Już od wieków sztuka obrazuje zwierzę jako istotę podległą człowiekowi. Jest ono środkiem transportu, narzędziem, pożywieniem. Zapewnia rozrywkę i często traktowane jest jak worek treningowy. Jest użyteczne, ale gdzie w tym przyjaźń i miłość? Skolimowski w nagrodzonym przez jury na festiwalu w Cannes filmie, podejmuje temat i w rozbuchanym emocjonalnie obrazie apeluje o empatię, czułość i troskę wobec naszych braci.
„IO” jest kinem drogi. Ukazuje podróż osła, której przyświeca wspomnienie jedynej czułej dla niego osoby, Kasandry (Sandra Drzymalska). Wędrówka nie jest usłana różami, a cierpieniem, łzami i krwią. IO w jej trakcie zostaje wielokrotnie zniewolony i z każdym krokiem zdany na łaskę i niełaskę (w przeważającym stopniu) człowieka. Wędrujący styka się z różnymi postawami ludzi oraz rożnymi formami okrucieństwa – chociażby scena po meczu lub postacie Mateo vs. Vito (droga do rzeźni vs. troska i droga do domu we Włoszech). Trasa tytułowego bohatera zaczyna się w cyrku (kolejna forma przemocy – „tresura to tortura”), przez włoskie ziemie, a kończy się…
Artystyczny polski kandydat do Oscara prowadzi historię z perspektywy tytułowego osła. W przeciwieństwie do większości produkcji ze zwierzętami, tutaj ludzie są symbolami. Ich historie zwykle są urwane i stanowią tło dla kina drogi. Ważnym aspektem jest tu również technologia. Są dwie symboliczne sceny, które zwracają uwagę na ten problem: scena z martwym ptakiem zabitym przez wiatrak oraz robotem imitującym zwierzę. Pojawiają się obrazy w czerwonej barwie, która wzbudza w widzach grozę oraz skojarzenie z francuskimi filmami Gaspara Noe.
Śledząc perypetie IO boleśnie dotyka nas wojna, jaką prowadzą ludzie ze zwierzętami. IO ciągle jest ograniczany przez sznury, a także wieziony na pewną śmierć. Każda taka podróż może okazać się tą ostatnią, dlatego tak często dostrzegamy jego łzy. Łzy, które stanowią przerażająco smutną istotę dzieła Skolimowskiego. Kadry, które je obrazują, są cały czas ze mną i wątpię, bym kiedykolwiek był w stanie wyzbyć się ich z pamięci.
Historia tytułowego bohatera przywodzi na myśl biblijną przypowieść. Przypowieść w duchu starotestamentowego cytatu – „jak baranek na rzeź prowadzony”. Dostajemy postacie dobre, dzięki którym bohaterowi udaje się uwolnić i trzymać przy życiu, oraz postacie złe, które starają się go zniewolić lub zabić. Obserwujemy człowieka rządzonego przez instynkty, które powszechnie przypisuje się wyłącznie zwierzętom i zapomina przy tym, że ludźmi także one kierują. Zwierzęta, którym zabiera się swobodę i wolność, stają się agresywne wyłącznie w trosce o swój byt. Zwierzę nie jest z natury agresywne, gdyż agresja stanowi reakcję na złe traktowanie i jest bronią w walce z oprawcą.
Cieszę się, że Polska walczy o nominację do Oscara właśnie z tym dziełem. Z jednej strony jest to kino apelu poruszające temat zapominany i zaniedbywany, a z drugiej arthousowe, skupiające się na obrazie bez zbędnych dialogów, których w filmie jest niewiele. Mam nadzieję, że dzięki nagrodzie z Cannes oraz kandydaturze do oscarowej nominacji, film zostanie dostrzeżony i będzie o nim bardzo głośno, bo zasługuje na to, choć rani i zostawia po sobie blizny.
Miłosz Szczepanik – pasjonuje się szeroko pojętą sztuką, lecz przede wszystkim kinematografią niezależną. Marzy o tym, aby w przyszłości zostać profesjonalnym krytykiem filmowym, dlatego od października rozpoczyna studia filmoznawstwa praktycznego i filologii polskiej. Przemyśleniami na temat obejrzanych filmów dzieli się na Instagramie (@filmy.zycia), gdzie zamieszcza również wiersze, w których obnaża swoje najskrytsze emocje. Najważniejszymi dla niego filmami są przede wszystkimi „Zwierzęta nocy”, „Samotny mężczyzna” oraz „Fuga” i „Córki dancingu”.