Mówiono o nim, że przyszedł od strony KUL-u, przez skrzyżowanie na Lipowej. Pewnie już z pół godziny temu wyszedł z niegdyś pokrytego bluszczem budynku, teraz jednak lśniącego nowością. Zapach świeżej farby i niedawno położonej podłogi można jeszcze niemalże wyczuć w powietrzu – a przynajmniej takie przekonanie panowało w tej zacnej placówce, którą jegomość przed chwilą opuścił.
Człowiek ów, a wołano go uczniem „dobrego liceum”, takiej renowacji jednak nie przeszedł. Do wyrazu „dobry” czy też „prestiżowy” również zaczął podchodzić z dużą dozą ostrożności. W przeciwieństwie do budowli nie dostał dofinansowania od miasta i był w zdecydowanie gorszym stanie, z każdej strony, jakby na niego nie popatrzeć.
Wyszedłszy z budynku – jest duża szansa – zaklął porządnie, powyglądał na w*******ego i pomyślał trochę o wszystkich rzeczach do zrobienia na jutro, jednocześnie umawiając w głowie spotkanie z terapeutą. Równie duża szansa, że sam nie wiedząc kiedy, zahaczył o któryś z okolicznych sklepów, żeby zjeść coś innego poza suchą bułką i energetykiem od rana.
Warto zauważyć przy tym, że przynajmniej puszka została zrecyklingowana! Trafiła do chlubnego kartonowego „śmietnika” na aluminium – nowa generacja dba przecież o ekologię. Nie napełniają się one przecież same! I bynajmniej nie są również legendą miejską, bo, jak podkreśla to wielu uczniów owego miejsca, faktycznie istnieją i często bywają wypełnione bardziej, niż chciałaby kadra tego miejsca. Zdecydowanie bardziej niż miejsca na odpowiedzi na sprawdzianach.
Porzucając jednak problem zmian klimatycznych i wracając – na ziemię. Nogi niosły naszego bohatera same przed siebie, w zasadzie z dziwnego przekonania, że dojdzie tak daleko jak może, zanim padnie; albo wpadnie do kawiarni. Po kolejny zastrzyk kofeiny – oczywiście, uzupełniający poranny zawał na kartkówce z matematyki. Biedak pewnie znowu ją obleje. Babeczka z korków raczej nie będzie zbyt szczęśliwa…
Postać owa, można spokojnie założyć, jest kobietą. Przekładając to na standardy wypowiedzi szkolnej — powołując się na statystyki, jest kobietą, Sorko!
Zauważmy jednak — w zależności od swojego wieku, może być i dla odmiany dziewczyną. Zwłaszcza jeżeli mówimy jeszcze, o przestraszonej 15-sto latce, świeżej w zupełnie nowej dla siebie szkole.
Wiadomo, pierwszaki to jeszcze dzieci, nikt nie traktuje ich poważnie. Zwłaszcza pani z sekretariatu, wpisująca numer kolejnego śmiałka opłacającego palarnię. I nawet porzucając wszystkie żarty umniejszające pierwszakom – faktem jest, że w szkołach mają głosu najmniej – a szkoda! Przychodzą przecież ze świeżą, jeszcze niewymiętą propagandą o wspaniałości danej szkoły ani maturą głową…
Co do aparycji osobistości owej się odnosząc – wyróżnia się ona jeszcze kilkoma cechami na tle pozostałych, przeciętnych i szarych ludzi, którzy nie odebrali w hali, zapewne o dumnej nazwie znanego absolwenta, dyplomu maturalnego.
Poza oczywistą, najbardziej widoczną – świecącym napisem „jestem ze [wybierz nazwę czołowej szkoły]” na czole, nosi ona prawdopodobnie również odwrócone czarne kreski pod oczami (zwane również przez niektórych worami – termin „odwrócone kreski” wydaje mi się jednak przyjemniejszy i mniej odstraszający nowe roczniki).
Niesie też pewnie plecak (Boże, chroń wiernych swych od torebek z takim ciężarem!), który pozwoliłby jej prawdopodobnie wygrać konkurs na największą liczbę kamieni uniesionych w plecaku, gdyby taki był tylko organizowany. Chociaż dla takich zawodników być może warto. Duża konkurencja.
Nasza bohaterka jednak, pomimo ciągnącego w dół ciężaru podręczników z rozszerzeń, brnie dzielnie przed siebie – dzisiaj jest środa, więc już taki trochę mały piątek i umówiła się na dziś w barze z przyjaciółmi z innych, znamienitych liceów. Które oczywiście ze sobą „rywalizują”, bo jakże by inaczej!
Tak w zasadzie, jak wielu innych uczniów całej czołówki liceów w mieście, zawsze zastanawiała ją ta „nienawiść” i „rywalizacja” między szkołami. Chodziło pewnie o tak zwany „zdrowy duch rywalizacji” lubiany przez uczniów bardziej tylko od „sprawiedliwej odpowiedzialności zbiorowej’.
Licealiści prześcigali się chyba tylko w wypiciu największej ilości piwa na imprezach integracyjnych… Bo wiadomo, kto pracuje najciężej, bawi się najwięcej, prawda…?
Idąc tą samą co codziennie ulicą, minęła innego wyraźnie zmęczonego życiem człowieka. Popatrzyli się sobie krótko w oczy. Od razu widać, że również uczeń. Miał tak samo styrane spojrzenie i tak samo charakterystycznie wypchany plecak jakimiś, hmm, resztkami podręczników.
Biedak zapatrzył się w jakiś punkt – zdaje się najbliższą na horyzoncie Żabkę i przewrócił się na ziemię. Nie wykazywał chęci wstania. Stracił chyba przytomność. „No nic” – myśli sobie nasza bohaterka, cokolwiek już zobojętniała wobec problemu, dalej jednak czując pewnego rodzaju sympatię dla nieszczęśnika. „Przynajmniej się wyśpi”.
Posłowie
Życie ucznia liceum nie jest proste i bynajmniej nie przypomina w żaden sposób tego, co jest nam serwowane przez Netflixa czy HBO. Codzienność czasem bywa równie szara co pogoda za szkolnym oknem – ale hej! Zawsze można znaleźć coś więcej!
I chociaż tekst ten, karykaturalnie przerysowując problemy wielu licealistów – niewyspanie, ciągłe zmęczenie, kiepską dietę „puszkową”, opierającą się w dużej mierze na teinie lub kofeinie, przeładowanie nauką i podręcznikami i na szczycie wszystkiego – zniechęcenie; to wierzę, że sam akt napisania tej satyry jest symbolem, że zawsze można znaleźć coś większego! Większego niż tylko nauka i ciułanie do matury.
Wspólne poradzenie sobie z problemem polskiego systemu edukacji, który tak mocno wciska nas w ziemię kolanem. I z takim przesłaniem chciałabym nas wszystkich zostawić – nie dajmy się! Bądźmy razem.
Artykuł powstał przy współpracy Zosi Płazy z ulicą krótką.
Zosia Płaza – zawodowo zajęta robieniem rzeczy lubelska licealistka, wiecznie bujająca głową w obłokach. Na tyle często, że wszędzie gubi swoje rzeczy, ciągle gdzieś śpiesząc. Nie gubi jednak ani myśli, ani pomysłów, które dzielnie spisuje lub którymi dzieli się ze swoim otoczeniem. Wierna fanka fantastyki, kawy, grania na gitarze i suchych żartów. Zapalona żeglarka i twórczyni tekstów literackich – w dwóch językach.