”Coda” – głusi i ich reprezentacja

Dwudziesty siódmy marca tego roku. Dolby Theater w Hollywood. Amerykański film “Coda” niespodziewanie wygrywa oscarową galę. Produkcja, opowiadająca o środowisku Głuchych, nie była faworytem do nagrody. A jednak… Uhonorowanie takiego obrazu jest ewidentnym zwrotem w stronę mniejszości osób niesłyszących. Akademia – świadomie lub nie – przyczyniła się do dyskusji. Dyskusji, która przynieść może zmiany w życiu tysięcy niesłyszących osób na świecie. Jakie mają potrzeby? Jakie mity o nich należy obalić? I czy “Coda” rzeczywiście może coś zmienić?

Ilustracja: Natalia Czajka

W Polsce jest ich nawet pół miliona, a mimo to są jedną z najbardziej stygmatyzowanych mniejszości. Wciąż pokutują stereotypy utrwalane przez dekady, a prawda o Nich, choć powoli dochodzi do społecznej świadomości, nadal pozostaje nieznana. Ich cechy wyróżniającej nie widać gołym okiem. Nie są krzykliwi. Swoje potrzeby komunikują w inny sposób. O swoje prawa walczą nieco inaczej.

Osoby G/głuche i niedosłyszące są w Polsce tematem tabu. W przeciwieństwie do osób niewidzących czy z niepełnosprawnością ruchową, ich prawa traktowane są, nawet przez działaczy w pełni świadomych potrzeby zmian, marginalnie. Niewiele osób wie o tym, jak zróżnicowaną mniejszością są. Mała część społeczeństwa zdaje sobie sprawę, że mają własną, bardzo bogatą tożsamość kulturową. I choć w ostatnich miesiącach zaczęto coraz częściej podnosić temat reprezentacji Głuchych choćby w kulturze, nadal istnieje potrzeba obalania mitów na Ich temat.

Nie są niepełnosprawni

Mówiąc o osobach Głuchych, należy pamiętać o nader ważnej kwestii. Nie stanowią oni mniejszości ze względu na niepełnosprawność. Bo w końcu według Słownika Języka Polskiego PWN, niepełnosprawny to „nieosiągający pełnej sprawności fizycznej lub psychicznej”. A przedstawiciele tej mniejszości mogą być w pełni aktywni fizycznie, zawodowo czy społecznie. Jaką są zatem mniejszością?

            „To mniejszość kulturowo-językowa” – mówi mi Małgorzata Czajkowska-Kisil, współzałożycielka i obecna prezeska Stowarzyszenia Coda Polska (zajmującego się kwestią słyszących dzieci niesłyszących rodziców). Niesłyszący posługują się swoim własnym językiem, jakim w przypadku Polski jest Polski Język Migowy, i żyją w odrębnej, rządzącej się swoimi prawami kulturze. Pod tym względem nie różnią się od innych mniejszości kulturowych – romskiej, śląskiej czy kaszubskiej. Novum jest tu przede wszystkim to, że naturalny język g/Głuchych, PJM, różni się tym od tych innych mniejszości, że opiera się na języku wizualno-przestrzenny. To też sprawia, że w mentalności Głuchych odróżnia się pod tym względem od Romów czy Kaszubów.

            Mniejszość Głuchych, jak każda grupa społeczna, jest mocno zróżnicowana, co często umyka opinii publicznej. Najczęściej wybierana jest najprostsza droga klasyfikacji osób z tej społeczności jako tych, którzy po prostu urodzili się z uszkodzonym słuchem. Ewelina Waląg, literaturoznawczyni, nauczycielka i edukatorka filmowa, w swojej pracy zajmująca się kwestiami równościowymi, mówi mi, że nie jest to pełna prawda. „Przynależą do tej grupy zarówno osoby głuche, z punktu widzenia medycyny nieposiadające słuchu, jak i ogłuchłe, które żyły kiedyś w świecie słyszących. Ale także osoby niedosłyszące i słyszący, którzy rozumieją potrzeby Głuchych. A zróżnicowanie nie polega przecież tylko na tym, bo każda grupa różnicuje się także według tych ogólnych uwarunkowań”. Waląg podaje mi jako przykład narodziny feminizmu. „Najpierw unaoczniono różnymi metodami potrzebę praw kobiet. Potem dopiero zaczęto wchodzić głębiej w to, że same kobiety też różnią się między sobą – pochodzeniem, orientacją psycho-seksualną, poziomem sprawności fizycznej”. Do zrozumienia potrzeb Głuchych, podobnie jak w przypadku równości płciowej, kluczowe jest dostrzeganie tego, że każda z grup jest złożona z mniejszych, dzielących się dalej na kolejne. A więc inaczej mówiąc – wyzbycie się stereotypowego myślenia o podziale: w tym przypadku słyszący-niesłyszący.

            Ale zmiana potrzebna jest też na poziomie języka. Współcześnie odeszło się od stwierdzenia „głuchoniemy”. Bo przecież Głusi mają swój język. Nie są pozbawieni zdolności mowy. Co więcej, ich życiu codziennemu i komunikacji towarzyszy mnóstwo dźwięków. Mówienie o ciszy jest więc raczej sentymentalizowaniem głuchoty. Ponadto językoznawcy często zwracają uwagę na podkreślanie osobowości przedstawicieli mniejszości. Zamiast „głuchoniemi” lepiej jest więc używać słów „osoby głuche”. Już ta drobna językowa zmiana podkreśla niezależność społeczności.

Są stygmatyzowani przez ludzi i państwo

Niestety w Polsce współcześnie dopiero zaczyna się wspomniana zmiana myślenia. Głusi w naszym kraju, zanim w ogóle myśleć zaczną o walce z mentalnością, zmierzyć muszą się z szeregiem problemów i barier systemowych.

            Przyjrzyjmy się choćby kwestii pracy. Według agencji Praca bez Barier ponad 80% g/Głuchych w Polsce wykluczonych jest z rynku pracy. I nie jest to tendencja ogólnoświatowa. Średnia europejska jest o ponad połowę mniejsza. „Są zawody niedostępne w Polsce dla osób głuchych, które wykonują one z powodzeniem w innych krajach” – wyczytać można w Raporcie „Osoby Głuche w Polsce. Wyzwania i rekomendacje” z 2020 roku. A przecież stała praca jest kluczowa dla integracji społecznej Głuchych. Umożliwia samorealizację i osiągnięcie niezależności.

            Powodów doszukiwać się można głównie w niezrozumieniu potrzeb Głuchych i braku wiedzy na ich temat. „Stereotypowe podejście do głuchych, nieprzygotowanie pracodawców do ich zatrudnienia…” – wymienia się we wspomnianym Raporcie. „Niewiedza jest gigantyczna. Ludzie, którzy nie wiedzą, są niepewni. Boją się. To jest główny problem. Tak naprawdę wszystkie problemy osób głuchych mają swoje źródło w niewłaściwej komunikacji z nimi” – przekazuje mi przez telefon Barbara Imiołczyk, jedna z autorek Raportu i współprzewodnicząca Komisji Ekspertów ds. Osób Głuchych przy Rzeczniku Praw Obywatelskich. Jak okazuje się, w dużej mierze winny jest temu polski system prawny.

            „W Polskiej telewizji ogranicza się programy z tłumaczem języka migowego. Nadal nie ma praktyki nadawania z napisami. Na Zachodzie natomiast, przykładowo w Belgii, nawet programy interwencyjne mają napisy. Oczywiście – to jest pewien koszt. W Polsce jednak Głusi zwolnieni są z płacenia abonamentu. W Belgii muszą go płacić” – mówi Małgorzata Czajkowska-Kisil i dodaje, że ta praktyka pozwala na osiągnięcie niezależności. Kolejnym europejskim przykładem są Węgry, gdzie język migowy swoją rangę ma zagwarantowaną w Konstytucji. Dzięki temu otoczony jest specjalną opieką państwa jako dobro kultury węgierskiej. W Polsce takiej praktyki próżno jest szukać. W polskiej ustawie zasadniczej o Głuchych nie pada ani słowo.

            Problemów systemowych jest jeszcze więcej. Niedostępność opieki psychiatrycznej, terapii uzależnień, nadużycia w kwestii przemocy, nieliczni wykwalifikowani tłumacze PJM, ograniczony dostęp do ochrony zdrowia czy choćby palący problem dzieci Koda. Nad tymi problemami powinno pochylić się państwo. Władza jednak, oprócz przyjmowania kolejnych niezbyt pomocnych ustaw, nie robi nic. Aktywnym w tej kwestii zdaje się być jedynie Rzecznik Praw Obywatelskich. Bo w końcu w tym przypadku mamy do czynienia nie tylko z dyskryminacją, ale z łamaniem praw obywatela, a nawet człowieka.

Mają własną kulturę, która potrzebuje promocji

Czy istnieje recepta na tę sytuację? Rozwiązania powinny być najpewniej dwutorowe. Propagowaniu zmian w mentalności Polaków powinna towarzyszyć systemowa reakcja państwa. Na to drugie niestety, przynajmniej na dziś, nie mamy bezpośredniego wpływu. Pierwsza kwestia z kolei może, a nawet powinna być realizowana, poprzez reprezentację w masowych mediach. To powoli staje się faktem.

            Najbardziej unaoczniła to sytuacja z tegorocznych Oscarów. Najlepszym filmem roku okazała się „Coda” Sian Heder. Werdykt Akademii wywołał niemałe kontrowersje. Poddawano w wątpliwość to, czy na pewno „Coda” była najlepszą spośród nominowanych produkcji. Ponadto był to pierwszy w historii nagroda dla remake’u. Obraz Hedera jest reinterpretacją francuskiego „Rozumiemy się bez słów”. Wygrana filmu okazała się jednak niezwykle ważna dla środowiska Głuchych. Statuetka w tej najważniejszej kategorii, tak jak i wyróżnienie aktorskie dla głuchego aktora Troya Kotsura, unaoczniły na gigantyczną skalę istnienie kultury osób niesłyszących.

            Rzecz jasna, temat głuchych podejmowano już w kinie. „Dzieci gorszego Boga”, serial „Sue Thomas: Słyszące uszy FBI”, niemieckie „Po tamtej stronie ciszy”, rzeczone „Rozumiemy się bez słów” czy obecny na wcześniejszej gali oscarowej „Sound of metal” to tytułu dobrze znane widzom i kinomanom, jednak traktujące głuchotę w nieco inny niż „Coda” sposób. Przede wszystkim zaangażowano w tym przypadku aktorów rzeczywiście przynależących do kultury Głuchych. „Kiedyś używana była rasistowska konwencja, w której białoskóry w filmie grał czarnoskórego. Od tego już udało się odejść. Teraz wreszcie przyszedł czas na Głuchych” – zaznacza Ewelina Waląg. „Oprócz tego kultura nie jest w tym filmie oparta tylko na języku, ale na całokształcie codzienności. Pokazanie w filmie aktywności zawodowej, dostosowania mieszkania – to wszystko oswaja osoby słyszące z osobami niesłyszącymi.” Tak samo ważne jest też to, że kwestie wypowiadane w języku migowym są tłumaczone w napisach, a nie, jak często jest to spotykane, parafrazowane przez słyszących bohaterów.

Słyszących dzieci niesłyszących rodziców jest w Polsce sto tysięcy

To wszystko, docenione na najważniejszej medialnie gali na świecie, pozwoliło pokazać, że kultura Głuchych jest czymś wartym uwagi i zainteresowania. Dało też wiele do myślenia o problemach słyszących dzieci niesłyszących rodziców.

            Bo o tym też jest ten film. W tle historii dziewczyny, która postanawia spełnić swoje muzyczne marzenia, ukazane zostają rozterki życia dzieci Koda. W Polsce, jak i na świecie, ich sytuacja nadal jest bardzo ciężka. Choć krajowe prawo kategorycznie tego zabrania, wciąż wykorzystuje się potomków w roli tłumacza – często w czasie wizyt u lekarza. Dochodzi do sytuacji dramatycznych. Dzieci w wieku kilku czy kilkunastu lat przekazywać muszą informacje o nowotworach, śmiertelnych chorobach czy kwestiach intymnych. “Nasz kolega, gdy miał jedenaście lat, wezwał karetkę do swojej mamy, która poroniła. W szpitalu wprowadzono go na porodówkę i powiedziano, że musi pomóc lekarzom. Był na sali, gdzie kobiety rodziły, krzyczały. Jego matka leżała cała we krwi. Lekarz kazał mu przekazać jej, że straciła dziecko i już nigdy więcej nie będzie mogła zajść w ciążę. Gdy opowiadał nam o tym po prostu ryczał. My razem z nim. A takich sytuacji jest naprawdę dużo” – opowiedziała mi Małgorzata Czajkowska-Kisil.

            Jeszcze inną sprawą jest to, że Kodacy są często dyskryminowani w szkołach. Zapomina się, że są dziećmi dwujęzycznymi i dwukulturowymi. Mają więc potrzeby takie same jak ich wielokulturowi rówieśnicy ze słyszących rodzin. Wielu nauczycieli boi się także konfrontacji z głuchymi rodzicami. Znów wracamy więc do bariery komunikacyjnej i słabej dostępności tłumaczeń PJM. To, co zrobić można byłoby w tej kwestii, to rozwiązania systemowe i edukacja. Może właśnie dzięki popularności „Cody” coś będzie mogło ulec zmianie?

W Polsce też istnieje kultura Głuchych

Wygrana „Cody” przypomniała światu o istnieniu Głuchych i ich odmienności kulturowej. Ta świadomość, jak już udało się ustalić, potrzebna jest też w Polsce, bo i u nas nie brak aktywności kulturalnych podejmowanych przez niesłyszących artystów. Jednym z propagatorów aktorstwa Głuchych jest Arkadiusz Bazak, aktor z Wrocławia.

            „Kiedyś próbowałem swoich sił w castingach filmowych, ale nikt nie zainteresował się głuchym aktorem – opowiada. – Dużo zmian, także w kinie, przyniosła drugie miejsce Iwony Cichosz w „Tańcu z gwiazdami”. Bazak angażuje się zarówno w aktorstwo teatralne, jak i recytacje czy tworzenie piosenek. Jest jednym z najprężniej działających głuchych twórców w Polsce. Na swojej drodze często spotyka się z niezrozumieniem. „Obecny świat kultury Głuchych jest trudny do zrozumienia dla osoby słyszącej. Trudno jest być głuchym aktorem. Odbiór w środowisku jest różny. Niektórzy są zainteresowani tym, co robię. Inni pytają „po co ci to?”.

            Byłem bardzo ciekaw zdania Bazaka o „Codzie”. Tak jak dla wielu przedstawicieli świata Głuchych, wygrana filmu była dla niego powodem do radości. „Takie filmy zaznaczają obecność nas w świecie. Świat ciszy przenika do świata dźwięków. To dobry kierunek, bo możliwa staje się akceptacja Głuchych i uwrażliwienie na nich.” Artysta zwraca jednak uwagę na to, że żeby tego typu produkcje powstawały, musi istnieć chęć ze strony reżyserów i scenarzystów, a ta, wedle doświadczeń aktora, nie jest wcale duża – przynajmniej w Polsce.

***

Jeśli głównym problemem osób głuchych jest brak wiedzy społeczeństwa na ich temat, to głównym lekiem na to jest reprezentacja i promocja potrzeb środowiska. I co do tego wszyscy moi rozmówcy byli zgodni. Filmów takich jak „Coda” powinno powstawać dużo więcej – z zaangażowaniem głuchych twórców, którzy mają do przekazania bardzo wiele. „To jest nasz moment” – powiedział w końcu Troy Kotsur, odbierając aktorskiego Oscara. Może to właśnie kultura stanie się narzędziem w walce o zmianę mentalności. Może to za nią pójdą zmiany systemowe – także w Polsce. Zmiana już się zaczęła, ale żeby trwać mogła dalej potrzebne są pamięć i promocja.