W Sokołowsku przywitały mnie piękne, materiałowe banery z cytatami i ten miejscowy głos ulicy już wiele o tej wsi mówi. “wybrałem i nie da się tego cofnąć”…
No gdzie jeszcze widzieliście takie piękne manifesty, w formie i w treści? Może to na ich widok przyjezdni zapominają o całym świecie i z uporem maniaka szukają domu na sprzedaż, w którym mogliby zamieszkać i ułożyć sobie życia – po prostu chcą sobie żyć z tymi myślami pobrzmiewającymi w głowie trochę dłużej niż jeden dzień, jak ja miałam okazję.
“nie mogę sobie wyobrazić życia bez polski”
– czytam na drugim z banerów i myślę, że w Sokołowsku ma to wymiar trochę szerszy. Po 1945 roku wysiedlono stąd ludność niemieckojęzyczną. Na ich miejscu zamieszkali polscy przesiedleńcy. A jeszcze chwilę przedtem drugie Sokołowsko chciał w Zakopanem zrobić Polsce Tytus Chałubiński, zainspirowany niemieckim uzdrowiskiem. Chyba się nie udało, w każdym razie nie do końca. .
Nie da się nie zauważyć, że zaledwie pół godziny od tego miejsca jest już granica z Czechami i wieś leży w samym środku Sudetów. Spójrzcie na te domki i powiedzcie mi, czy nie wydaje Wam się, jakby ktoś przed uzyskaniem efektu końcowego chodził z tym niewielkim pędzelkiem, który znamy z lekcji plastyki i dopracowywał każdy milimetr tego uroku?
To piękne jak w przygranicznych miejscowościach mieszają się te wszystkie narodowe szczegóły i szczególiki. Zupełnie w taki sam sposób dwa sokołowskie wilki kłócą się ze sobą na wiejskich ulicach. To przecież licząca niecały tysiąc mieszkańców wieś, ze wszystkimi swoimi problemami. Z kilkoma sklepami, które zamykają się na przykład o 15:00, a ich szyldy pamiętają dobrze nasze dzieciństwa. Z antykwariatem, który właściciel otwiera, gdy zadzwoni się dzwonkiem.
I z drugiej strony, to przecież w tym samym miejscu goszczą wybitni artyści. Niektórzy z nich wracają, żeby zostać na stałe. Niewiele wsi może poszczycić się klimatyczną kawiarnią, w której przeczytasz Norwida, popatrzysz w płomień świeczki palącej się w butelce po winie, a kawę wypijesz z pięknej porcelany w wygodnym fotelu “uszatku”. Śmiejcie się lub nie, ale w takim miejscu, wgapiając się w ten inny, zachmurzony świat za wielkim oknem, nietrudno poczuć się jak w jakimś polskim Twin Peaks. Dodajcie do tego deszcz, który – jak się już później dowiedziałam – jest charakterystyczny dla regionu.
“kiedyś byli świetni reżyserzy, których dziś już nie ma”
Więc niech żyją świetne festiwale pod ich imieniem, jak letnie Hommage a Kieślowski.
Nie zobaczycie sokołowska w bardziej adekwatnej oprawie, niż gdy festiwalowym życiem i przypomina dumnie, co dobrego dla tej kultury robi. Bo nie tylko pojawia się jako tło do wybitnych książek Bator i Tokarczuk, staje się domem i ulubionym miejscem wybitnych artystów.
Wieś wychowała nam też wybitnego reżysera, Krzysztofa Kieślowskiego – spacerując natkniesz się gdzieniegdzie na pamiątkowe tabliczki – “w tym domu mieszkał”, główny skwer nazwany jego imieniem, a w sierpniu też na prawdziwe święto kina, na jego cześć.
Sprawdźcie Hommage a Kieślowski przed najbliższą edycją i zapiszcie sierpniową wycieczkę do Sokołowska w kalendarzach. Choćby krótką!
Współpraca: Michał Chodacki