughed and said that it was an opportunity to learn something.
A wise man.
Yes! He always had good advice.
Many people consider Leonard as a mystery that nobody even got to know.
Everyone is a mystery. We present to the outside world what we choose to present. I think very few people really express all parts of who they are. My feeling is that everyone is a mystery and I’m sure Leonard seemed to be one to most people simply because they didn’t know him. His writing is also deep – they think that the writing is a man but it was only a part of Leonard.
He was very much like a munch. He lived to study the human condition. He was devoted to that work. If someone is devoted like Leonard, they sacrifice many things. We get to raise our children, we get to be part of our families, we do all of the things that bring us and other joy. I think Leonard sacrificed many things. He wished he could have been a better father. He probably wished he could have had a long term relationship with the woman he loved. But he could never do those things because he was committed to this work.
Leonard left us in 2016. Do you recall the last time you talked to him?
Yes, it was only days before that. We spoke regularly and many times when I couldn’t sleep in the middle of the night I would text Leonard and he would text me back. He was very sick and he was starting to say goodbyes (but also making jokes about death – he couldn’t help but make a joke about it). He hoped that I would just continue to sing his songs. I said, „Of course I will. Don’t worry about that. That’s something that’s a part of me, my DNA. I will sing it. They’ll have to pull me off the stage and put me in the casket to stop me”.
When Leonard passed away your mission which started about ten years earlier got different meaning. Why do you still sing Cohen’s songs?
I sing them because I have to. That’s the only reason for me to do anything in music. Just because I feel the emotional need to do it. I’m not a big artist so I don’t have giant production companies telling me that I have to sing my biggest hits for the public in order to make money. Luckily, I can do only what I am passionate about.
I think that’s the key to why you are such an incredible artist. I was thinking about you and Leonard and I think that you are similar to him in one way – you are singing so passionately that the poetry you sing is mysterious and magical.
I think as a singer I’ve always been obsessed with beautiful lyrics and melodies. I don’t think I could have been a singer of disco music. All those different genres have their value. And certainly I love dance music. But I would’ve never done that because for me it’s all about the lyrics and the melodies – and the passion behind them both when they come together.
Another thing that is incredible in your work is that you’re putting together so many worlds. You are inspired by South America, the Spanish language, Cohen, even by paintings – for instance Frida Kahlo. What is the key to do it as you do it?
In America they had taken everything important out of school – for example art. That’s why now we have those terrible shootings. I grew up in a time when we had art in the school. I had it also at home – my father was a musician and I guess that my mother was an artist in her heart too. I thought that art would save my life. When I had bad thoughts, when I was sad, music always was the thing that would save me. Also I had wonderful teachers in school – especially after elementary school. I remember one teacher that was so passionate about music that she almost jumped out of her chair speaking about it. That’s where my love for classical music and opera came from. It was the educational system and my family surrounded by music that showed me that art in my life is very important. From the music I went directly to other artists who made a difference – Andy Warhol, Picasso, Frida Kahlo, Diego Rivera. All these artists inspired me in many ways. Even to this day it’s important to me to do something with art everyday – look at it, draw, sing or paint something.
Do you think that music and art can heal the world?
Of course I do! We’ve seen examples of that. People in power have to place more value on that than on the desire for money. We have to put things in perspective. Only art allows us to do it.
It’s even more important in the situation when beyond the Polish border there is a war in Ukraine.
Absolutely! I was actually very concerned about it. When war started I couldn’t believe what was happening. It’s beyond my understanding that Russia has done something so horrible these days. At the beginning I was even thinking that we won’t go to the concerts. I was very worried about that. I was, and still am, also very worried about your nation which is so overwhelmed by the situation. Poland has stepped up in a big way accepting the refugees. And I am so happy that our show was not canceled due to war and that we can come and do a little healing together.
Why did you choose Lublin to perform?
That was a choice my agent made. She put together this tour for me. That’s my first big European tour. Two years ago, as COVID spread, we had to make it much smaller. Now the number of shows has doubled.
I don’t know whether you know that but once I went to Jewish cemetery that we have in Lublin and talked to a man who takes care of it. He told me that on this graveyard some of Cohen’s ancestors are laid to rest.
Oh! I believe it! In my family, on my mother’s side, we had some austrian-hungarian Jews so I think that Coehns had family all over that area. But never heard that – that’s very interesting.
I must also say that in Poland Cohen is quite iconic. I even read that in the 80’s he was better known here than in Canada. We had some poets that translated Cohen’s poetry into polish and were singing it. I even told my friends that I was going to interview you and as I told them that you were the choir in “Dance me to the end of love”, they were truly amazed. We all know this characteristic melody.
Oh wow! That concert certainly will be fun. I’m looking forward to it.
Now you’re touring in Europe – Poland, England, Ireland, Denmark, Belgium… What’s next? What are your other plans for the near future?
Interestingly enough my husband and I have an idea that we will find a place to live in Europe and leave the United States. Just because I feel in Europe there is more openness to a lifestyle, art and culture. We have been in Barcelona for three weeks now. Our friend, Jackson Brown, gave us his apartment in Barcelona so we could stay and be part of the community. In the streets and plazas people are talking with each other. There are kids running. There is a strong sense of community. And what’s most important there is music on the streets. That is how I see my future life. In the US everyone is working so hard because, unlike in Europe, we don’t have healthcare or public education for our children. My idea is to move in here and live the life I always dreamed of…