Ministerstwo moralnej paniki [Pociąg literacki – przystanek Azja Wschodnia]

Ponownie ruszamy Pociągiem Literackim. Stacja docelowa – Singapur. Miasto-państwo w południowo-wschodniej Azji, w którym spośród wszystkich mieszkańców 70 proc. to Chińczycy. To jeden z “azjatyckich tygrysów” – krajów ze szczególnie rozwiniętą gospodarką w regionie. Pod tym względem Singapur zajmuje miejsce tuż za Japonią i pozostaje jednym z ważniejszych centrów finansowych świata.

To właśnie w Singapurze urodziła się i wychowała Amanda Lee Koe, obecnie mieszkająca w USA pisarka i autorka “Ministerstwa moralnej paniki”. Literacki debiut Azjatki został nagrodzony w 2016 roku nagrodą Singapore Book Award oraz już  w 2014 roku Singapore Literature Prize for Fiction, co czyni Amandę Lee Koe najmłodszą laureatką tejże nagrody. 

Naszą lekturę zaczynamy fragmentem artykułu o Singapurze napisanego przez Williama Gibsona, opublikowanego w magazynie “Wired” w 1993 roku: 

Czy Laurie Anderson powiedział, że wirtualna rzeczywistość nigdy nie będzie wyglądać realistycznie, póki nie zostanie opanowana technika pokazywania brudu? Singapurski port lotniczy Changi Airtropolis wyglądał tak, jakby rozdzielczością nie różnił się od świata stworzonego w jakimś wczesnym języku programowania obrazu. Brudu nie było tam za grosz; zero bałaganu, ani śladu nierównych fraktalnych krawędzi. Na zewnątrz materię organiczną, bujną jak wszędzie w tropikach, praca ogrodników zmieniała w olśniewającą zieleń i aż nazbyt doskonałe przykłady własnych form. Tylko chmury były pierzaste od chaosu – dziwaczne, podobne kolumnom konstrukcje piętrzyły się nad Morzem Południowochińskim. 

Czytając “Ministerstwo moralnej paniki” zupełnie zatopiłam się w niezwykle realistycznej wirtualnej rzeczywistości, gdzie (ten moralny) brud osiada nam gęsto na płucach i to na tyle, że lekturę trzeba co jakiś czas zamknąć. A i wtedy pozostawia nas w chmurze chaotycznie wirujących drobinek kurzu. 

Ta niepozorna różowa książeczka to zbiór czternastu indywidualnych opowiadań traktujących o ludzkich granicach przyzwolenia, o miłości przyprawiającej o łzy (bynajmniej nie ze szczęścia), o relacjach na wielu płaszczyznach. 

Każdy pojedynczy tekst, to jedyna w swoim rodzaju historia ludzkiej jednostki – jednostki podrzędnej, której potrzeby i pragnienia są skutecznie ignorowane przez systemy społeczne i kulturowe. 

Przekrój osobowości i wydarzeń jest na tyle szeroki, że każdy znajdzie w tym gąszczu doświadczeń chociaż jedno swoje, które będzie z nim na pewnym gruncie rezonować. 

Wiedziałam, że zawsze byłam niewyraźną dziewczyną z tła, byłam cicha, a jeśli jakoś się wyróżniałam, to tylko dlatego, że pozozstałe dziewczyny uważały, że jestem dziwna z tymi swoimi vintage’owymi sukienkami i butami, i rozległą (acz bezużyteczną) wiedzą na temat kina hollywoodzkiego ery pre code (…).

Czeka was spotkanie z odrzuceniem, ze zdradą, z nieakceptowaną miłością. Będziecie świadkami dojrzewnia bohaterów, którzy próbują dotrzeć do istoty własnej tożsamości – tak desperacko, jakby tkwili w samym środku labirytnu, z którego p a n i k a zasłania wyjście. 

Tak sobie myślę, że czytanie tej książki można porównać trochę do zatrzymania się w centrum Warszawy, w godzinach popołudniowych, gdzie stojąc przy metrze widzisz biegnących ludzi w różnym wieku, różnych narodowości i wierzeń. Każdy z nich jest bohaterem własnego opowiadania, ma własny skrypt i narracje, a ty widzisz te twarze tylko przez ułamek sekundy ich życia. 

“Ministerstwo moralnej paniki” to książka, której nie czyta się łatwo czy szybko, bo z każdym opowiadaniem dokłada nam na barki kolejny ciężar. 

Język i forma również są specyficzne i nie każdemu będą odpowiadać, z resztą tyczy się to całej azjatyckiej literatury. Jednak mimo tego całość zostawia po sobie spokój, w taki sposób, że nawet nie wiem, jak to do końca ująć… tak subtelnie się to dzieje. Kojarzy mi się z “Drive my car”, tegorocznym oscarowym filmem. Przy jego oglądaniu towarzyszyły mi podobne emocje, przy trudnych tematach, które na koniec podają ci chusteczkę i głaszczą po głowie. 

Czy o fabule mogę dodać coś wiecęj bez jej zdradzania? Myślę, że nie. Każda historia to zmarszczka czasu i doświadczeń i mimo tego, że niekomfortowa, to ogromnie ważna, bo przecież świadczy o tym, że życie trwa. 

(…) – piękno jest subiektywne, ale czy ktoś zaprzeczy, że młodośc to piękno? Za to pewnego dnia to może być wszystko, czego będziesz potrzebowć, więc wykop sobie dziurę i zasyp w niej jak kość, i nie mów, że nikt cię nie uprzedzał: samotność to wolność.

___

Natalia Czajka – amatorka azjatyckiej kuchni oraz tematów wszelako związanych z krajami Dalekiego Wschodu. Na co dzień studentka medycyny weterynaryjnej i kocia matka. Po godzinach mól książkowy dzielący się swoją pasją do zdjęć i książek w social mediach. Wrażliwa na piękno kinowego obrazu i muzyki, szukająca, gdzie się da, nawet najmniejszych zachwytów nad światem. Wyznawczyni jedynej prawdziwej, czarnej jak noc, kawy.