Popkulturowo żyjemy w specyficznych czasach. Największy finansowy sukces odnoszą obecnie filmy takich marek jak Marvel Studios, które jeszcze silniej niż kiedyś opierają się na prostym schemacie i wydawałoby się linii najmniejszego oporu. Poza pewnymi wyjątkami niemal każda produkcja ma dokładnie taką samą budowę. Nie sposób nie wspomnieć także o warstwie wizualnej tych filmów – przez nałożone tempo wydawania kolejnych produkcji efekty komputerowe (często stanowiące wizualną większość filmów Marvela) wyglądają jak te z filmów sprzed dwóch dekad.
Dlaczego więc takie produkcje nadal się sprzedają? Filmy Marvel Studios to idealny przykład efektu utopionych środków – fani są po dziesiątkach seansów, włożyli ogromną ilość swojego czasu w poznawanie tego uniwersum, trudno byłoby teraz stwierdzić „To nie miało sensu, nie przepadam za tą marką”.
Ktoś mógłby powiedzieć: „Ale przecież Avatar”. Faktycznie, wizja reżyserska, ogromne wyniki finansowe, perfekcyjnie dopracowane efekty wizualne. Ale czy nie jest tak, że Avatar wygrywa wizualiami, które nie stawiają na kreatywne rozwiązania, stawiają za to na przepych i setki godzin prac animatorów i grafików oraz drogie rozwiązania technologiczne, jednocześnie scenariuszowo stojąc na dość przeciętnym poziomie.
W dodatku jest to przykład realizacji sequelu, oparcia się na znanej (faktycznie przełomowej) marce.
Za drugą część „Avatara” odpowiada studio „20th Century Fox”. Należące do Disneya. Do Disneya należy również Marvel Studios.
Czy jest więc miejsce na autorskie wizje i kreatywne kino? I czy da się rywalizować z takimi gigantami jak Disney, nie mając w swoim arsenale marki, technologii, wielkich nazwisk, czy rzeszy artystów.
Daniel Katz jadąc autostradą A24 z grupą znajomych uznał, że tak. A przynajmniej, że może spróbować. I tak narodził się pomysł studia A24.
Idea była prosta – dać młodym i utalentowanym reżyserom tak dużo swobody, jak to możliwe. Jednocześnie używać kreatywnych sposobów na efekty specjalne, aby maksymalnie wykorzystać niewielkie budżety.
Cztery lata po powstaniu studia, ich pierwszy film oryginalny „Moonlight” zdobywa najpierw nominację, a później Oscara za najlepszy film 2016 roku. Do dziś A24 otrzymało niemal 50 nominacji, zdobywając 16 statuetek, 8 w tym roku.
A jakie filmy produkuje właściwie A24? Nie ma tu miejsca na schemat, a tematyka jest niesamowicie różna.
Midsommar – horror oparty na skandynawskich wierzeniach ludowych, którego akcja niemal w całości odbywa się w dzień
Ex Machina – science-fiction opowiadające o młodym informatyku, który otrzymuje zadanie testowania sztucznej inteligencji i zaczyna budować z nią relację
Green Knight – kino drogi, będące wariacją na temat legend arturiańskich
Wszystko wszędzie naraz – dramat rodzinny opowiedziany w szalony i nieprzewidywalny sposób, oparty na teorii multiversum
To tylko niektóre z filmów wyprodukowanych przez A24. Jak widać każdy z nich ma swój własny charakter, jest nieszablonowy.
A24 stawia również na ciekawe rozwiązania marketingowe. Moim ulubionym przykładem jest promocja na premierę filmu „Ex Machina”. Twórcy stworzyli fałszywe konto na Tinderze, kreując postać Ava (androida z filmu), który, gdy został zmatchowany z jednym z użytkowników, pisał z nim i przekierowywał na swój profil na Instagramie, gdzie zamieszczony był zwiastun nowego filmu.
Zespół przygotowujący efekty specjalne dla wymienionej na początku drugiej części „Avatara” składał się z 1700 osób. W przypadku Diuny było to około 1200 osób. Nad najgłośniejszym do tej pory filmem A24 „Wszystko wszędzie naraz” pracował zespół pięciu specjalistów od efektów specjalnych. Jak to możliwe? Zamiast scen z rozbudowanymi modelami grafiki komputerowej i sztucznego tła, scenarzyści i reżyserzy postawili na efektowny montaż, efekty praktyczne – faktycznie istniejące elementy scenografii, a także na zabawę ustawieniami kamery, kreatywne wykorzystywanie paneli LED.
Przełomowość widać także w nagrodach zdobywanych przez filmy A24 i w małych historiach z nimi związanymi. W tym roku „Wszystko wszędzie naraz” zdobyło szereg nagród na festiwalu SAG. Przetarło tym historię, zdobywając pierwsze nagrody dla aktorów pochodzących z Azji. Film ten to również wspaniały powrót aktora Ke Huy Quana po dziesiątkach lat nieobecności na rynku filmowym, głównie ze względu na jego pochodzenie.
Największa zaleta może stać się również wadą. Filmy omawianego studia są zazwyczaj nieszablonowe i mogą zwyczajnie uchodzić za ‘dziwne”. W samej zapowiedzi, podczas całego seansu, czy w konkretnych momentach filmu. Swoboda twórcza i założona idea nieszablonowości sprawia, że dla przeciętnego (co wcale nie znaczy gorszego!) widza ta wizja może być przytłaczająca lub zwyczajnie nietrafiona.
Pomimo, a być może właśnie przez, swoją kreatywność i pomysłowość filmy studia A24 pozostają dość niszowe. Chociaż większość z nich przynosi spore w kontekście budżetu zyski, to nadal nie są to filmy, które są w stanie ilością zgromadzonej widowni konkurować z największymi wytwórniami.
Ale być może tak musi pozostać – produkcje tego studia są przecież filmami nierzadko wymagającymi i z założenia tworzonymi dla raczej wąskiego grona odbiorców (co oczywiście nie znaczy, że wszystkie filmy gromadzące dużą widownię są szablonowe i płytkie). Wartością są w tym przypadku drobne historie i pomysły, nie cyfry w box office, czy popularność marki.
___
Przemysław Celiński – student i pasjonat-amator psychologii. Dawniej copywriter hurtowych tekstów, z czym już (na szczęście) skończył. Interesuje się popkulturą, a szczególnie fantastyką, a także nowinkami technologicznymi. Zagorzały wolontariusz i okazjonalny wychowawca kolonijny. Gdy ma czas wolny wpada w love-hate relationship z wszelkiego rodzaju poradnikami i internetowymi kursami.