”Był człowiekiem o otwartym sercu i duszy” – o Janie Kiepurze w rozmowie z synem Marjanem [W starym kinie #4]

English version below

Niewielu jest artystów, którzy na kartach historii zapisali się tak silnie jak on. Był jedną z największych gwiazd swojej epoki – i nie to nie tylko w Polsce. Wielką karierę zrobił również na zachodzie Europy i za Oceanem, a o jego twórczości pamięta się do dziś. Piosenki takie jak „Brunetki, blondynki” czy „Usta milczą, dusza śpiewa” są współcześnie uznawane za standardy muzyki.

Jan Kiepura urodził się w 1902 roku w Sosnowcu. Tam też spędził swoją młodość. Wyjechał dopiero na studia do Warszawy. Choć odebrał wykształcenie prawnicze, nie związał się z nim na długo. Jego pasją była muzyka. Wkrótce więc zaczął występować – zapełniając coraz większe sale. Po krótkim czasie został zaangażowany przez słynnego dyrygenta Emila Młynarskiego do Teatru Wielkiego. Tak zaczęła się jego wielka kariera śpiewaka, podczas której wystąpił na wszystkich najważniejszych salach koncertowych na świecie. Śpiewał operetki i arie. Jako tenor grał w „Tosce”, „Carmen”, „Turandocie”, „Rigoletcie”, „Zemście nietoperza”. Pracował dla teatrów i oper w Wiedniu, Paryżu, Mediolanie, Neapolu, Wenecji, Chicago, Londynie czy Nowym Jorku. Swoich sił próbował także w filmie.

Martha Eggerth

W 1936 roku poślubił Marthę Eggerth, śpiewaczkę i aktorkę węgierskiego pochodzenia, która występowała w operetkach i filmach – choćby u boku Judy Garland czy Gene’a Kelly’ego. Razem zamieszkali w Stanach Zjednoczonych. Małżeństwem pozostali już do nagłej śmierci Jana w 1966 roku. Doczekali się dwóch synów Jana i Marjana.

Marjan Kiepura poszedł w ślady rodziców i również związał się z muzyką. Jest pianistą, kolekcjonerem płyt i książek oraz kultywatorem dziedzictwa Marthy i Jana. W 2000 roku wydał płytę „Pictures of Homeland” z utworami Fryderyka Chopina. W rozmowie z Maksem Wieczorskim syn śpiewaka opowiedział o pasjach i pracy ojca, a także o wyjątkowej relacji, jaka ich łączyła.

* * *

Jakim ojcem był Jan Kiepura?

To bardzo ważne pytanie, bo wiele osób myśli, że znane osoby są innymi rodzicami niż zwykli ludzie. Prawda jest taka, że moi rodzice byli bardzo przyziemni i zwyczajni. Z ojcem mogłem rozmawiać o wszystkim. I bardzo rzadko słyszałem od niego o czymkolwiek związanym z jego karierą. Nie opowiadał o sobie, po prostu słuchał i próbował mnie zrozumieć. Często zdarza się, że synowie i córki znanych osób nie mają szczęśliwego dzieciństwa. Ja miałem. I sądzę, że stało się tak przez to, jakie moi rodzice mieli charaktery.

Spędzali z Panem czas?

Oczywiście! Tata zawsze starał się poświęcać nam jak najwięcej czasu. Jak mówiłem, zawsze można było z nim porozmawiać – i to nie tylko gdy było się członkiem rodziny. Nie był zamknięty na innych – miał otwarte serce i duszę.

A zabierał pracę do domu?

Z pewnością trochę tak. Dużo ćwiczył w domu – nawet gdy nie szykował się do trasy. Miało to jednak swoje jasne strony – już od najmłodszych lat byłem otoczony muzyką, co bardzo ukształtowało mój artystyczny gust.

Z Marthą Eggerth w 1954

Mówi Pan też o matce. Sądzę, że bardzo ważne jest, by podkreślić, że Kiepura spędził z Marthą Eggerth całe swoje życie. To dość rzadkie w show biznesie, zwłaszcza, że Pana ojciec uchodził za amanta. Jak się poznali?

Spotkali się w 1934 w Wiedniu na planie filmu „Dla Ciebie śpiewam”. Moja mama na początku była dość zazdrosna o Jana. W końcu wokół niego krążyło mnóstwo adoratorek. Na początku nie szło im najlepiej, ale ostatecznie się zeszli. W 1936 roku wzięli ślub, w Polsce. Już rok później odnieśli wielki sukces ze wspólnym filmie „Czar cyganerii”. Stali się tzw. „power couple”, czy jak to się mówi po niemiecku „Liebes Paar”.

Bo odnosili wielkie sukcesy w wielu dziedzinach, nie tylko w filmie…

Dużo także śpiewali. Ale wracając do ich relacji… Tuż przed II wojną światową wyemigrowali do Paryża. Ojciec zgłosił się do Armii Polskiej we Francji. Powiedziano mu tam, że może pomóc zbierając fundusze. Tak też więc zrobił. Zaśpiewał mnóstwo koncertów na rzecz polskiego ruchu oporu, wspierał Amerykańską Komisję Pomocy Polsce.

Amerykańską? Czyli to wtedy przeniósł się do Stanów Zjednoczonych?

Bezpośrednio z Paryża. Tata dostał angaż w Metropolitan Opera i zadebiutował jako Rodolfo w „Cyganerii” Pucciniego. Mama pojechała z kolei do Hollywood i zagrała w dwóch filmach z Judy Garland. Szybko jednak wróciła, bo na zachodzie USA nie była szczęśliwa. Już w 1943 roku oboje wystąpili w „Wesołej wdówce” na Broadwayu. Tę operetkę wykonali później ponad dwa tysiące razy w pięciu językach. Przykładowo w Chicago występowali po polsku dla polonii, która jest tam bardzo liczna.

Pana matka także? Myślałem, że nie mówiła po polsku.

A jednak! Mówiła płynnym polskim, choć niewiele osób o tym wie.

W pracy Pańscy rodzice rywalizowali ze sobą?

To niezwykle ważna kwestia… Nie, nie rywalizowali, ale sądzę, że moja matka tak bardzo ceniła działalność ojca, że stawiała siebie krok za nim. W pewnym sensie chciała, żeby był od niej popularniejszy, choć sama była przecież wielką gwiazdą.

Czy można powiedzieć, że poświęciła dla Jana swoją karierę?

Ich zawodowe ścieżki różniły się trochę, ale oboje odnieśli wielkie sukcesy. Tata dawał niebywałe koncerty – wystąpił na wszystkich największych salach koncertowych świata. Śpiewał w „Rigoletcie”, „Cyganerii”, „Turandocie”, „Torreadorze”, “Manonie”. Mama natomiast grała w filmach i wykonywała operetki. Oboje robili wspaniałe rzeczy i realizowali się w swojej pracy.

Jej ego było mniejsze od jej męża?

Tego bym nie powiedział. Tenorzy słynął z dużego mniemania o sobie. W domu jednak naprawdę tego nie dostrzegałem. Rodzice byli – zarówno mama, jak i tata – tak zabawni, dostępni i normalni, że nie doświadczyłem niczego takiego.

Pamiętam z dzieciństwa jedno wydarzenie, które zostało ze mną do dziś. Poszedłem z tatą do sklepu muzycznego. Gdy weszliśmy, okazało się, że ciągle grano tam płyty włoskiego tenora Giuseppe Di Stefana na zmianę z utworami Maria del Monaco. Tata poprosił obsługę, żeby przyniosła mu wszystkie winyle tych dwóch twórców. Kazał nawet przeszukać magazyn. Kupił wszystkie. Jako małe dziecko pomyślałem sobie „To ciekawe… Mój ojciec, wielki śpiewak, chce kupić nagrania innych wykonawców?”. Był gotów wydać duże pieniądze, żeby zapoznać się z ich twórczością. Bardzo mnie to zachwyciło.

Czyli nie spoglądał z wyższością na młodszych artystów?

Nigdy. Pamiętam nawet, jak w latach sześćdziesiątych do Metropolitan Opera przyjechał wielki włoski śpiewak Franco Corelli. Tata poszedł na jego „Turandota” – rolę, którą sam pomagał kreować w Wiedniu. Po przedstawieniu zapytałem go, co sądzi o tym młodym artyście, a on powiedział po prostu, że wspaniale śpiewa. Nigdy nie był mały. W ogóle nie okazywał zazdrości czy pogardy względem kogokolwiek.

Kraków, 1935

Wracając do życia rodzinnego. Kiepura miał jakieś niemuzyczne pasje?

Jeszcze w Polsce grał dużo w piłkę nożną. Kochał aktywność fizyczną (także później). Pamiętam, jak wybraliśmy się na mecz Polski z Portugalią. Był nim niezwykle podekscytowany. W przerwie poszliśmy do szatni Polaków. Na widok taty zawodnicy zaczęli aż krzyczeć z radości. Wciąż wołali „panie Kiepura, panie Kiepura…”. Można powiedzieć, że on podchodził do sportu z takim samym entuzjazmem.

A czytanie? Nie wiem dlaczego, ale mam przeczucie, że był zawziętym bibliofilem.

Bardzo dobry trop. W czytaniu przejawiał się jego wielki patriotyzm. Uwielbiał „Pana Tadeusza”. Mógł godzinami opowiadać o opisach przyrody i znaczeniach. Wielokrotnie cytował Sienkiewicza. Często chodziliśmy na spacery i rozmawialiśmy na te tematy. Był człowiekiem o wielkiej głębi.

Powiedział Pan o tym, że śledził twórczość młodszych tenorów. Słuchał też innych gatunków? W latach sześćdziesiątych zupełnie inna muzyka zaczęła świętować triumfy – Beatlesi, Stonesi…

Paradoksalnie tata był zafascynowany muzyką popularną. Mawiał, że rock’n’roll powstał na podstawie polek. Najbardziej cenił Beatlesów i Elvisa Presleya. Miał głowę otwartą na wszystkie rodzaje muzyki, a w zasadzie sam także wykonywał muzykę popularną. Kompozycje Roberta Stolza, Bronisława Kapera – pewnie zna Pan jedną z nich, „Brunetki, blondynki”.

Oczywiście, to klasyka muzyki.

No właśnie… Tata uznawał, że na jego koncertach musi być coś dla każdego. Miał więc w repertuarze zarówno arie, jak i radiowe przeboje.

A więc miał wszystko przemyślane? W końcu o jego profesjonalizmie krążą legendy.

Obierał sobie cel i robił wszystko, żeby do niego dojść – to na pewno. I rzeczywiście, był pracowity. Oboje z mamą chcieli dawać ludziom radość, a do tego potrzebna była ciężka i regularna praca. Tata miał nawet specjalne urządzenie, które pozwalało na oglądanie strun głosowych w trakcie śpiewu. To była stalowa tuba z lustrem na końcu. Choć dość przerażające było dla mnie obserwowanie zamykających i otwierających się strun głosowych, pokazuje to, że ojciec był bardzo świadomy wszystkich fizjologicznych mechanizmów śpiewania. Bardzo o to dbał. Zresztą używał nawet specjalnych olejów do gardła. Nigdy też nie pił i nie palił.

Dzień przed śmiercią pracował jeszcze nad „Arią z kwiatkiem” z „Carmen”. Powiedział wtedy do mamy: „Wiesz, dopiero teraz, po tylu latach, w pełni rozumiem Bizeta”. Kilka godzin później już nie żył. Jego życie było ściśle połączone z twórczością. Śpiewając chciał oddać to, co przekazywał kompozytor. Całe życie pragnął stawać się lepszym śpiewakiem. Jego ostatnia wiadomość pokazała więc, że udało mu się osiągnąć perfekcję.

Dlatego więc może ludzie tak go pokochali – brał odpowiedzialność za wszystko, co śpiewał.

I robił… Wiele osób pamięta go przecież z działalności charytatywnej. Mówiliśmy już o walce z nazistowskimi Niemcami, ale nawet w czasie pokoju był aktywny społecznie.

Pamiętam, jak już jako dorosły człowiek jechałem taksówką w Polsce. Szofer zobaczył moje nazwisko na walizce i zapytał, czy jestem spokrewniony z Janem Kiepurą. Gdy potwierdziłem, opowiedział mi historię, którą przekazała mu matka. Pamiętała podobno jak Kiepura koncertował za darmo. Śpiewał w taksówkach czy na hotelowych balkonach. Robił to dla ludzi, których nie było stać na chodzenie do opery. Gromadził tłumy nawet w parku niedaleko lotniska Chopina.

Stąd też specjalne miejsce, jakie zajmuje w sercach Polaków.

Na jego pogrzebie w Warszawie było ponad sto pięćdziesiąt tysięcy ludzi. To była wielka manifestacja miłości rodaków do Kiepury.

Był świadomy, że jest ona tak wielka?

Musiał. Gdy przyjechał do Polski w 1958 roku, ludzie wynieśli go z samolotu na rękach…

1958, zdjęcie ze zbiorów rodzinnych

W Stanach musiało być zapewne inaczej.

To był zupełnie inny świat, ale także był rozpoznawalny. Tuż po przyjeździe do Nowego Jorku został zatrudniony w Metropolitan Opera. Dostawał najlepsze role. Co ważne, do USA przyjeżdżały wtedy rzesze imigrantów z Europy, którzy pamiętali tatę. Miał wielu fanów w tych grupach. Był też niezwykle popularny wśród polonii. Ostatni koncert dla amerykańskich Polaków dał na trzy dni przed śmiercią.

Jak sądzę miał też wiele wielbicielek. Nazywano go w końcu łamaczem kobiecych serc.

Kamera go kochała. Był przystojny, wysoki i wysportowany. Kobiety więc za nim szalały. Wspomniana już piosenka „Brunetki, blondynki” jest właśnie o tym. Powiem Panu, że moja mama bardzo nie lubiła tego utworu. Była zniesmaczona, że tak wspaniały kompozytor, Robert Stolz, skomponował tak niepoważny utwór. Zawsze mówiła to jednak humorystycznie.

Jak już Pan powiedział, Kiepura w 1958 roku przyjechał do Polski. Jaki był cel tej podróży?

Został zaproszony przez jedną z organizacji, a jako, że nie był w Polsce od II wojny światowej, z chęcią przyjął zaproszenie. Polacy powitali go bardzo gorąco. Przez cały czas otaczał go tłum wielbicieli proszących o autografy. Ludzie dawali mu kwiaty i listy. Pokazywali mu, jak wiele dla nich znaczy. To był jego ostatnia wizyta w Polsce.

1958, zdjęcie ze zbiorów rodzinnych

Już osiem lat później nie żył.

Zmarł na atak serca. Dziś potrzebowałby tylko prostego bajpasu. W latach sześćdziesiątych nie było to jednak jeszcze dostępne. To bardzo tragiczne dla nas, rodziny, bo wiemy, że mógłby żyć jeszcze długo. Miał sześćdziesiąt cztery lata.

Istnieje teoria, że dostał zawału podczas rozmowy z doradcą…

…finansowym. To prawda. Ale nie o to w tym chodzi. Wiele czynników się do tego przyczyniło. Przeżyłby z pewnością, gdyby otrzymał odpowiednie leczenie. Moja mama miała podobne problemy z sercem później, ale poddano ją tylko prostej operacji wszczepienia bajpasów. Zmarła w wieku stu jeden lat, występowała przez dziewięć dekad. Ojca mógł spotkać taki sam los.

To prawda, że nie dbał o zdrowie?

Trudno powiedzieć. W zasadzie dbał o siebie. Używał jednak wspomnianych olejów do gardła, które później okazały się toksyczne. Dawał też koncerty nawet mimo infekcji. Raz zaśpiewał mając podwójne zapalenie płuc. Był lojalny względem widowni i skrajnie poświęcony swojej pracy. Zdrowie odchodziło na drugi plan.

To była nagła śmierć?

Zdecydowanie. Jeszcze trzy dni wcześniej ostatni raz wystąpił na koncercie. Dzień wcześniej był jeszcze na próbie. To stało się tak szybko, że moją pierwszą reakcją był ogromny szok. Nie mogłem uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. Miałem tylko piętnaście lat. Strasznie ciężko było stracić ojca w tym wieku – zwłaszcza takiego ojca. Bardzo brakowało mi rozmów z nim, jego mądrości i spokoju. Mama robiła co mogła, ale pustka we mnie pozostała. Cały mój świat stanął w miejscu. Wszystko rozpłynęło się w powietrzu niczym w bajce.

Muzyka pomogła Panu przejść przez ten trudny czas?

W pewnym sensie tak. Dalej uczyłem się grać na fortepianie. Początkowo nie byłem jednak gotów, żeby występować. Robiłem różne, niemuzyczne rzeczy. Do grania dla publiczności wróciłem dopiero na początku dorosłości. Wykonywałem bardzo specyficzny repertuar, bliski mi i dziedzictwu mojej rodziny. Potem zostałem pianistą mojej mamy. Koncertowałem z nią w Polsce, Niemczech, Austrii, Anglii czy Stanach.

I ostatecznie związał się Pan z muzyką na stałe.

Tak. Byłem świadom, że w świecie muzyki moje nazwisko wiele znaczy i zawsze starałem się to respektować. W mojej twórczości starałem się po pierwsze wyrazić siebie i moją miłość do muzyki, a po drugie oddać hołd rodzicom.

Album „Images from homeland”  („Obrazy z ojczyzny”) z kompozycjami Chopina jest tego przykładem?

Dokładnie. Wychowałem się w Stanach i nie mówię po polsku, ale Polska to ojczyzna mojego ojca. W moich żyłach płynie polska krew. Pamiętam, jak dużo znaczyło to dla taty. Bardzo tęsknił za krajem i niezwykle cieszył się za każdym razem, gdy spotykał kogoś z Polski. Kultywował kulturę, którą wpojono mu w dzieciństwie. Śpiewał i uczył nas mazurków. Opowiedział mi wszystko o muzyce Chopina. Gdy sam zacząłem tworzyć chciałem wykonać ukłon w stronę tego wszystkiego.

To zresztą robi Pan nie tylko muzycznie…

Na co dzień pracuję z dorobkiem moich rodziców. Staram się pokazać światu, że ich twórczość, niezależnie od tego, że powstała dawno, jest wartościowa. W jakimś sensie już udało mi się to osiągnąć. Zwłaszcza w Polsce pamięć o postaci mojego ojca jest żywa – w Krynicy odbywa się w końcu festiwal muzyczny poświęcony Kiepurze. Niedawno zacząłem też tworzyć treści internetowe o moich rodzicach – podcasty i filmy. Mam nadzieję, że zwiększy to świadomość tego, co tak naprawdę Jan i Martha osiągnęli w swoich życiach.

———————————————————

„He had an open mind and soul” – interview with Marjan Kiepura, Jan Kiepura’s son

Few artists have made history as strong as him. He was one of the biggest stars of his era – not only in Poland. He made a great career in Western Europe and the United States. His work is remembered to this day. Songs such as “Brunettes, Blondes” or “Lips are silent, the soul sings” are now considered standards of music.

Jan Kiepura was born in 1902 in Sosnowiec, where he spent his childhood. He left the town to study at Warsaw University. Although he received a law degree, his true passion was music. Soon he began to perform – filling bigger and bigger halls. After a short time, he was engaged by the famous conductor Emil Młynarski to the Grand Theatre in Warsaw. Then his great singing career began. During his walk of life he performed in all the most important concert halls in the world. He sang operettas and arias. As a tenor he played in “Tosca”, “Carmen”, “Turandot”, “Rigoletto”, “Die Fledermaus”. He has worked for theaters and operas in Vienna, Paris, Milan, Naples, Venice, Chicago, London and New York. He also tried his hand in film.

Martha Eggerth

In 1936, he married Martha Eggerth, a singer and actress of Hungarian descent, who performed in operettas and films, including alongside Judy Garland and Gene Kelly. They lived together in the United States. They remained married until Jan’s sudden death in 1966. They had two sons, Jan and Marjan.

Marjan Kiepura followed in his parents’ footsteps and became involved in music as well. He is a pianist, collector of records and books, and a cultivator of the legacy of Martha and Jan. In 2000, he released the album “Pictures of Homeland” with compositions by Frederic Chopin. In an interview with Maks Wieczorski, the singer’s son talks about his father’s passions and work, as well as about the unique relationship they had.

* * *

What kind of father was Jan Kiepura? What was he like?

That’s a valid question. Many times people think of famous people and their parenting as something extraordinary. The truth is that both my parents were very simple, down to Earth people. I could speak to my father about anything. And I very infrequently heard about his career or anything like this. He would listen to me and try to understand me. He was there for his children. Sometimes sons and daughters of famous people don’t have a happy home life. I did. And I think that’s because of the character of my parents.

So they were spending time with you?

Yes, absolutely. My father was a regular person – very accessible. You could talk to him about anything and not just me. He was open to other people. He had an open mind and open soul.

Was he taking his work home?

Well, I suppose he was. Of course he practiced at home all the time and even when he was not himself on tour he would train and practice his voice. It made me be around music all the time. But it was a nice, mindshaping experience.

With Martha Eggerth in 1954

You said about your mother, and I think it’s very important to emphasize that Kiepura spent his whole life with her. In fact it’s not very frequent in show business – minding that your father was perceived as a great lover and romantic lead. Firstly, how did they meet?

They met in 1934 in Vienna while making a movie. It was called “Mein Herz ruft nach Dir” (“My heart is calling”). At first my mother was, well, a little jealous. There were some other ladies and actresses around Jan and at the beginning it didn’t go too well. Finally they got together. In 1936 they married in Poland. A year later they made an enormous successful film “The charm of la Boheme” and became a so-called “power couple”. Actually in German they were known as the „Liebes Paar”, or „Love Couple”.

Because they collaborated not only in the film…

Oh yes, they were singing as well. But… Going back to the story of their marriage. Just before World War II my parents emigrated to Paris. Father reported to the Polish army in exile there. They told him that they need him to raise money for Polish causes. And so he did. He sang a lot of concerts just to support the resistance movement in Poland, for example Polish War Relief.

By that time they moved to America?

They transferred directly from Paris to New York. My father was engaged in the Metropolitan Opera and made his debut as Rodolfo in La Boheme. My mother went to Hollywood and made two movies with Judy Garland but then left as she wasn’t happy there. And my father left the Metropolitan Opera. In 1943 they both made appearances on Broadway in Lehar’s operetta “The Merry Widow”. They sang this operetta over 2000 performances in five languages. In Chicago for example they sang it in Polish for the large Polish population there.

Your mother too? I thought she didn’t know Polish.

The thing is that she spoke fluent Polish. Not many people know that but it is true.

Were they competing or more like cooperating in their work?

Oh, that’s a great question… No, they didn’t compete. But I think that my mother respected my father’s operatic career so much that she sometimes took a step back. In some way she wanted him to be more popular than her therefore she was extremely famous. Her ego was very centered. So there was never any rivalry such as we know from other artistic marriages.

Can we say that she devoted her career to him?

Their professional paths were a little bit different but they both succeeded. My father sang tremendously in all major opera houses. He did Rigoletto, La Bohème, Carmen, Manon, Trovatore, Turandot… Whereas my mother made movies and of course sang a lot of operettas. So they both achieved great things in their works.

Was Jan Kiepura’s ego bigger than her?

Can’t really say that. Tenors have a reputation for having enormous ego. But growing up in my house I really didn’t see this. These two people were so normal, so funny, so accessible and approachable.

I remember one event from my childhood that always stayed with me. My father went to a record store and realized that they were playing LP’s of the great Italian tenor Giuseppe Di Stefano alternated with another great tenor, Mario del Monaco. He asked staff to sell him all the vinyls of di Stefano and del Marco that they had. He even asked to look in a storage room. He bought all of it. It was very unusual. As a little boy I thought to myself “Huh, that’s interesting. My father, a great singer, wants to buy records of other singers”. He was willing to spend money to get acquainted with the work of other singers.

He wasn’t looking down on younger artists?

Certainly not. I recall the time when the great Italian tenor Franco Corelli came on the scene in the 1960s. My father went to the Metropolitan Opera and he watched him in Turandot, a role that he himself helped to create in Vienna. After the spectacle he came home and as I asked what he was thinking of this young tenor he just said that he is a great singer. He never was small and never showed jealousy or contempt for anybody.

Cracow, 1935

Coming to family life. Has your father had any nonmusical passions?

Surely he played football in Poland and loved sports. I remember once we went to a soccer game between Poland and Portugal. He was so excited. During the halftime intermission we went into the locker room and all the Polish players started shouting for joy. They were repeating “Mr. Kiepura” over and over… So he enjoyed sports as much as Polish footballers enjoyed that visit.

And reading? I don’t know why but I feel like he was a passionate reader.

That’s good intuition. As a patriot he especially appreciated Polish literature. He loved Mickiewicz’s “Pan Tadeusz”. He would talk for hours about the descriptions and meanings. He quoted Sienkiewicz many times. We would take long walks and talk about those things. He was a person of great depth on the one hand and completely accessible on the other.

You’ve recently said about your father tracking the young tenors’ output. But was he listening to any other kind of music? In the 60s completely different music was achieving popularity. That was the time of The Beatles, The Rolling Stones, rock’n’roll revolution…  

Paradoxically, my father was fascinated with popular music. He used to say that rock’n’roll music is based on Polish polkas. Especially he found The Beatles and Elvis Presley interesting. He had opened mind to music too. And the truth is that he himself sang pop songs. Those were compositions by Robert Stolz or Bronisław Kaper. You probably know one of them, “Brunettes, blondes”?

Obviously, that’s the music standard.

So you see… He was assuming that in his concerts there should be something for everybody – both arias and popular, hit songs.

It’s also because he had everything thought out. He was apparently very professional. It’s legendary that he used to spend almost all his free time practicing.

He was very concerned about fidelity to the score. For him the score was holy. He was indeed hardworking. Both my parents wanted to bring happiness to their audiences and in order to do that they had to work heavily and regularly. He even had a device with which you could look into his throat. It was a long lit tube that had a mirror at the end. You could see his vocal cord closing and opening. It was quite traumatic to see that when I was little but it proves that he was very medically aware of vocal mechanisms. He cared about it. He would use oils for his voice. He would never drink or smoke.

The day before my father died, he was working with his pianist on Carmen’s “Flower song” when he said to my mother “ I now, after all this time, really understand Bizet”. That was exactly hours before he passed away. His life was strictly connected with his art. While singing he was taking consequences of what the composer wanted. He was trying to make himself better all his life. And the last message he gave us is that he finally understood the key – he lastly knew what Bizet wanted to convey. 

To my mind that’s why people loved him so much. He was taking responsibility for what he was singing.

And doing… Because many people remember him for his charity work. We’ve already discussed his contribution to fighting nazi Germany but he was socially active in the time of peace as well.

I can remember when I was in Poland being driven by a taxi. Chauffeur saw my surname on the suitcase and asked whether I am related to Jan Kiepura. When I confirmed it, he told me the story that his mother told him. She remembered how Kiepura gave free concerts. He would sing for instance in the taxi or on the hotel’s balcony. He was doing that for people who couldn’t afford to go to the opera. He also sang in the large park near the Chopin airport, of course,  for free.

And because of that he holds a special place in the hearts of Poles.

At his funeral in Warsaw, there were 150,000 people attending. It was a huge manifest of people’s love for him.

Was he conscious that the love was so strong?

He surely had to be. When he went back to Poland in 1958 people carried him on their shoulders out of the plane to his show.

1958, photo from the family collection

It must have been so much different in the United States.

It was a totally different world. But just as he emigrated he was engaged by the Metropolitan Opera to sing top ten or roles. Also it’s good to remember that in that moment there were many people coming to the US from Europe. Those immigrants remembered him from their fatherlands. He had many devotees among them. He was also giving concerts for Polish organizations. As a matter of fact, he gave one of those shows three days before his death.

As I suppose he was valued especially by women. He was a super star, wasn’t he?

Cameras loved my father. He was good looking, tall and athletic. So yeah, ladies liked him. The song we talked about, “Brunettes, Blondes”, is about that. The funny thing is that my mother was angry about this song. She was annoyed that the wonderful composer Robert Stolz composed this song for Jan.  But it was more in fun than being really angry.

What was the aim of his 1958 visit to Poland?

Well, they invited him. He hadn’t been back to Poland since the war. So he accepted the offer to see Poland and to be with the Polish people. They welcomed him extremely warmly. There always was a great crowd around him asking for autographs. People were giving him flowers and letters. They just showed him for the last time how much he meant to them. It was his last visit to Poland.

1958, photo from the family collection

Just eight years later he died.

My father passed away from a heart attack. Nowadays he would have needed a simple bypass. In the 60s such technology was unavailable. So this was a very tragic thing for us. He was 64 at the time. And he sang until the end of his life.

There is a theory that he had a heart attack during a phone call from a financial…

…agent. That’s correct. But that’s not the point. There were things leading up to this. He would live through that if he had been treated properly. My mother had similar health problems later on but it was only about bypass surgery. She reached 101 and was active on stage for 90 years. I think that my father could do the same.

So he wasn’t taking care of his health?

He was very health concious.  But the medical technology for heart bypass did not yet exist in the 1960s. The oils he used for his vocal cords also turned out to be toxic. He would sing regardless of his infections. Once he gave a concert with double pneumonia. He was loyal to his audience and devoted to his work. And health was the thing that he could sacrifice for them.

His death was sudden?

Absolutely. Just three days previously he gave his last concert. Even the day before death he was working. It happened so fast that my first reaction was a huge shock. I couldn’t believe that it was truly happening. I was only fifteen. It was tough to lose a father at that age, especially such a father. I missed talking with him, his wisdom and calm. My mother did her best. She really did. But emptiness still existed. Frankly, when my father died my world  stopped. Everything went “poof”. Like in fairy tales.

That is how your musical career started? It was like therapy?

In some way… I continued to take piano lessons. I didn’t appear at that particular time though. I did some other things with my life, some entrepreneurial things, but I was always near a piano and when I returned to performing as a young adult it was for very specific repertoire, very specific things that were close to me, my family’s heritage. Then for a time I toured with my mother. I was her pianist. And we played in Poland, Germany, USA, Austria, England.

And then you turned to your solo repertoire.

I made my own way. I was very careful and aware of my famous name and I respected that. By my work I wanted and still want to firstly express myself and my never ending love for music and secondly make a tribute to my parents.

You released an album called “Images from homeland” with Chopin’s compositions for example.

Certainly. I grew up in America and I don’t speak Polish but it was indeed the homeland to my father. I certainly have Polish heritage through my father. I remember how much it meant to him and how he missed his country and how happy he was while meeting somebody speaking polish. He cultivated the culture he memorized from his young years. For example he would sing mazurkas and teach us them. From him I know everything about Chopin and his music. So yes, I wanted to lean towards my family’s heritage and remember my father by that as I am trying to do all my adult life.

You do that not only by making music as I assume.

True. I am working with both my parents’ heritage. I try to promote it and show to the world that their work, regardless of the fact that it was created many years ago, is very valuable and valid. In some way I achieved that already. Especially in Poland there is a remembrance for the figure my father was. There is a music festival in Krynica and many monuments devoted to him. Not long ago I started with making online content about my parents – podcasts and videos. I hope it will provide people with understanding for what Martha and Jan really achieved in their lives.