Drużyna, czyli o czternastu takich którzy zostali wicemistrzami świata

Drużyna to słowo klucz tegorocznych mistrzostw świata. Słowo, którego znaczenie podkreślali zawodnicy, sztab szkoleniowy i kibice. Pojedyncza jednostka nie jest w stanie wygrać meczu; tak samo jak nie przegrywa go jedna osoba. To zespół ponosi odpowiedzialność za porażkę i odpowiada za radość po zwycięstwie. Niewątpliwie każdy z polskich siatkarzy dołożył cegiełkę do sukcesu, jaki udało się osiągnąć. Bo to należy podkreślić – zdobycie srebrnego medalu mistrzostw świata jest sukcesem. Czy były apetyty na więcej? Oczywiście, że tak – zawsze mierzymy wysoko, ale nie można umniejszać wartości tytułowi wicemistrzowskiemu. 

Rozgrywający 

Marcin Janusz i Grzegorz Łomacz układali grę zespołu. Ten pierwszy zadebiutował na mistrzostwach świata, a mimo to trener Grbić zdecydował się mianować go podstawowym rozgrywającym. Łomacz natomiast pełnił funkcję zastępcy – podobnie jak na turnieju w 2018 roku, kiedy to Biało-Czerwoni sięgnęli po złoto. Zawodnik bełchatowskiej drużyny zaakceptował bycie drugim sypaczem co umożliwiło stworzenie dwóch spójnych par na linii rozgrywający-atakujący i rotację składu za pomocą podwójnej zmiany. Janusz przez większość turnieju grał po przekątnej z Kurkiem, natomiast Łomacz posyłał piłki na prawe skrzydło do Kaczmarka. 

Atakujący 

Kapitan Biało-Czerwonych Bartosz Kurek i grający w ZAKSIE Łukasz Kaczmarek stanowili trzon ofensywy Polaków na tegorocznym turnieju. Kurek – wielki nieobecny mistrzostw świata w 2014 roku, a zarazem złoty medalista sprzed czterech lat, był tym bardziej doświadczonym. Jako kapitan spajał grę zespołu – motywował kolegów i bronił członków drużyny, kiedy media i kibice rzucali w ich stronę nieprzychylne komentarze. To on rozpoczynał spotkania w podstawowej szóstce, a w słabszych momentach mógł liczyć na wsparcie ze strony Kaczmarka. Zawodnik z Kędzierzyna-Koźla zadebiutował na mistrzostwach świata, a mimo to potrafił odmienić grę zespołu w kluczowych momentach. Kolokwialnie mówiąc, “nie pękał” i nie bał się huknąć z prawego skrzydła. 

Środkowi 

Razem z przyjmującymi stanowili najliczniejszą grupę w polskim zespole i – tak samo jak w przypadku lewoskrzydłowych – rywalizacja o miejsce w kadrze na tej pozycji była zacięta. Ostatecznie trener Nikola Grbić postawił na mieszankę młodych i tych bardziej doświadczonych zawodników, powołując Mateusza Bieńka, Jakuba Kochanowskiego, Karola Kłosa i Mateusza Porębę. Debiutant, Mateusz Poręba, jak sam mówił, nie miał zbyt wielu okazji do grania, ale bardzo się cieszył, że mógł być częścią sukcesu polskiej drużyny. Mimo że na boisku nie spędził za dużo czasu, to trenował tak samo ciężko jak koledzy. Nie znalazł się w kadrze wicemistrzów świata przypadkiem – on sobie to miejsce wywalczył. Karol Kłos – najbardziej doświadczony z polskich środkowych, złoty medalista MŚ 2014. Nie był podstawowym zawodnikiem na tegorocznym turnieju, ale wspierał kolegów i pomagał budować silny, wspierający się zespół. W wypowiedziach na temat turnieju podkreślał, że bardzo docenia szansę pojawienia się w zespole po ośmiu latach od zdobycia tytułu mistrzowskiego. Kochanowski i Bieniek – członkowie podstawowej szóstki, którzy cztery lata wcześniej stanęli na najwyższym stopniu podium. Obaj dopisywali na konto Biało-Czerwonych punkty nie tylko atakiem, ale również zagrywką i blokiem. Bieniek został wybrany najlepszym środkowym turnieju. 

Przyjmujący 

Aleksander Śliwka, Tomasz Fornal, Bartosz Kwolek i Kamil Semeniuk to lewoskrzydłowi, których zdecydował się powołać Grbić. Wybrany skład wzbudzał wiele kontrowersji i dyskusji wśród ekspertów. Przyjmujący udowodnili, że decyzja trenera nie była przypadkowa i mieli duży wkład w sukces drużyny. – Olek Śliwka wygrał nam ten mecz – tymi słowami kapitan Orłów podsumował występ przyjmującego w ćwierćfinałowym spotkaniu z USA. Fala krytyki, która spłynęła na Śliwkę po występach na MŚ, była zatrważająca. Ludzie krytykowali dosłownie wszystko: za słaba zagrywka, za dużo kiwek, za mało ataków w punkt. Masa komentarzy, które mówiły, że w wyjściowej szóstce powinien być Fornal, a Olek powinien siedzieć na ławce. Niewątpliwie spotkanie ze Stanami Zjednoczonymi udowodniło jednak, że zawodnik ZAKSY zasłużył na zaufanie trenera i był mocnym ogniwem drużyny wicemistrzów świata. Kamil Semeniuk debiut w kadrze zaliczył raptem rok temu i zagrzał w niej miejsce na dłużej. Podczas MŚ był zawodnikiem podstawowej szóstki; oprócz punktów z ataku wielokrotnie brylował zagrywką w kluczowych momentach. Jego postawa została doceniona nie tylko przez trenera i kibiców, ale również przez włodarzy FIVB. Semen został wybrany najlepszym przyjmującym turnieju. 

Fornal i Kwolek – członkowie “drużyny złotych juniorów” z 2017 uzupełnili skład lewoskrzydłowych. Kwolo bronił tytułu wywalczonego w 2018 roku, natomiast Tytus debiutował na seniorskim turnieju o mistrzostwo globu. Wchodząc na boisko, potrafili odmienić losy seta, nie wstrzymywali ręki na zagrywce i pewnie bronili ataków rywali. Dopełnili grę kolegów z podstawowej szóstki i przyczynili się do zdobycia srebrnego medalu. 

Libero 

Jak to jest być dwukrotnym mistrzem świata? Wie to Paweł Zatorski – członek drużyny złotych medalistów z 2014 i 2018 roku. W czasie turnieju pompowano balonik, że trzeci raz z rzędu zostaniemy zwycięzcami i trzeci raz mistrzem mógł zostać właśnie on. Nie udało się, przegraliśmy – Włosi okazali się lepszym zespołem. Zatorski razem z debiutującym Popiwczakiem rozegrali bardzo dobry turniej. Zarówno przyjęcie i obrona w ich wykonaniu była na bardzo dobrym poziomie, co pozwalało Polakom wyprowadzać skuteczne ataki, a rywalom utrudniało zdobywanie bezpośrednich punktów. 

Ten turniej zbudował drużynę, która w przyszłości ma szansę osiągnąć wiele. Drużynę, w której skład wchodzą nie tylko zawodnicy, ale również trenerzy i cały sztab osób pracujących na sukces zespołu. Trzeba jednak przyznać, że Włosi byli lepszą ekipą i to zwycięstwo im się należało. Mimo wszystko zostaliśmy wicemistrzami świata – trzeci raz z rzędu przywieźliśmy z tej imprezy medal.

Drużyno, jesteście wielcy. 

___

Alicja Rejowska – Na co dzień studiuje dziennikarstwo i komunikację społeczną i pracuje. Kierunek studiów wybrała nieprzypadkowo – od liceum zamierzała wiązać z tym swoją przyszłość. Kocha sport, szczególnie siatkówkę, biathlon i tenisa. Głównie w tym kierunku tworzy. Lubi poczytać dobrą polską poezję i posłuchać alternatywnych brzmień.Ilustracja: Izabela Wojtanowska – Absolwentka liceum plastycznego. W wybranej szkole jedyne, co ją interesowało, to fotografia i język polski. Jej pasjami są historia, psychologia, muzyka, oraz pisanie przekleństw, które są ubrane w piękne słowa. Jest osobą bardzo wrażliwą i empatyczną, więc płacze nawet na komedii. A z tych dobrych rzeczy, to kocha pieski i kawę.