Wstałam 4 czerwca i poczułam się mniej więcej tak samo, jak 24 lutego. Znowu słyszę o bombach i czytam wielkie deklaracje. Wszystko jak przedruk z wiadomości, które puszczano w świat 101 dni wcześniej.
Może mamy wgląd w trochę większą liczbę opowieści – to już nie jeden reportaż o zbombardowanym budynku. To już nie jeden filmik od żołnierza, który wyrusza na front i mówi, że się nie boi. To już nie jedno porzucone, zmasakrowane ciało utrwalone na zdjęciu. Pomnóż 101 razy tysiące historii.
Do tej pory o to, jak wspominają pierwszy dzień wojny, pytałam tylko Ukraińców. Ale przecież przeżyliśmy go też my, Polacy. I baliśmy się o swoich ukraińskich przyjaciół, i to jak będą znosić myśl o tym, że na ich rodzinne domy mogą zaraz spadać bomby. Baliśmy się o to, że to tak blisko i że „tuż obok” może zaraz zamienić się na „tutaj”. Wkurzaliśmy się na siebie samych, bo przecież trzeba pójść na studia, do pracy i do sklepu po bułkę, ale nic już nie ma większego znaczenia, bo OBOK. JEST. WOJNA. I ktoś nie ma ani studiów, ani pracy i być może nie ma już nawet bułki.
Jest ten strach, który czuje tylko mieszkaniec Ukrainy od 24 lutego i to poczucie niesprawiedliwości, który od wtedy może poczuć tylko mieszkaniec Polski.
Czy gdzieś tam, za Suwałkami, za Chełmem, za Zamościem i Przemyślem stoi dziwny mur, a nad nim megafony nadające na zapętleniu komunikaty? Może gdy stoisz po jednej stronie słyszysz troskliwy głos: “jesteś bezpieczny”, bo “jesteś w Unii, jesteś w NATO”, bo “ktoś nie da Ci zrobić krzywdy”, a gdy przejdziesz parę kroków za Dorohusk i Medykę: entuzjastyczne “Ukraino, chcemy Cię wśród nas”, przeplatane z mechanicznym “nic nie dzieje się z-dnia-na-dzień”. Z megafonem nie podyskutujesz, ale trudno nie rzucić w przestrzeń pytania, a co dzieje się ze-sto-pierwszego-dnia-na-dzień?
Niech ktoś mnie weźmie na tę granicę i pokaże ten przedziwny, krzyczący mur. Niech pokaże mi te zupełnie różniące się od siebie łąki i kwiaty. Zupełnie inne ode mnie dziewczyny, które chodziły po ukraińskich ulicach za swoimi sprawami tak jak ja chodzę po tych polskich. Może zrozumiem, gdzie kończy się Ukraina, a gdzie zaczyna Europa?