Strach
Czarna ręka łapie mnie za gardło, należy do osoby, która krzyczy na mnie, używając niezrozumiałych słów. Wyrywam się i krztuszę własnymi łzami. Uciekam, ale nie wiem dokąd, upadam na łóżko i dotykam ściany, krzyczę. Postać liczy do 10 – te sekundy to czas, w którym mam się uspokoić – przestać płakać. A jak nie, to grozi, że mnie uderzy. Już zamachuje się ręką, a ja odcinam się od rzeczywistości i czuję, jak spadam w dół.
Między innymi tak wygląda przemoc w polskich domach. „Czarna ręka” w opisanym przypadku należała do ojca, głowy rodziny. Wspomniana osoba nazywa się już ofiarą przemocy domowej bez zawahania, bo dostała tę informację na papierze, zobaczyła wyrok sądu ze swoim imieniem i nazwiskiem w treści wyjaśnień, a jej ojciec dostał karę dwóch lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat i zakaz zbliżania się do niej i jej matki.
Zanim jednak wskazana osoba nabrała pewności, że to, co spotyka ją codziennie w domu, jest krzywdzące i nazywa się agresją i przemocą, minęło kilkanaście lat, a po drodze musiało wydarzyć się kilka kluczowych rzeczy. Mam nadzieję, że przytoczenie tych kwestii pozwoli Wam zareagować, kiedy Was lub kogoś w Waszym otoczeniu dotknie przemoc domowa.
Sprzątanie po burzy
Wyobraźcie sobie miasto z samego rana po nocnej burzy. Na ulicach i chodnikach jest mnóstwo porozrzucanych gałęzi, kilka przewróconych drzew, uliczne śmietniki wyrwane z betonu, przewrócone na drogę. Tak samo wygląda życie osoby, która zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że doświadczyła przemocy, a jej głowa nie działa w zupełnie zdrowy sposób. W miastach taką poburzową katastrofą zajmują się służby porządkowe, straż pożarna, a w przypadku doświadczenia krzywdy, wszystkimi kłodami na swojej drodze musisz tak na prawdę zająć się sam/a/o. Są jednak osoby i instytucje, które mogą Ci w tym pomóc.
I bardzo dobrze, jeśli doświadczając krzywdy, już teraz potrafisz powiedzieć, stwierdzić, że coś jest nie w porządku. Przyznać przed samym sobą, że dotyka nas krzywda, nie jest łatwo. Nikt nie uczy nas w szkole rozpoznawać, które zachowania są dobre, a które krzywdzące. Wyjaśnienie, czym jest dobro i zło, kończy się na obrazkach dotyczących śmiecenia w lesie i pomocy starszej kobiecie w zaniesieniu zakupów.
Edukacja o tym, że przemoc domowa istnieje, niestety w przeważającej większości przypadków kończy się na podaniu numeru telefonów zaufania.
Jako osoba do tej pory zajmująca się głównie informacją, czuję ogromną potrzebę podania danych i przykładów takich przypadków, jednak znakomita większość moich rozmówców wolałaby pozostać anonimowa. Za przykład marnej jakości postawy systemu państwa w stosunku do przemocy domowej niech posłuży relacja Joanny Gzyry Iskandar, rzeczniczki Centrum Praw Kobiet.
Iskandar przedstawia statystyki, zgodnie z którymi co roku w naszym kraju od 450 do 500 kobiet traci życie w związku z przemocą domową (w tym także z powodu samobójstw). I dodaje, że w większości były to osoby, którym można było wcześniej pomóc – posiadały Niebieskie Karty, zgłaszały policji krytyczne sytuacje w domu, prosiły o interwencję. Nagłaśniając te liczby, CPK unaocznia niewydolność służb i instytucji, które miałyby reagować w przemocowych sytuacjach.
Ostatni raport Najwyższej Izby Kontroli wskazuje natomiast, że jedynie 45% samorządów w Polsce realizuje swój ustawowy obowiązek w postaci udostępnienia usługi interwencji kryzysowej w formie np. domu tymczasowego i opieki psychologa. Co więcej, na samym początku pandemii Centrum Praw Kobiet odbierało dwa razy więcej telefonów w ramach linii interwencyjnej niż przed koronawirusem. Jednocześnie policyjne statystyki wskazują, że liczba założonych w tym czasie Niebieskich Kart spadła, co jasno wskazuje na niewydolność systemu lub celowe zaniechanie odnotowywania przypadków przemocy.
– Kobiety szukające pomocy w CPK skarżyły się, że policja odmawiała im przyjazdu na interwencję, usprawiedliwiając się nakładem obowiązków w związku z pandemią, między innymi koniecznością kontrolowania osób przebywających na kwarantannie – przytacza Joanna Gzyra-Iskandar.
Prawda jest po Twojej stronie
Zaczęłam pisać o tym, jak działa, a w zasadzie jak nie działa część systemu pomocowego w naszym kraju, a jednak nie taki był punkt wyjścia mojej wypowiedzi.
Zaczęliśmy od początku, czyli od tego, że zanim będziemy w ogóle myśleć o szukaniu pomocy dla siebie lub osoby z naszego otoczenia, musimy zdawać sobie sprawę, że tłuczenie naczyń zaraz przy naszych stopach podczas kłótni, zamykanie za karę w pokoju, zabranianie kontaktów z bliskimi, odcinanie od środków finansowych, popychanie, wyjmowanie drzwi z zawiasów, by odebrać prywatność, grożenie wysłaniem do szpitala psychiatrycznego, odliczanie czasu z wymuszeniem uspokojenia się kiedy płaczemy, wyzywanie, szarpanie, nie wpuszczanie do domu bądź wyganianie z domu członka rodziny – to wszystko są przykłady przemocy domowej: psychicznej, fizycznej, ekonomicznej i innych. W przypadku każdej z nich mamy prawo reagować. Wskazane przykłady i im podobne dotyczą wszelkich konfiguracji koligacji rodzinnych. Nie tylko ojciec – dziecko, partner -partnerka , matka – dziecko, ale również i innych, i mniej oczywistych.
To, co mi pomogło, to zobaczenie, że rodzina może wyglądać inaczej. Spędzenie czasu z rodziną przyjaciółki, której bardzo dziękuję za to, że wpuścili mnie przez swoje drzwi do swojego życia.
I w tym momencie dochodzę do przyznania się przed samą sobą i przed Wami, którzy to czytacie, do problemu, który od miesięcy siedzi mi z tyłu głowy. Czy pisząc o przemocy z pozycji ofiary, jestem wystarczająco obiektywna? Czy mam prawo o tym pisać? Czy ktoś przypadkiem nie zarzuci mi, że kłamię i co zrobić, kiedy do tego dojdzie?
Pamiętaj, to nie Twoja wina
Najciekawszy z tego co wymieniłam na końcu ostatniego akapitu jest problem zarzucenia kłamstwa. Osoby doświadczające przemocy często słyszą od oprawców, że przesadzają, że to ich wina, że podnieśli na nich głos, czy rękę. Nigdy, absolutnie nigdy w to nie wierzcie. Trudno jest oddzielić to co rzeczywiste, od projekcji, które manipulujący rodzic, czy narcystyczny partner wstrzykują nam codziennie pod skórę – że nam się wydaje, że do niczego przecież nie doszło, że kłamiemy, a później, kiedy podejmujemy działanie pomocowe – że to my niszczymy związek, rodzinę. Te słowa najczęściej wynikają z lęków i nieprzepracowanych traum oprawców, którymi sami muszą zmierzyć się na terapii, a to, jak one zadziałają na nas samych jest naszą decyzją. Odcięcie się od chęci pomocy naszemu oprawcy i myślenie, że „on/a się zmieni” to już oddzielna historia.
Na koniec, do wszystkich, którzy dosłownie chowają się ze strachu w szafach, zastanawiają co mogą powiedzieć w domu na głos, żeby nie doprowadzić do awantury, do tych, którzy przed spotkaniem z domownikiem zastanawiają się w jakim będzie stanie, czy będzie wesoły, czy zdenerwowany i jak go uspokoić, do tych, którzy codziennie się boją, mówię – to się w końcu kiedyś skończy. Masz prawo o siebie zawalczyć. Cały świat czeka na Ciebie.